sobota, 6 października 2012

ROZDZIAŁ 1.


~~Alison~~

Droga do Portland zajęła Nam wszystkim całą noc. Nad samym ranem byliśmy już jednak na miejscu. Scott uśmiechnął się zalotnie w moją stronę puszczając oczko. Faye spojrzała na nas, po czym przewróciła znacząco oczami. Moja przyjaciółka od dawna uważała, że mój związek jest w znacznym stopniu przesłodzony, jednak ja byłam zakochana i nie zauważałam żadnych skaz.
Mężczyzna zatrzymał samochód zaraz pod wieżowcem. Faye spojrzała w moją stronę i szczerze się uśmiechnęła, parodiując chwilę później mojego chłopaka. Zaczęłam się głośno śmiać, jednak chwilę później przestałam gdyż spostrzegłam się, ze obok szyby przy której siedziałam stoi mocno zdezorientowany Scott.
Chłopak pomógł mi wyjść z samochodu, po czym podszedł sam do bagażnika i wziął wszelkie moje walizki, jak również jedną, która należała do Faye.

-Noszenie walizek to chyba jedyny plus wiązania się.- prychnęła czarownica, wyciągając z samochodu  resztę swych rzeczy
-Nie tylko Faye, nie tylko.- podeszłam do mojego chłopaka i skradłam mu jeden pocałunek
-Wierz mi kochana, bez związku mogę to robić w równie ekscytujący co ty sposób.- Faye prychnęła, po czym zmierzyła Scotta i ruszyła do budynku
-Kocham cię wiesz ?- spytałam, otwierając mojemu chłopakowi drzwi
-Dziękuję, że w dobie ciągłego przesiadywania z Faye jeszcze jest w tobie odrobina Alison, którą kocham.- powiedział zmachany Scott, wsadzając bagaże do windy
-Czyli, że jest jakaś część mnie której nienawidzisz ?- spytałam, udając urażenie
-Ciebie nie da się nienawidzić.- powiedział bez zastanowienia mężczyzna
-Wzorcowa odpowiedź.- wyznałam, po czym podeszłam bliżej chłopaka i pocałowałam go centralnie w usta, wplątując palce w jego dłonie.

Chwilę później winda stanęła, a przed nami pojawiło się dwóch mężczyzn, całkowicie zdziwionych naszą obecnością. Automatycznie oderwałam się od mojego chłopaka.  Wyższy z nich spojrzał na mnie dziwnym, hipnotyzującym wzrokiem, który całkowicie mnie obezwładnił, za  to niższy z nich całkiem rozbawiony całą sytuacją tylko lekko złośliwie się  uśmiechnął, po czym wszedł  pewny siebie razem z przyjacielem do windy.

-Alison te bagaże ważą !- krzyknął spod drzwi mieszkania Scott
-Już idę !- krzyknęłam, przechodząc obok tajemniczego bruneta, którego wzrok sprawił iż zapomniałam mowy w gardle
-Masz klucze ?- spytał mnie, kiedy byłam już obok
-Co proszę ?- spytałam całkiem zapominając o skupieniu
-Klucze Alison, klucze !-krzyknął donośnie
-Już, nie musisz krzyczeć.- odparłam, podając mu pęk kluczy
-Dziękuję.- odparł Scott, otwierając drzwi, za którymi wreszcie ujrzałam moje nowe mieszkanie, to znaczy nasze, moje i Faye
-Zostaniesz jeszcze na chwilę kochanie ?- spytałam chłopaka, trzepocząc rzęsami
-Właściwie to rozmawiałem z Faye, powiedziała coś w stylu : ,,Jeśli chcesz żebyśmy się zaprzyjaźnili i razem czarowali to musisz zaraz po odwiezieniu Alison zniknąć i dać jej jeden dzień swobody’’- parsknęłam śmiechem
-Kocham cię, ale jutro nie obejdzie się bez spotkania.- powiedziałam, przewracając oczami
-Oczywiście kochanie, jutrzejszy dzień należy całkowicie do nas.- odparł zadowolony chłopak
-Do zobaczenia.- podeszłam do Scotta i pocałowałam go w usta
-Do jutra.- chłopak uśmiechnął się po czym zniknął z pomieszczenia.

Westchnęłam głęboko, po czym weszłam do pokoju, który miałam zajmować. Był on duży i bardzo przestronny. Na środku  znajdowało się wielkie łóżko, obok którego natomiast była pokaźna biała szafa. Najbardziej spodobało mi się to, ze miałam własną łazienkę i balkon, na którym były piękne rośliny, które uwielbiałam.

Faye zawsze się ze mnie śmiała, nie rozumiała tego, ze łowca wilkołaków może być tak delikatnym stworzeniem jak ja, jednak pomimo tego co o mnie myślała, kochałam ją, kochałam jak siostrę. Po chwili do mojego pokoju zapukała Faye, opierając się o framugę drzwi.

-Widziałaś Nasz zarąbisty taras ?- spytała wiedźma
-Nie, muszę go zobaczyć.- poszłam za przyjaciółką. Widok był nieziemski. Mogłyśmy dostrzec całe miasto, robiące naprawdę piorunujące wrażenie. – Jest…- nie zdążyłam skończyć myśli, gdyż Faye weszła mi w słowo
-Tak wiem, jest piękny bla, bla, bla.- powiedziała Faye, naśladując mój głos- Idziemy  się przejść, rusz swój krągły tyłek panno zawsze dobra.- dodała czarownica, nakładając na siebie czarną, skórzaną kurtkę
-Gdzie idziemy ?- spytałam, kiedy tylko wyszłyśmy z budynku
-Przed siebie, spontaniczność, pamiętasz jeszcze co to było ?- spytała mnie czarownica, idąc żwawo przed siebie
-Widziałaś naszych sąsiadów ?- spytałam nagle przyjaciółki
-Tych przystojnych brunetów ?- spytała mnie kobieta
-Tak sądzę.- odparłam
-Widziałam ich jak wychodzili z balkonu, są całkiem nieźli, ale wiesz ty masz Scotta, jesteś jak pies na smyczy.- wytknęła mi kobieta
-Ale ty jesteś wolna diable.- powiedziałam, pokazując jej język
-Znasz mnie, wolę być wolnym ptakiem.- Faye wzniosła ręce w górę
-Który sypia z kim chce i kiedy chce.- wytknęłam jej
-W sumie masz całkowitą rację.- nastolatka wzruszyła ramionami
- Idziemy do tamtego klubu ?- spytała mnie czarownica, pokazując na oświetlony budynek
-A co mi tam, skoro spławiłaś Scotta nie mam innej alternatywy.- Faye spiorunowała mnie wzrokiem, po czym pociągnęła w jego stronę
-Czego się napijecie dziewczyny ?- spytał Nas blond włosy barman
-A co polecasz ?- spytałam
-Taka piękna dziewczyna jak ty na pewno napiłaby się mojego specjału.- odparł chłopak
-A taka piękna dziewczyna jak ja napiłaby się Burbonu, miło, że pytasz.- wtrąciła się Faye z tym jej ironicznym głosem
-Już się robi.- powiedział chłopak, odwracając się w celu sporządzenia alkoholu
-Jesteś okropna.- zaczęłam się głośno śmiać
-Ja nie !- powiedziała Faye- Ale ten chłopak jest mocno nierozgarnięty.- dodała
-Bardzo proszę.- powiedział po chwili barman, podając nam drinki- Długo jesteście w mieście, wcześniej Was tu nie widziałem.- dodał, wbijając we mnie swoje zielone oczy
-Nie, dopiero przyjechałyśmy.- powiedziałam szybko
-Może potrzebujecie jakiegoś oprowadzacza ?- zaproponował blondyn
-Dzięki, ale…- nie skończyłam, gdyż w słowo weszła mi powtórnie Faye
-Mamy już kogoś stary, nie licz na nic.- powiedziała dziewczyna, ciągnąc mnie za sobą w stronę jakiegoś stolika na środku sali.
-Z takim nastawieniem na pewno nie znajdziemy przyjaciół.- wytknęłam Faye. Dziewczyna westchnęła.
-Mam nadzieję, ze Nasi nowi sąsiedzi będą bardziej rozrywkowi niż tamten koleś.- nastolatka powtórnie westchnęła. Po chwili  przysiadł się do Nas jakiś brunet.
-Hej, może zatańczymy ?- zaproponował Faye
-Jasne idź, ja właściwie pójdę na spacer.- odparłam wstając i idąc w kierunku drzwi. Moja przyjaciółka była właśnie w swoim żywiole.

Kiedy tylko byłam na zewnątrz wreszcie mogłam wziąć w płuca porządną ilość powietrza. Postanowiłam udać się do portu, z którego podobno nasze miasto słynęło. Usiadłam zaraz przy brzegu i obserwowałam ruch wody. Po chwili przysiadł się do mnie nie kto inny niż mój własny sąsiad. Uśmiechnęłam się w jego stronę, oczekując iż wreszcie sam cos z siebie wydusi.

-Jestem Lee Labeque.- powiedział mężczyzna- Jak się pewnie domyślasz to ja jestem Twoim nowym sąsiadem, mieszkającym z ironicznym brunetem pod jedynym dachem.  – dodał
-Miło mi cię poznać sąsiedzie, mieszkający z ironicznym współlokatorem. Jestem Alison Argent twoja jak się domyślasz nowa sąsiadka, mieszkająca z ironiczną brunetką pod jednym dachem.- Mężczyzna zaśmiał się
-Miło mi sąsiadko.- powiedział z trudem powstrzymując śmiech.
-Długo już tam mieszkacie ?- spytałam po chwili
-3 miesiące, totalny spontan.- powiedział mężczyzna, wzruszając ramionami
-Gdzie wcześniej mieszkałeś, jeśli oczywiście mogę spytać.- chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się
-Mystic Falls , wiesz miałem w sumie dziewczynę, jednak ona wolała mojego najlepszego kumpla.- wyjaśnił brunet- A ty?- spytał po chwili
-Co ja ?- zawtórowałam mu pytaniem
-Skąd jesteś ?- mężczyzna znowu się zaśmiał
-Chance Harbor, razem z przyjaciółką i chłopakiem potrzebowaliśmy odmiany.- wyjaśniłam
-Chłopakiem z windy ?- spytał mężczyzna, śmiejąc się
-Chłopakiem z windy.- oznajmiłam
-Co powiesz na podwózkę ?- spytał po chwili
-Chętnie, bo robi się już zimno.- powiedziałam szybko idąc za chłopakiem do jego samochodu

Przez całą drogę do domu Lee opowiadał mi różne kawały, przez które nie mogłam powstrzymać napadu śmiechu. Kiedy tylko na niego patrzyłam nie mogłam już oderwać wzroku. Dawno nie spotkałam kogoś takiego jak on. Pod budynkiem zauważyłam niedowierzającym wzrokiem Scotta, trzymającego w dłoni bukiet róż.

-Scott !- krzyknęłam, przytulając chłopaka- Jednak przyjechałeś.- dodałam szczęśliwa
-Faye mi nie straszna.- powiedział słodkim głosem
-Tak się cieszę !- krzyknęłam, idąc za nim w stronę naszego nowego mieszkania.

~~Lee~~

Alison tylko gdy zobaczyła pod domem Scotta wysiadła jak oparzona z pojazdu zapominając o tym, ze ją podwiozłem. Ta dziewczyna wydawała się być taka wyjątkowa, oryginalna, inna w odróżnieniu od tych wszystkich łatwych panienek panoszących się po mieście, jednak jak to się zawsze okazywało musiała być już zajęta.  
Spojrzałem tęsknym wzrokiem na nią odchodzącą, całkowicie szczęśliwą, pochłonięta opowieściami swojego chłopaka.  Po chwili podszedł do mnie Damon.

-Podoba ci się, co ?- spytał mnie nagle brunet
-Skąd ten pomysł.- wzruszyłem ramionami, idąc w stronę wieżowca
-Znam ten uśmiech.- Damon ciągle drążył temat
-Skończ Salvatore, miłość nie istnieje, pamiętasz ?- spytałem po czym całkowicie ignorując mojego współlokatora ruszyłem do naszego mieszkania

~~Faye~~

Po tym, gdy moja nudna najlepsza przyjaciółka, wyszła, z tego jakże rozrywkowego miejsca ja nie oszczędzając czasu, ruszyłam z moim dzisiejszym nabytkiem na parkiet. Musiałam jakoś odreagować, po tym, jak przez całą drogę znosiłam, czułe słówka pary idealnej. W takich wypadkach, po prostu nie mogłam nie przekręcić oczami. Powiedzmy, że nie tolerowałam, związku Alison ze Scottem. Był przesłodzony, jak i zbyt nudny. Moim zdaniem, związek nie ma sensu. Po co się z kimś wiązać, skoro cały świat stoi otworem. I zamierzałam się tego trzymać aż do usranej śmierci, chociaż, jestem w 99 procentach pewna, że ona nie nastąpi tak "szybko" otóż, niespodzianka! Jestem nieśmiertelna! Zdziwieni? ja nie. Od samego początku, wiedziałam, że mam w sobie więcej mocy i że kiedyś ją wykorzystam. lecz nie pora na takie głębokie przemyślenia. Nie teraz, gdy przed sobą, mam dość przystojnego mężczyzną. Dzisiaj musiałam się wyżyć. Jak to mówią, seks jest lekarstwem na wszystko.. na razie wystarczyła mi zabawa.
Powoli zaczęłam, ruszać biodrami w rytm piosenki, nawołując, jak się później dowiedziałam Maksa. Ten, spojrzał na mnie z pożądaniem, a już po chwili, wirowaliśmy po parkiecie, we dwoje. Co jakiś czas, śmiałam się ironicznie, informując wszystkich wokoło, że jestem szczęśliwa, ja nikt inny na tej sali. Nie mogłam się powstrzymać, by tego nie robić. W końcu jak to sama Alison określiła, jesteśmy tup o to żeby się bawić, a nie użalać się nad sobą jak nie którzy( czytajcie. Scott. Nie to, żebym miała coś przeciwko nie mu..dobra mam coś przeciwko niemu)
-mała przerwa na drinka wydyszał Max, wyraźnie zmęczony tańczeniem ze mną. W myślach przekręciłam tylko oczami. Kondycji to on nie ma. Niestety moja złośliwość na dzisiaj wygasała przynajmniej tak mi się zdawało, więc uśmiechnęłam się niczym słodka idiotka  i dałam pociągnąć się w stronę baru, gdzie dalej obsługiwał ten laluś. nagle cała moja ironiczna strona wróciła ze zdwojoną siłą. postanowiłam pożartować sobie z tego "macho" i za każdym razem, gdy próbował nalać nam drinka szklanka odlatywała na drugi koniec baru.
-Co do cholery? -warknął w końcu mężczyzna nie wytrzymując. Hm..no proszę czyli już wiem, jakie typu tu mieszkają. Połowa nie ma dobrej kondycji a kolejna, wkurwia się z byle powodu. Szczerze bywało gorzej..
-Mógłbyś się pospieszyć jęknęłam stukając wyczekująco palcami o blat-To nie może być takie trudne- dodałam, po czym uśmiechnęłam się diabolicznie w jego stronę. Widziałam w jego oczach że się przestraszył. I dobrze. Właśnie o to mi chodziło. Tak wiem, jestem nie do wytrzymania, ale o dziwo przyjaciół mi nie brakuje. Ba! Wręcz potrzebują mnie do życia, bo nikt nie wkurwia ich tak jak ja.
Gdy po bardzo długiej chwili trzymałam już swojego drinka, zaczęłam na nowo flirtować z Maxem.
-Moim zdaniem był identyczny jak inni Niestety ten kochaś niczym sie nie wyróżniał aczkolwiek nie narzekałam. Wiadomo, jestem tu nowa więc trzeba chcąc nie chcąc zacząć od zera. Hm..nie ma to jak moje rozkminiania po kilku drinkach. No ale cóż, takie życie.
-Co powiesz żebyśmy się przewietrzyli wymruczał mi do ucha chłopak który był już całkiem nie źle wstawiony. Wiedziała, co przez to rozumiał, lecz nawet nie protestowała. Seks zawsze pomagał mi przetrwać na tym zasranym świecie, więc czemu nie?
-Chętnie-odszepnęłam zalotnie, i nie patrząc na niego ruszyłam w stronę wyjścia poruszając biodrami w rytm piosenki. czułam już wzrok połowy mężczyzn na sobie i szczerze, byłam z siebie z tego powody zadowolona. Podobno pierwsze wrażenie jest najważniejsza a ja, skromnie powiem że wykonała perfekcyjnie moje zadanie.
Nagle uderzyła mnie fala świeżego powietrza która była spowodowana tymże otworzyłam wejściowe drzwi. Na dworze było przepięknie. Pełnia księżyca, oświeciła prawie że całe Portland. Przekręciłam głową w jednym kierunku, uśmiechając się sama do siebie. Czuła, jak cała moja moc, przepływa przez moją krew, dając mi poczucie bezpieczeństwa jak i nieograniczonej potęgi. Kocham ten stan..I najlepsze jest to ,że nikt nie może mi go zabrać.
Po chwili koło mnie pojawił się owy Max który bez żadnych wstępów wpił się łapczywie,  w moje usta. Nie protestowałam ani nie odepchnęłam go od siebie, co jak co, ale naprawdę całował. Hm..czyli jednak nie był taki zwyczajny. Nasze języki błądziły walcząc o dominacje i poznając różne zakamarki naszych podniebień. Lecz nawet ten stan nie mógł oczywiście trwać za długo.
-Ooo ładna, nie powiem dobrze się spisałeś Moody.-usłyszałam męski głos który przerwał mi tą jakże "romantyczną" chwilę. Kurwa! Nawet pobawić się nie dadzą w tym pieprzonym mieście. Jeszcze do tego moja moc dawała o sobie znać. Wszystko odczuwałam podwójnie jak i nie potrójnie.
-Czego?!-warknęłam do chłopaka, który nie miał więcej niż 23 lata.
-Spokojnie kochaniutka.-zaśmiał się szyderczo. Chyba mnie zaraz szlak trafi. Jak on mnie nazwał?
-Podoba ci się? -powiedział podekscytowany Max-Nawet nie musiałem jej niż dosypywać. -tu akurat musiałam zaśmiać się złośliwie.
-Nawet nie wiesz z kim zadzierasz-warknęłam Czy się bałam? Nie..można było rzecz, że wcale. Zabijałam już wampiry, wilkołaki, hybrydy, więc zwykły psychol mi nie straszny.
-Widzę, że mała ma pazurki.--odezwał się znowu ten sukinsyn."Faye uspokój się"= nakazywałam sobie w myślach. Hm..właściwie to miałam już pewien zacny plan.
-Zostawcie mnie w spokoju-szepnęłam łamiącym się głosem. Oczywiście tylko udawałam. Nie myślcie sobie że jestem taka słaba. Mężczyźni zaśmiali się ze mnie głośno a po chwili jeden z nich złapał mnie za ręce, na co Max, zatkał mi buzie, tak, żebym nie mogła krzyczeć. Nawet nie próbowałam, bo chciałam się chwilę podroczyć.
-Czeka nas długo noc, kochaniutka-szepnął brunet w moim kierunku. mimowolnie przekręciłam oczami. Miałam się odprężyć a wyjdzie na to, że  w Portland pojawi się pierwsze niewyjaśnione morderstwo a raczę morderstwa.
Jednym szybkim ruchem wyrwałam się tym sukinsynom.
-Beznadzieja-jęknęłam podziwiając z nudów moje paznokcie.- Czy naprawdę myślicie, że zabijecie, mnie tak łatwo? powodzenia.- mruknęłam, puszczając oko w ich stronę.
Nieoczekiwanie(tak mam na myśli, sarkastyczne "nieoczekiwanie") Max wyjął z jednej kieszeni mały nóż, który miał za zadanie, mnie przestraszyć.
-O boże-pisnęłam udając przerażona.-Przecież to nóż. Jezu tego się nie spodziewałam, naprawdę zaskoczyłeś mnie.-machnęłam rękę, a ten niby niebezpieczne narzędzie wyleciało z dłoni niedoszłego  mordercy. Jaka szkoda, Na ich nieszczęście dopiero się rozkręcałam i nawet Alison, która w takich sytuacjach zawsze mnie uspokaja łanie pomogłabym mi za bardzo się wczułam ,by na tym poprzestać.
-Przegięłaś dziewczynko-ryknął "koleżka" ,po czym rzucił się na mnie. w(o ironio)  ludzkim tempie, A już myślałam, że będzie przynajmniej trochę interesująco. Westchnęłam teatralnie ,lecz już nie zwlekając pomyślałam dwa proste  słowa, po łacinie, a mój dzisiejszy przeciwnik leżał martwy niecałe 7 metrów ode mnie. Cóż za szkoda, a był nawet ładny.
-Coś ty mu zrobiła-krzyknął brunet, parząc na mnie z przerażeniem.
-Improwizacja-wzruszyłam ramionami. Nagle Max nie wiadomo skąd wyciągnął pistolet. A z podskoczyłam z radości.
-Nareszcie!- powiedziałam uśmiechając się diabolicznie .Po chwili usłyszałam wystrzał który o dziwo, był skierowany na mnie. W nadnaturalnym tempie odskoczyłam na bok, śmiejąc się   ironicznie.
-Pudło! Postaraj się bardziej proszę -jęknęłam. Powoli zaczynało mi się to wszystko nudzić.
Ja rozumiem, chłopak jest niewyżyty ale proszę was! Bez przesady. Nie chciałam go zabijać. Może jedynie tylko przez chwilę potorturować, i nic więcej. Czy to aż tak wiele?
Gdy tak właśnie odskakiwałam, z boku na bok, w końcu zaprzestałam i stanęłam oko w oko, z Maxem.
-jesteś beznadziejny-stwierdziłam, nie chętnie gdy wtem ten suki syn po raz pierwszy mnie zaskoczył, łapiąc mnie za włosy, i przytrzymując za gardło.
-A co teraz powiesz?- syknął. Tym razem milczałam jak zaklęta, myśląc nad najszybszym sposobem zabicie, tego dupka.
-Ooo widzę, że trafiłem na show odezwał sie jakiś głos z tyłu. Automatycznie, odwróciłam głowę, i ujrzałam przed sobą, czarnowłosego chłopaka, który trzymał w ręku whisky. No nie, kurwa, jeszcze jego tu brakowało.-Zostaw tą dziewczynkę, nie jest warta twojego zachodu bracie.-dodał po chwili, i uderzył Maxa, z całej siły, tak, że ten zakołysał się niebezpiecznie, by nagle upaść, na ziemię niczym jego kolega.
Warknęłam, przeciągle w stronę nieznajomego.
-A gdzie jakieś dziękuję?!-krzyknął w moją stronę mój "wybawiciel", gdy chciałam z tond jak najszybciej zniknąć.
-Nikt cię nie prosił o pomoc kochasiu.-wytknęłam mu. Ten tylko w odpowiedź zaśmiała się głośno.
-Ten suki syn by cię zabił, gdyby nie ja. Chyba, należy mi się coś w nagrodę-udawał oburzonego.
-Spieprzyłeś mi całą zabawę, lalusiu, więc wypierdalaj mi teraz łaskawie-powiedziałam siląc się by nie wybuchnąć. To był mój taki mały minusik. Gdy już zaczęłam używać magii, pragnęłam coraz więcej i więcej. Można się nawet przyzwyczaić.
-Ostro.-gwizdnął w moją stronę czarno-włosy .-Taka mała, a taka zadziorna- westchnął. -Jeszcze kiedyś mi podziękujesz za uratowanie twojego tyłka słodziutka -dodał po czym zniknął. Boże jak ja nie cierpię takich palantów.
-Pierdol się.-powiedziałam tylko i zaczęłam iść w przeciwnym kierunku. Skoro jestem nowa, to wypadało by go pozwiedzać.
Po tylu emocjach, jest to nawet wskazane. Na szczęście, natrafiłam na otwarty monopolowy i zaopatrzyłam, się w najpotrzebniej rzeczy, wódka Absolut, i Burbon. Jak szaleć to szaleć.
Później jedyne co pamiętam to molo, burza, która rozpętałam, jakiś chłopak, z którym być może się przespałam, i Scott..chyba naprawdę byłam mocno najebana, że go widziałam. Jak to Alison, stwierdziła mam schizy. I to nie złe.

~~Damon~~

Spojrzałem na dziewczynę przede mną, która prawie że nie zginęła z ręki jakiegoś psychola z miną typu "no chyba sobie żartujesz". Była dziwna. Nie dość, że uratowałem jej życie, co nie zdarza mi się za często, to jeszcze miała do mnie pretensje. Ta..i właśnie dlatego nie rozumiałem ludzi. Robisz coś dobrego, a tu nagle dostajesz opieprz. Nie ma co, dziewczyna ma klasę.
-Pierdol się.-powiedziała tylko, na co ja przekręciłem oczami, i zniknąłem w mroku. Naprawdę zszokowała mnie swoim zachowaniem, no ale cóż. Te dziewczyny teraz takie są. Wyszczekane i gówno warte.
Nie tracąc już czasu ruszyłem w kierunku domu, a przed wejściem ujrzałem stojącego Lee, z miną męczennika. Uniosłem jedną brew ku górze, i podążyłem za nim wzrokiem. Niecałe 10 metrów od nas stała młoda ,zakochana para, która obściskiwała się na naszych oczach. Więc teraz już wszystko jasne.
-Podoba ci sie co?- powiedziałem w stronę mojego jedynego dobrego przyjaciela.
-Skąd ten pomysł?- odparł jak gdyby nigdy nic ,lecz mnie nie oszuka. Z resztą znałem go, i wiedziałem, co mu chodzi po głowie.
-Znam ten uśmiech.-drążyłem.
-Skończ Salvatore, miłość nie istnieje, pamiętasz ?-wytknął mi, po czym nie patrząc na mnie, udał się do naszego mieszkania. I tu mnie miał. Niestety albo stety miał rację. To pieprzone uczucie nie istniało nigdy nie zaistnieje w moim sercu ponownie. Pieprzyć te wszystkie miłosne rozterki..
-Popieram krzyknąłem, za nim, w wampirzym tempie go doganiając.
-nie ma to jak nasze zrozumienie.-mruknął  Lee wyraźnie przygnębiony.
-Co powiesz, na whisky? -raczej stwierdziłem niż spytałem ale to szczegół.
-O tak..-przytaknął tylko, siadając w naszym fotelu, gdzie zazwyczaj, ja zajmowałem miejsce. Tym razem mu odpuszczę, ponieważ czuję na odległość, że ma doła. Cóż za ironia..
Po chwili przyniosłem, nam dwie szklanki. Wypełniłem je do pełna, i jednym duszkiem, wypiłem  zawartość. Nie ma to jak alkohol..
-za pierdoloną wolność stary, za wolność. -mruknąłem

______________________________________________________

I OTO DOBRNĘLIŚMY WSPÓLNIE DO PIERWSZEGO ROZDZIAŁU !!! Tu Lara, gdyż tym razem ja dodaję notkę, a moja najukochańsza Skyler obijała się przy pisaniu pierwszego rozdziału, wiec za karę to ja go dodaję. Piszcie czy postacie Wam się podobają i czy notka jest ciekawa.
Ps:.- Pozdrowienia dla Ciebie Sałato, a nie ma mnie na skypie bo tonę w nauce pozdro :p


4 komentarze:

  1. Nauka zawsze spoko (y)
    Czy mi się podoba!? Ah.. fantastyczny! :* Kocham to lalala...
    Postacie są wspaniałe. Ta wersja połączenia Pamiętników, Kręgu, Alison i Lee jest genialna..
    Polubiłam naszą łowczynię, gdyż jest bardzo sympatyczną i dobrą dziewczynką. xd Popieram Faye! Nie lubię Scotta. Czy jak mu tam.. Alison i Lee.. Oni razem byliby zajebiści! ;* Kocham ten ich dialog... Chyba w tym rozdziale mój ukochany moment na pierwszym miejscu z tymi bandziorami.. xd
    Właśnie Faye jest no po prostu nieziemska.. Me gusta ^^ Ali ma z nią ciekawie nie powiem :D W ogóle kocham to, że tworzą razem takie kochane przyjaciółeczki! :>:>
    To teraz mój Damon!! Kocham Cię!! On zawsze jest biedny (na moim blogu również) -.- Szczerze to nie umiem napisać o szczęśliwym Damonie.. Bo to nie ten sam wampir.. Tu jest On świetny.. Kocham Go i Faye. Wyczuwam jakiś romansik? xd
    Teraz Lee.. Podoba mi się mimo tego, że o Nim chyba było najmniej... ;c Poproszę speszjal for me jakiś momencik z Nim ! <33 Wracając lubię Go już za przyjaźń z Damonem...

    Ogólnie nie wiem czemu, ale jak czytam o Alison to widzę w niej Cassie. Dlaczego ? Nie mam zielonego pojęcia, ale mnie to wnerwia..

    Mówiłam już jak bardzo się cieszę, że założyłyście razem bloga !? Jeśli nie to mówię i będę to powtarzać w nieskończoność. :> Ubóstwiam Wasze blogi i style pisania ;33

    PS Mam nadzieję, że NN niebawem? :> ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział rewelacyjny a zwłaszcza te teksty Faye ta to mnie zawsze rozwali ^^ dziewczyna ma temperament . Mam nadzieję że Faye wreszcie się zakocha i po części zmieni swoje zachowanie choć przyznam że przypomina mi pewną wampirzycę Katherine Pierce. Czekam już na kolejny rozdział ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie dość, że rozdział dłuuuggi to jeszcze taaaki zajebisty ^.^ Łoje...Faye rządzi! Jest tutaj moją ulubienicą doliczając do tego Damona...Ach ten moment z tymi bandziorami był super! A potem jeszcze wkroczył do akcji Daaamon <3
    A Alison wydaje mi się taką cichą myszką, ale zobaczy się jeszcze później, co z niej wybrnie
    Scott...jest taki no trochę dziwny, popieram Faye!
    Lee...wydaje się być spoko i jeszcze ta nieziemska przyjaźń z Damonem! Czad!
    P.S- wybacz, że tak krótko, ale po pierwsze nie jestem dobra w pisaniu długich komentarzy, muszę sie nauczyć ;) Heh...a po drugie lecę oglądać film...bo już kochana rodzinka zaczęla beze mnie oglądać ;)
    POZDRAWIAM WAS :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Fantastyczny rozdział i super ze jest taki długi bohaterowie są świetni czekam na nastepny

    OdpowiedzUsuń