~~Alison~~
Droga do Portland zajęła Nam wszystkim całą noc. Nad samym
ranem byliśmy już jednak na miejscu. Scott uśmiechnął się zalotnie w moją
stronę puszczając oczko. Faye spojrzała na nas, po czym przewróciła znacząco
oczami. Moja przyjaciółka od dawna uważała, że mój związek jest w znacznym
stopniu przesłodzony, jednak ja byłam zakochana i nie zauważałam żadnych skaz.
Mężczyzna zatrzymał samochód zaraz pod wieżowcem. Faye
spojrzała w moją stronę i szczerze się uśmiechnęła, parodiując chwilę później
mojego chłopaka. Zaczęłam się głośno śmiać, jednak chwilę później przestałam
gdyż spostrzegłam się, ze obok szyby przy której siedziałam stoi mocno
zdezorientowany Scott.
Chłopak pomógł mi wyjść z samochodu, po czym podszedł sam do
bagażnika i wziął wszelkie moje walizki, jak również jedną, która należała do
Faye.
-Noszenie walizek to chyba jedyny plus wiązania się.-
prychnęła czarownica, wyciągając z samochodu resztę swych rzeczy
-Nie tylko Faye, nie tylko.- podeszłam do mojego chłopaka i
skradłam mu jeden pocałunek
-Wierz mi kochana, bez związku mogę to robić w równie
ekscytujący co ty sposób.- Faye prychnęła, po czym zmierzyła Scotta i ruszyła
do budynku
-Kocham cię wiesz ?- spytałam, otwierając mojemu chłopakowi
drzwi
-Dziękuję, że w dobie ciągłego przesiadywania z Faye jeszcze
jest w tobie odrobina Alison, którą kocham.- powiedział zmachany Scott,
wsadzając bagaże do windy
-Czyli, że jest jakaś część mnie której nienawidzisz ?-
spytałam, udając urażenie
-Ciebie nie da się nienawidzić.- powiedział bez
zastanowienia mężczyzna
-Wzorcowa odpowiedź.- wyznałam, po czym podeszłam bliżej
chłopaka i pocałowałam go centralnie w usta, wplątując palce w jego dłonie.
Chwilę później winda stanęła, a przed nami pojawiło się
dwóch mężczyzn, całkowicie zdziwionych naszą obecnością. Automatycznie oderwałam
się od mojego chłopaka. Wyższy z nich
spojrzał na mnie dziwnym, hipnotyzującym wzrokiem, który całkowicie mnie
obezwładnił, za to niższy z nich całkiem
rozbawiony całą sytuacją tylko lekko złośliwie się uśmiechnął, po czym wszedł pewny siebie razem z przyjacielem do windy.
-Alison te bagaże ważą !- krzyknął spod drzwi mieszkania
Scott
-Już idę !- krzyknęłam, przechodząc obok tajemniczego
bruneta, którego wzrok sprawił iż zapomniałam mowy w gardle
-Masz klucze ?- spytał mnie, kiedy byłam już obok
-Co proszę ?- spytałam całkiem zapominając o skupieniu
-Klucze Alison, klucze !-krzyknął donośnie
-Już, nie musisz krzyczeć.- odparłam, podając mu pęk kluczy
-Dziękuję.- odparł Scott, otwierając drzwi, za którymi
wreszcie ujrzałam moje nowe mieszkanie, to znaczy nasze, moje i Faye
-Zostaniesz jeszcze na chwilę kochanie ?- spytałam chłopaka,
trzepocząc rzęsami
-Właściwie to rozmawiałem z Faye, powiedziała coś w stylu :
,,Jeśli chcesz żebyśmy się zaprzyjaźnili i razem czarowali to musisz zaraz po
odwiezieniu Alison zniknąć i dać jej jeden dzień swobody’’- parsknęłam śmiechem
-Kocham cię, ale jutro nie obejdzie się bez spotkania.-
powiedziałam, przewracając oczami
-Oczywiście kochanie, jutrzejszy dzień należy całkowicie do
nas.- odparł zadowolony chłopak
-Do zobaczenia.- podeszłam do Scotta i pocałowałam go w usta
-Do jutra.- chłopak uśmiechnął się po czym zniknął z
pomieszczenia.
Westchnęłam głęboko, po czym weszłam do pokoju, który miałam
zajmować. Był on duży i bardzo przestronny. Na środku znajdowało się wielkie łóżko, obok którego
natomiast była pokaźna biała szafa. Najbardziej spodobało mi się to, ze miałam
własną łazienkę i balkon, na którym były piękne rośliny, które uwielbiałam.
Faye zawsze się ze mnie śmiała, nie rozumiała tego, ze łowca
wilkołaków może być tak delikatnym stworzeniem jak ja, jednak pomimo tego co o
mnie myślała, kochałam ją, kochałam jak siostrę. Po chwili do mojego pokoju
zapukała Faye, opierając się o framugę drzwi.
-Widziałaś Nasz zarąbisty taras ?- spytała wiedźma
-Nie, muszę go zobaczyć.- poszłam za przyjaciółką. Widok był
nieziemski. Mogłyśmy dostrzec całe miasto, robiące naprawdę piorunujące
wrażenie. – Jest…- nie zdążyłam skończyć myśli, gdyż Faye weszła mi w słowo
-Tak wiem, jest piękny bla, bla, bla.- powiedziała Faye,
naśladując mój głos- Idziemy się
przejść, rusz swój krągły tyłek panno zawsze dobra.- dodała czarownica,
nakładając na siebie czarną, skórzaną kurtkę
-Gdzie idziemy ?- spytałam, kiedy tylko wyszłyśmy z budynku
-Przed siebie, spontaniczność, pamiętasz jeszcze co to było
?- spytała mnie czarownica, idąc żwawo przed siebie
-Widziałaś naszych sąsiadów ?- spytałam nagle przyjaciółki
-Tych przystojnych brunetów ?- spytała mnie kobieta
-Tak sądzę.- odparłam
-Widziałam ich jak wychodzili z balkonu, są całkiem nieźli,
ale wiesz ty masz Scotta, jesteś jak pies na smyczy.- wytknęła mi kobieta
-Ale ty jesteś wolna diable.- powiedziałam, pokazując jej
język
-Znasz mnie, wolę być wolnym ptakiem.- Faye wzniosła ręce w
górę
-Który sypia z kim chce i kiedy chce.- wytknęłam jej
-W sumie masz całkowitą rację.- nastolatka wzruszyła
ramionami
- Idziemy do tamtego klubu ?- spytała mnie czarownica,
pokazując na oświetlony budynek
-A co mi tam, skoro spławiłaś Scotta nie mam innej
alternatywy.- Faye spiorunowała mnie wzrokiem, po czym pociągnęła w jego stronę
-Czego się napijecie dziewczyny ?- spytał Nas blond włosy
barman
-A co polecasz ?- spytałam
-Taka piękna dziewczyna jak ty na pewno napiłaby się mojego
specjału.- odparł chłopak
-A taka piękna dziewczyna jak ja napiłaby się Burbonu, miło,
że pytasz.- wtrąciła się Faye z tym jej ironicznym głosem
-Już się robi.- powiedział chłopak, odwracając się w celu
sporządzenia alkoholu
-Jesteś okropna.- zaczęłam się głośno śmiać
-Ja nie !- powiedziała Faye- Ale ten chłopak jest mocno nierozgarnięty.-
dodała
-Bardzo proszę.- powiedział po chwili barman, podając nam
drinki- Długo jesteście w mieście, wcześniej Was tu nie widziałem.- dodał,
wbijając we mnie swoje zielone oczy
-Nie, dopiero przyjechałyśmy.- powiedziałam szybko
-Może potrzebujecie jakiegoś oprowadzacza ?- zaproponował
blondyn
-Dzięki, ale…- nie skończyłam, gdyż w słowo weszła mi
powtórnie Faye
-Mamy już kogoś stary, nie licz na nic.- powiedziała
dziewczyna, ciągnąc mnie za sobą w stronę jakiegoś stolika na środku sali.
-Z takim nastawieniem na pewno nie znajdziemy przyjaciół.- wytknęłam
Faye. Dziewczyna westchnęła.
-Mam nadzieję, ze Nasi nowi sąsiedzi będą bardziej
rozrywkowi niż tamten koleś.- nastolatka powtórnie westchnęła. Po chwili przysiadł się do Nas jakiś brunet.
-Hej, może zatańczymy ?- zaproponował Faye
-Jasne idź, ja właściwie pójdę na spacer.- odparłam wstając
i idąc w kierunku drzwi. Moja przyjaciółka była właśnie w swoim żywiole.
Kiedy tylko byłam na zewnątrz wreszcie mogłam wziąć w płuca
porządną ilość powietrza. Postanowiłam udać się do portu, z którego podobno
nasze miasto słynęło. Usiadłam zaraz przy brzegu i obserwowałam ruch wody. Po
chwili przysiadł się do mnie nie kto inny niż mój własny sąsiad. Uśmiechnęłam
się w jego stronę, oczekując iż wreszcie sam cos z siebie wydusi.
-Jestem Lee Labeque.- powiedział mężczyzna- Jak się pewnie
domyślasz to ja jestem Twoim nowym sąsiadem, mieszkającym z ironicznym brunetem
pod jedynym dachem. – dodał
-Miło mi cię poznać sąsiedzie, mieszkający z ironicznym
współlokatorem. Jestem Alison Argent twoja jak się domyślasz nowa sąsiadka,
mieszkająca z ironiczną brunetką pod jednym dachem.- Mężczyzna zaśmiał się
-Miło mi sąsiadko.- powiedział z trudem powstrzymując
śmiech.
-Długo już tam mieszkacie ?- spytałam po chwili
-3 miesiące, totalny spontan.- powiedział mężczyzna,
wzruszając ramionami
-Gdzie wcześniej mieszkałeś, jeśli oczywiście mogę spytać.-
chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się
-Mystic Falls , wiesz miałem w sumie dziewczynę, jednak ona wolała
mojego najlepszego kumpla.- wyjaśnił brunet- A ty?- spytał po chwili
-Co ja ?- zawtórowałam mu pytaniem
-Skąd jesteś ?- mężczyzna znowu się zaśmiał
-Chance Harbor, razem z przyjaciółką i chłopakiem
potrzebowaliśmy odmiany.- wyjaśniłam
-Chłopakiem z windy ?- spytał mężczyzna, śmiejąc się
-Chłopakiem z windy.- oznajmiłam
-Co powiesz na podwózkę ?- spytał po chwili
-Chętnie, bo robi się już zimno.- powiedziałam szybko idąc
za chłopakiem do jego samochodu
Przez całą drogę do domu Lee opowiadał mi różne kawały,
przez które nie mogłam powstrzymać napadu śmiechu. Kiedy tylko na niego
patrzyłam nie mogłam już oderwać wzroku. Dawno nie spotkałam kogoś takiego jak
on. Pod budynkiem zauważyłam niedowierzającym wzrokiem Scotta, trzymającego w
dłoni bukiet róż.
-Scott !- krzyknęłam, przytulając chłopaka- Jednak
przyjechałeś.- dodałam szczęśliwa
-Faye mi nie straszna.- powiedział słodkim głosem
-Tak się cieszę !- krzyknęłam, idąc za nim w stronę naszego
nowego mieszkania.
~~Lee~~
Alison tylko gdy zobaczyła pod domem Scotta wysiadła jak
oparzona z pojazdu zapominając o tym, ze ją podwiozłem. Ta dziewczyna wydawała
się być taka wyjątkowa, oryginalna, inna w odróżnieniu od tych wszystkich
łatwych panienek panoszących się po mieście, jednak jak to się zawsze okazywało
musiała być już zajęta.
Spojrzałem tęsknym wzrokiem na nią odchodzącą, całkowicie
szczęśliwą, pochłonięta opowieściami swojego chłopaka. Po chwili podszedł do mnie Damon.
-Podoba ci się, co ?- spytał mnie nagle brunet
-Skąd ten pomysł.- wzruszyłem ramionami, idąc w stronę
wieżowca
-Znam ten uśmiech.- Damon ciągle drążył temat
-Skończ Salvatore, miłość nie istnieje, pamiętasz ?-
spytałem po czym całkowicie ignorując mojego współlokatora ruszyłem do naszego
mieszkania
~~Faye~~
Po tym, gdy moja nudna najlepsza przyjaciółka, wyszła, z
tego jakże rozrywkowego miejsca ja nie oszczędzając czasu, ruszyłam z moim
dzisiejszym nabytkiem na parkiet. Musiałam jakoś odreagować, po tym, jak przez
całą drogę znosiłam, czułe słówka pary idealnej. W takich wypadkach, po prostu
nie mogłam nie przekręcić oczami. Powiedzmy, że nie tolerowałam, związku Alison
ze Scottem. Był przesłodzony, jak i zbyt nudny. Moim zdaniem, związek nie ma
sensu. Po co się z kimś wiązać, skoro cały świat stoi otworem. I zamierzałam
się tego trzymać aż do usranej śmierci, chociaż, jestem w 99 procentach pewna, że
ona nie nastąpi tak "szybko" otóż, niespodzianka! Jestem
nieśmiertelna! Zdziwieni? ja nie. Od samego początku, wiedziałam, że mam w
sobie więcej mocy i że kiedyś ją wykorzystam. lecz nie pora na takie głębokie
przemyślenia. Nie teraz, gdy przed sobą, mam dość przystojnego mężczyzną.
Dzisiaj musiałam się wyżyć. Jak to mówią, seks jest lekarstwem na wszystko.. na
razie wystarczyła mi zabawa.
Powoli zaczęłam, ruszać biodrami w rytm piosenki, nawołując,
jak się później dowiedziałam Maksa. Ten, spojrzał na mnie z pożądaniem, a już
po chwili, wirowaliśmy po parkiecie, we dwoje. Co jakiś czas, śmiałam się
ironicznie, informując wszystkich wokoło, że jestem szczęśliwa, ja nikt inny na
tej sali. Nie mogłam się powstrzymać, by tego nie robić. W końcu jak to sama
Alison określiła, jesteśmy tup o to żeby się bawić, a nie użalać się nad sobą
jak nie którzy( czytajcie. Scott. Nie to, żebym miała coś przeciwko nie
mu..dobra mam coś przeciwko niemu)
-mała przerwa na drinka wydyszał Max, wyraźnie zmęczony
tańczeniem ze mną. W myślach przekręciłam tylko oczami. Kondycji to on nie ma.
Niestety moja złośliwość na dzisiaj wygasała przynajmniej tak mi się zdawało,
więc uśmiechnęłam się niczym słodka idiotka
i dałam pociągnąć się w stronę baru, gdzie dalej obsługiwał ten laluś.
nagle cała moja ironiczna strona wróciła ze zdwojoną siłą. postanowiłam
pożartować sobie z tego "macho" i za każdym razem, gdy próbował nalać
nam drinka szklanka odlatywała na drugi koniec baru.
-Co do cholery? -warknął w końcu mężczyzna nie wytrzymując. Hm..no
proszę czyli już wiem, jakie typu tu mieszkają. Połowa nie ma dobrej kondycji a
kolejna, wkurwia się z byle powodu. Szczerze bywało gorzej..
-Mógłbyś się pospieszyć jęknęłam stukając wyczekująco
palcami o blat-To nie może być takie trudne- dodałam, po czym uśmiechnęłam się
diabolicznie w jego stronę. Widziałam w jego oczach że się przestraszył. I
dobrze. Właśnie o to mi chodziło. Tak wiem, jestem nie do wytrzymania, ale o
dziwo przyjaciół mi nie brakuje. Ba! Wręcz potrzebują mnie do życia, bo nikt
nie wkurwia ich tak jak ja.
Gdy po bardzo długiej chwili trzymałam już swojego drinka,
zaczęłam na nowo flirtować z Maxem.
-Moim zdaniem był identyczny jak inni Niestety ten kochaś
niczym sie nie wyróżniał aczkolwiek nie narzekałam. Wiadomo, jestem tu nowa
więc trzeba chcąc nie chcąc zacząć od zera. Hm..nie ma to jak moje rozkminiania
po kilku drinkach. No ale cóż, takie życie.
-Co powiesz żebyśmy się przewietrzyli wymruczał mi do ucha chłopak
który był już całkiem nie źle wstawiony. Wiedziała, co przez to rozumiał, lecz
nawet nie protestowała. Seks zawsze pomagał mi przetrwać na tym zasranym
świecie, więc czemu nie?
-Chętnie-odszepnęłam zalotnie, i nie patrząc na niego
ruszyłam w stronę wyjścia poruszając biodrami w rytm piosenki. czułam już wzrok
połowy mężczyzn na sobie i szczerze, byłam z siebie z tego powody zadowolona.
Podobno pierwsze wrażenie jest najważniejsza a ja, skromnie powiem że wykonała
perfekcyjnie moje zadanie.
Nagle uderzyła mnie fala świeżego powietrza która była
spowodowana tymże otworzyłam wejściowe drzwi. Na dworze było przepięknie.
Pełnia księżyca, oświeciła prawie że całe Portland. Przekręciłam głową w jednym
kierunku, uśmiechając się sama do siebie. Czuła, jak cała moja moc, przepływa
przez moją krew, dając mi poczucie bezpieczeństwa jak i nieograniczonej potęgi.
Kocham ten stan..I najlepsze jest to ,że nikt nie może mi go zabrać.
Po chwili koło mnie pojawił się owy Max który bez żadnych
wstępów wpił się łapczywie, w moje usta.
Nie protestowałam ani nie odepchnęłam go od siebie, co jak co, ale naprawdę
całował. Hm..czyli jednak nie był taki zwyczajny. Nasze języki błądziły walcząc
o dominacje i poznając różne zakamarki naszych podniebień. Lecz nawet ten stan
nie mógł oczywiście trwać za długo.
-Ooo ładna, nie powiem dobrze się spisałeś Moody.-usłyszałam
męski głos który przerwał mi tą jakże "romantyczną" chwilę. Kurwa!
Nawet pobawić się nie dadzą w tym pieprzonym mieście. Jeszcze do tego moja moc dawała
o sobie znać. Wszystko odczuwałam podwójnie jak i nie potrójnie.
-Czego?!-warknęłam do chłopaka, który nie miał więcej niż 23
lata.
-Spokojnie kochaniutka.-zaśmiał się szyderczo. Chyba mnie
zaraz szlak trafi. Jak on mnie nazwał?
-Podoba ci się? -powiedział podekscytowany Max-Nawet nie musiałem
jej niż dosypywać. -tu akurat musiałam zaśmiać się złośliwie.
-Nawet nie wiesz z kim zadzierasz-warknęłam Czy się bałam?
Nie..można było rzecz, że wcale. Zabijałam już wampiry, wilkołaki, hybrydy, więc
zwykły psychol mi nie straszny.
-Widzę, że mała ma pazurki.--odezwał się znowu ten
sukinsyn."Faye uspokój się"= nakazywałam sobie w myślach.
Hm..właściwie to miałam już pewien zacny plan.
-Zostawcie mnie w spokoju-szepnęłam łamiącym się głosem.
Oczywiście tylko udawałam. Nie myślcie sobie że jestem taka słaba. Mężczyźni
zaśmiali się ze mnie głośno a po chwili jeden z nich złapał mnie za ręce, na co
Max, zatkał mi buzie, tak, żebym nie mogła krzyczeć. Nawet nie próbowałam, bo
chciałam się chwilę podroczyć.
-Czeka nas długo noc, kochaniutka-szepnął brunet w moim
kierunku. mimowolnie przekręciłam oczami. Miałam się odprężyć a wyjdzie na to, że w Portland pojawi się pierwsze niewyjaśnione
morderstwo a raczę morderstwa.
Jednym szybkim ruchem wyrwałam się tym sukinsynom.
-Beznadzieja-jęknęłam podziwiając z nudów moje paznokcie.- Czy
naprawdę myślicie, że zabijecie, mnie tak łatwo? powodzenia.- mruknęłam,
puszczając oko w ich stronę.
Nieoczekiwanie(tak mam na myśli, sarkastyczne "nieoczekiwanie")
Max wyjął z jednej kieszeni mały nóż, który miał za zadanie, mnie przestraszyć.
-O boże-pisnęłam udając przerażona.-Przecież to nóż. Jezu
tego się nie spodziewałam, naprawdę zaskoczyłeś mnie.-machnęłam rękę, a ten
niby niebezpieczne narzędzie wyleciało z dłoni niedoszłego mordercy. Jaka szkoda, Na ich nieszczęście
dopiero się rozkręcałam i nawet Alison, która w takich sytuacjach zawsze mnie uspokaja
łanie pomogłabym mi za bardzo się wczułam ,by na tym poprzestać.
-Przegięłaś dziewczynko-ryknął "koleżka" ,po czym
rzucił się na mnie. w(o ironio) ludzkim
tempie, A już myślałam, że będzie przynajmniej trochę interesująco. Westchnęłam
teatralnie ,lecz już nie zwlekając pomyślałam dwa proste słowa, po łacinie, a mój dzisiejszy
przeciwnik leżał martwy niecałe 7 metrów ode mnie. Cóż za szkoda, a był nawet
ładny.
-Coś ty mu zrobiła-krzyknął brunet, parząc na mnie z
przerażeniem.
-Improwizacja-wzruszyłam ramionami. Nagle Max nie wiadomo
skąd wyciągnął pistolet. A z podskoczyłam z radości.
-Nareszcie!- powiedziałam uśmiechając się diabolicznie .Po chwili
usłyszałam wystrzał który o dziwo, był skierowany na mnie. W nadnaturalnym
tempie odskoczyłam na bok, śmiejąc się
ironicznie.
-Pudło! Postaraj się bardziej proszę -jęknęłam. Powoli
zaczynało mi się to wszystko nudzić.
Ja rozumiem, chłopak jest niewyżyty ale proszę was! Bez
przesady. Nie chciałam go zabijać. Może jedynie tylko przez chwilę
potorturować, i nic więcej. Czy to aż tak wiele?
Gdy tak właśnie odskakiwałam, z boku na bok, w końcu
zaprzestałam i stanęłam oko w oko, z Maxem.
-jesteś beznadziejny-stwierdziłam, nie chętnie gdy wtem ten
suki syn po raz pierwszy mnie zaskoczył, łapiąc mnie za włosy, i przytrzymując
za gardło.
-A co teraz powiesz?- syknął. Tym razem milczałam jak
zaklęta, myśląc nad najszybszym sposobem zabicie, tego dupka.
-Ooo widzę, że trafiłem na show odezwał sie jakiś głos z
tyłu. Automatycznie, odwróciłam głowę, i ujrzałam przed sobą, czarnowłosego
chłopaka, który trzymał w ręku whisky. No nie, kurwa, jeszcze jego tu
brakowało.-Zostaw tą dziewczynkę, nie jest warta twojego zachodu bracie.-dodał
po chwili, i uderzył Maxa, z całej siły, tak, że ten zakołysał się
niebezpiecznie, by nagle upaść, na ziemię niczym jego kolega.
Warknęłam, przeciągle w stronę nieznajomego.
-A gdzie jakieś dziękuję?!-krzyknął w moją stronę mój
"wybawiciel", gdy chciałam z tond jak najszybciej zniknąć.
-Nikt cię nie prosił o pomoc kochasiu.-wytknęłam mu. Ten
tylko w odpowiedź zaśmiała się głośno.
-Ten suki syn by cię zabił, gdyby nie ja. Chyba, należy mi
się coś w nagrodę-udawał oburzonego.
-Spieprzyłeś mi całą zabawę, lalusiu, więc wypierdalaj mi
teraz łaskawie-powiedziałam siląc się by nie wybuchnąć. To był mój taki mały minusik.
Gdy już zaczęłam używać magii, pragnęłam coraz więcej i więcej. Można się nawet
przyzwyczaić.
-Ostro.-gwizdnął w moją stronę czarno-włosy .-Taka mała, a
taka zadziorna- westchnął. -Jeszcze kiedyś mi podziękujesz za uratowanie
twojego tyłka słodziutka -dodał po czym zniknął. Boże jak ja nie cierpię takich
palantów.
-Pierdol się.-powiedziałam tylko i zaczęłam iść w przeciwnym
kierunku. Skoro jestem nowa, to wypadało by go pozwiedzać.
Po tylu emocjach, jest to nawet wskazane. Na szczęście,
natrafiłam na otwarty monopolowy i zaopatrzyłam, się w najpotrzebniej rzeczy,
wódka Absolut, i Burbon. Jak szaleć to szaleć.
Później jedyne co pamiętam to molo, burza, która rozpętałam,
jakiś chłopak, z którym być może się przespałam, i Scott..chyba naprawdę byłam
mocno najebana, że go widziałam. Jak to Alison, stwierdziła mam schizy. I to
nie złe.
~~Damon~~
Spojrzałem na dziewczynę przede mną, która prawie że nie
zginęła z ręki jakiegoś psychola z miną typu "no chyba sobie
żartujesz". Była dziwna. Nie dość, że uratowałem jej życie, co nie zdarza
mi się za często, to jeszcze miała do mnie pretensje. Ta..i właśnie dlatego nie
rozumiałem ludzi. Robisz coś dobrego, a tu nagle dostajesz opieprz. Nie ma co,
dziewczyna ma klasę.
-Pierdol się.-powiedziała tylko, na co ja przekręciłem
oczami, i zniknąłem w mroku. Naprawdę zszokowała mnie swoim zachowaniem, no ale
cóż. Te dziewczyny teraz takie są. Wyszczekane i gówno warte.
Nie tracąc już czasu ruszyłem w kierunku domu, a przed
wejściem ujrzałem stojącego Lee, z miną męczennika. Uniosłem jedną brew ku
górze, i podążyłem za nim wzrokiem. Niecałe 10 metrów od nas stała młoda ,zakochana
para, która obściskiwała się na naszych oczach. Więc teraz już wszystko jasne.
-Podoba ci sie co?- powiedziałem w stronę mojego jedynego
dobrego przyjaciela.
-Skąd ten pomysł?- odparł jak gdyby nigdy nic ,lecz mnie nie
oszuka. Z resztą znałem go, i wiedziałem, co mu chodzi po głowie.
-Znam ten uśmiech.-drążyłem.
-Skończ Salvatore, miłość nie istnieje, pamiętasz ?-wytknął
mi, po czym nie patrząc na mnie, udał się do naszego mieszkania. I tu mnie
miał. Niestety albo stety miał rację. To pieprzone uczucie nie istniało nigdy
nie zaistnieje w moim sercu ponownie. Pieprzyć te wszystkie miłosne rozterki..
-Popieram krzyknąłem, za nim, w wampirzym tempie go
doganiając.
-nie ma to jak nasze zrozumienie.-mruknął Lee wyraźnie przygnębiony.
-Co powiesz, na whisky? -raczej stwierdziłem niż spytałem
ale to szczegół.
-O tak..-przytaknął tylko, siadając w naszym fotelu, gdzie
zazwyczaj, ja zajmowałem miejsce. Tym razem mu odpuszczę, ponieważ czuję na odległość,
że ma doła. Cóż za ironia..
Po chwili przyniosłem, nam dwie szklanki. Wypełniłem je do
pełna, i jednym duszkiem, wypiłem
zawartość. Nie ma to jak alkohol..
-za pierdoloną wolność stary, za wolność. -mruknąłem
______________________________________________________
I OTO DOBRNĘLIŚMY WSPÓLNIE DO PIERWSZEGO ROZDZIAŁU !!! Tu Lara, gdyż tym razem ja dodaję notkę, a moja najukochańsza Skyler obijała się przy pisaniu pierwszego rozdziału, wiec za karę to ja go dodaję. Piszcie czy postacie Wam się podobają i czy notka jest ciekawa.
Ps:.- Pozdrowienia dla Ciebie Sałato, a nie ma mnie na skypie bo tonę w nauce pozdro :p
Nauka zawsze spoko (y)
OdpowiedzUsuńCzy mi się podoba!? Ah.. fantastyczny! :* Kocham to lalala...
Postacie są wspaniałe. Ta wersja połączenia Pamiętników, Kręgu, Alison i Lee jest genialna..
Polubiłam naszą łowczynię, gdyż jest bardzo sympatyczną i dobrą dziewczynką. xd Popieram Faye! Nie lubię Scotta. Czy jak mu tam.. Alison i Lee.. Oni razem byliby zajebiści! ;* Kocham ten ich dialog... Chyba w tym rozdziale mój ukochany moment na pierwszym miejscu z tymi bandziorami.. xd
Właśnie Faye jest no po prostu nieziemska.. Me gusta ^^ Ali ma z nią ciekawie nie powiem :D W ogóle kocham to, że tworzą razem takie kochane przyjaciółeczki! :>:>
To teraz mój Damon!! Kocham Cię!! On zawsze jest biedny (na moim blogu również) -.- Szczerze to nie umiem napisać o szczęśliwym Damonie.. Bo to nie ten sam wampir.. Tu jest On świetny.. Kocham Go i Faye. Wyczuwam jakiś romansik? xd
Teraz Lee.. Podoba mi się mimo tego, że o Nim chyba było najmniej... ;c Poproszę speszjal for me jakiś momencik z Nim ! <33 Wracając lubię Go już za przyjaźń z Damonem...
Ogólnie nie wiem czemu, ale jak czytam o Alison to widzę w niej Cassie. Dlaczego ? Nie mam zielonego pojęcia, ale mnie to wnerwia..
Mówiłam już jak bardzo się cieszę, że założyłyście razem bloga !? Jeśli nie to mówię i będę to powtarzać w nieskończoność. :> Ubóstwiam Wasze blogi i style pisania ;33
PS Mam nadzieję, że NN niebawem? :> ^^
Rozdział rewelacyjny a zwłaszcza te teksty Faye ta to mnie zawsze rozwali ^^ dziewczyna ma temperament . Mam nadzieję że Faye wreszcie się zakocha i po części zmieni swoje zachowanie choć przyznam że przypomina mi pewną wampirzycę Katherine Pierce. Czekam już na kolejny rozdział ^^
OdpowiedzUsuńNie dość, że rozdział dłuuuggi to jeszcze taaaki zajebisty ^.^ Łoje...Faye rządzi! Jest tutaj moją ulubienicą doliczając do tego Damona...Ach ten moment z tymi bandziorami był super! A potem jeszcze wkroczył do akcji Daaamon <3
OdpowiedzUsuńA Alison wydaje mi się taką cichą myszką, ale zobaczy się jeszcze później, co z niej wybrnie
Scott...jest taki no trochę dziwny, popieram Faye!
Lee...wydaje się być spoko i jeszcze ta nieziemska przyjaźń z Damonem! Czad!
P.S- wybacz, że tak krótko, ale po pierwsze nie jestem dobra w pisaniu długich komentarzy, muszę sie nauczyć ;) Heh...a po drugie lecę oglądać film...bo już kochana rodzinka zaczęla beze mnie oglądać ;)
POZDRAWIAM WAS :**
Fantastyczny rozdział i super ze jest taki długi bohaterowie są świetni czekam na nastepny
OdpowiedzUsuń