piątek, 26 października 2012

Rozdział 4.


~~Scott~~

Dyżur ciągnął mi się w nieskończoność. Usiadłem w gabinecie popijając kawę w oczekiwaniu na przyjście pewnej nowej asystentki, która miała się ode mnie uczyć fachu. Wiedziałem, ze może okazać się być beznadziejna, chociaż z drugiej strony może była ona świetnym materiałem na przyszłego kardiochirurga. Ale jak to mawiał mój przełożony ,,Nie każdy się do tego nadaje’’.
Po chwili usłyszałem pukanie do drzwi. Pociągnąłem jeszcze jeden łyk gorącego napoju, po czym odłożyłem kubek na biurko.

-Proszę !- krzyknąłem spokojnym głosem
-Jestem Elena Gilbert, nowa asystentka.- powiedziała cicho śliczna dziewczyna, odsłaniając przede mną jej piękne oczy, które były zjawiskowego, czekoladowego koloru
-Scott Mccall, mam nadzieję, ze zdołam cię czegoś nauczyć.- odparłem uśmiechnięty, ściskając jej dłoń
-Nie wiedziałam, ze tacy młodzi ludzie są już na tak wysokim stopniu zawodowym.- powiedziała  nagle brunetka
-Jeśli ma się ojca, który prowadzi szpital wszystko idzie łatwiej.- wyjaśniłem
-No tak masz racje.- powiedziała dziewczyna- Przepraszam ma pan racje.- dodała nastolatka
-Mów mi Scott, aż taki stary przecież nie jestem.- powiedziałem
-No tak, więc od czego zaczynamy ?- spytała dziewczyna
-Pokarzę ci wpierw salę, gdzie wykonujemy przeszczepy.- powiedziałem, prowadząc dziewczynę do owego pomieszczenia

Około godziny 18.00 skończył się wreszcie mój wieczny dyżur. Podszedłem do brunetki uśmiechając się w jej stronę. Dziewczyna była taka piękna, zjawiskowa, inna. Scott uspokój się- skarciłem się w głowie, uśmiechając w stronę Eleny.

-Miło było mi cię poznać Eleno.- podszedłem bliżej niej i pocałowałem ją w dłoń
-Do zobaczenia jutro Scott.- odparła, po czym odeszła

Po chwili przypomniało mi się, ze za chwilę miałem się umówić z Alison. Szybko wykręciłem numer do niej, jednak odebrała go nieszczęśliwie Faye.
-Faye powiedz Alison, żebyśmy się spotkali przy porcie, a nie w tej kawiarence w centrum miasta.- powiedziałem spokojnym tonem
-Jasne.- odparła wyjątkowo nazbyt miło
-Tak po prostu się zgadzasz ?- spytałem podejrzliwie
-Och, nie rób ze mnie takiego potwora Scott.- odrzekła spokojnie brunetka
-No dobrze, dzięki.- powiedziałem cicho odkładając słuchawkę

Nałożyłem na ramiona marynarkę, kierując się do portu, gdzie miałem się spotkać z moją ukochaną Alison. W tym wszystkim w głowie ciągle miałem twarz Eleny, ale to chyba normalne, ze zauroczyłem się tak piękną kobietą ?

~~Alison~~

Podeszłam jeszcze szybko do lustra i podmalowałam rzęsy czarnym tuszem. Kiedy byłam już w korytarzu wpadłam niespodziewanie na Faye, machającą mi przed twarzą telefonem. Wyrwałam go jej z dłoni, wkładając automatycznie do torebki.

-Dziękuję.- powiedziałam, chcąc iść do wyjścia
-Idziesz się spotkać ze Scottem ?- spytała dosyć dziwnie niewinnie
-Tak, a co ?- spytałam zdziwiona
-Nic, po prostu dzwonił, żeby powiedzieć, abyś poszła do tej kawiarenki w centrum miasta, wiesz, ze to chyba ta którą prowadzi Lee ?- spytała mnie Faye, jej dobroć w głosie zaczynała mnie drażnić
-Dzięki, to na razie.- odparłam  lekko zdziwiona, opuszczając mieszkanie

Po kilkunastu minutach byłam już na miejscu. Zdziwił mnie niezmiernie fakt, iż nikogo tam nie było, istna pustka, tak jakby lokal był całkowicie opuszczony. Nagle światło zgasło, a ja usłyszałam czyjeś kroki. Po chwili lampa powtórnie zaczęła świecić, a przede mną pojawił się nie kto inny jak Lee.

-Lee ?!- krzyknęłam zdezorientowana
-Alison, co ty tu robisz ?- spytał mnie chłopak
-Umówiłam się ze Scottem, ale wychodzi na to, ze mnie wystawił.- wzruszyłam ramionami
-Słyszałaś to ?- spytał mnie nagle mężczyzna. Odgłos, który się wydobył zza drzwi mnie również przeraził. Oboje do nich podeszliśmy chcąc wyjść na zewnątrz, jednak jak się okazało drzwi pozostały zamknięte.- Cholerny zamek, musiał się znowu zaciąć.- krzyknął po chwili brunet
-Poważnie myślisz, ze to zamek ?- spytałam ironicznie, siadając przy barze
-A jaki jest Twój pomysł Sherlocku ?- spytał mnie brunet
-Pomysły są dwa, a noszą one imiona Damon oraz Faye.- powiedziałam, zjadając na raz pysznie wyglądające ciastko z kremem
-Myślisz, że to oni ?- spytał mężczyzna, nalewając nam po kubku gorącej czekolady
-Jestem tego pewna, zemsta to coś całkowicie adekwatnego do Faye.- odparłam szybko
-Och, musisz lepiej poznać Damona, on bez zemsty na kimś kto go denerwuje nie wyżyje.- odparł szybko Lee
-Jesteśmy na siebie skazani.- powiedziałam, pijąc czekoladowy napój
-Spokojnie, może wypuszczą nas jak dostaną to czego chcą.- powiedział nagle mężczyzna
-Nie planuje uprawiania seksu na stole przy ciastach jeśli o to ci chodzi.- odparłam szybko z diabolicznym uśmieszkiem, cholera zamieniam się w Faye- dodałam do siebie samej przerażona
-Chodziło mi bardziej o pocałunek, ale Twój pomysł też jest świetny.- powiedziałam mężczyzna, na co ja zareagowałam głośnym śmiechem
-Okej, wrócimy do tego później.- powiedziałam nagle
-Okej, masz racje, może powiesz mi skąd znasz Scotta.- zaproponował Lee
-To dosyć dziwna historia.- powiedziałam szybko

~~Retrospekcja 2 lata temu~~

Szłam właśnie spotkać się z Faye, kiedy nagle potknęłam się o jakiś cholerny kamyk i przewróciłam się na ziemię. Przeklęłam pod nosem powoli podnosząc się. Nagle moje oczy podążyły do góry, gdzie ujrzałam tajemniczego mężczyznę o lekko kręconych włosach, był bardzo przystojny. Owy nieznajomy podał mi swoją rękę. Kiedy tylko ją dotknęłam poczułam tajemniczy impuls przechodzący przez moje ciało. Spojrzałam na niego zdezorientowana, ciągle ściskając  go.

-Dziękuję.- odparłam wyrywając z jego drugiej dłoni mój kubek z kawą
-Nie ma sprawy.- powiedział z uśmiechem, ja odpowiedziałam mu tym samym , po czym odwróciłam się na palcach i poszłam przed siebie- Hej, poczekaj !!!- dodał, biegnąc za mną
-Tak ?- spytałam lekko znudzona
-Co powiesz na kawę ?- zaproponował mi
-Nie żeby cos, ale trzymam ją właśnie.- potrząsnęłam dobitnie kubkiem
-Mówiłem o prawdziwej, włoskiej kawie.- powiedział mężczyzna, przewracając teatralnie oczami- Zgódź się, jesteś jedyną dziewczyną, która nie złapała się na mój firmowy uśmieszek.- dodał pewnie
-Hmm, w sumie to miałam umówić się z moją przyjaciółką, ale sądzę, ze poczeka.- powiedziałam weselej- Ale jeśli jeszcze raz będziesz zgrywać przede mną macho to obiecuję, że wyjdę z kawiarni tak szybko jak do niej wejdę .- pogroziłam mu po chwili
-Oczywiście śliczna, obiecuję przestać być dupkiem.- powiedział, kłaniając się niczym arystokrata
-No ja myślę.- zaśmiałam się, idąc za nim w stronę kawiarni.

~~Teraźniejszość~~

-Miłość od pierwszego wejrzenia.- podsumował mężczyzna
-Tak, ale właściwie dziwię się, że mnie tak po prostu wystawił, nigdy tego nie robił.- wzruszyłam znacząco ramionami
-Nie żeby coś, ale może po prostu mu się znudziłaś.- powiedział mężczyzna, jego słowa uderzyły mnie dogłębnie, chociaż wiedziałam, ze może mieć racje
-Scott taki nie jest !- krzyknęłam obrażona
-Przepraszam, nie chciałem żeby to tak zabrzmiało.- powiedział nagle Lee
-Nie chciałeś, ale tak to zabrzmiało.- powiedziałam, kręcąc głową
-I tak mnie lubisz…- ciągnął chłopak, dziwnie się do mnie przybliżając
-Ależ ty skromny.- wytknęłam mu natychmiast
-Cii.- brunet przytknął mi palec do ust- Nie psuj chwili.- dodał chwilę później. Jego usta dotknęły moich, czułam jego chłód na moich wargach, który paraliżował mnie od samego środka, który przeszywał moje ciało. Jego język tańczył z moim namiętny taniec, walcząc ciągle o dominację. Chłopak trzymał dłońmi mojego sparaliżowanego od jego dotyku karku. Po chwili otworzyłam oczy, dostrzegając w jego kieszeni klucz. Odepchnęłam od siebie lekko mężczyznę, wyciągając celne znalezisko z jego spodni.
-Miałeś je przez ten cały czas, ale tak po prostu mi o tym nie mówiłeś ?- spytałam zdezorientowana
-Nie chciałem psuć atmosfery, chciałem z Tobą spokojnie pobyć, porozmawiać.- Lee podszedł do mnie jedna ja całkowicie zignorowałam jego obecność, napierając na drzwi, przez co chwilę później byłam już na zewnątrz. Kątem oka spostrzegłam dwie postacie, którymi był Damon oraz Faye.
-Nie podchodź do mnie, jesteś tak samo kłamliwy jak Scott.- wytknęłam mu
-Alison to nie tak, zależy mi na Tobie.- bronił się mężczyzna. Pokręciłam tylko karcąco głową, ignorując go całkowicie. Po chwili podszedł do  mnie tak po prostu Scott. Byłam wściekła, najchętniej uderzyłabym go jak najmocniej tylko potrafię, miałam go już dość.
-Jak mogłeś mnie wystawić? Tyle gadałeś o tej całej pieprzonej wierności o tym, abyśmy byli dla siebie nawzajem najważniejsi, a teraz kurwa co ?- wrzasnęłam
-Alison, nie przeklinaj.- skarcił mnie szybko Scott
-Nie przeklinaj.- zbagatelizowałam sprawę- Będę kurwa przeklinać ile mi się chce, a teraz idę do jakiegoś zajebistego klubu żeby się najebać i o Was wszystkich nie myśleć ty pierdolony doktorku.- do krzyknęłam, odwracając się w stronę Damona- To ci już nie będzie potrzebne.- wyrwałam mu z dłoń i Jacka Danielsa i wypiłam jego połowę, ruszając na przód- Nie czekaj na mnie Faye, dzisiaj nie wracam na noc.- powiedziałam w stronę przyjaciółki, wpadając do któregoś z pierwszych lepszych klubów.

~~Lee~~
 
-Spierdoliliście sprawę.- powiedziałem w stronę Faye i Damona- A ty zawaliłeś po całości krawaciarzu.- dodałem w stronę Scotta
-Myślisz, ze jesteś ode mnie lepszy ?- spytał go mężczyzna- Gówno prawda.- dodał śmiejąc się Scott
-Myślę, ze nie zasługujesz na Alison nawet w jednym mały calu.-  powiedziałem, w stronę doktorka
-Doprawdy ?- spytał sarkastycznie- Wiesz jakie są jej ulubione perfumy, że całuje się z zamkniętymi oczami, otwierając je pod sam koniec, ze lubi uprawiać sex na świeżej pościeli, że uwielbia robić to w wannie ?- Scott zadawał kolejne pytania, ale z niego dupek
-Dam ci dobrą radę, jeśli nie chcesz nabić guza, zostaw ją w spokoju.- złapałem go za końce jego marynarki i uderzyłem mocno o ziemię
-Jeszcze się spotkamy. –pogroził mi mężczyzna
-Już się trzęsę.- dodałem wściekły, na szczęście Scott szybko zniknął mi z pola widzenia, bo nie ręczę co bym mu zrobił gdyby się stawiał.
-Przejdzie jej.- stwierdziła Faye- Jeśli ma takie odpały to oznacza, ze musiała być mocno wkurwiona.- dodała brunetka
-Dzięki za pocieszenie.- powiedziałem sarkastycznie, zostawiając dwójkę swatających mnie osób całkiem samotnie.
~~Scott~~
 
Wściekły poszedłem jak najdalej przed siebie. Ja ją wystawiłem?!- krzyknąłem na cały głos  ulicznej pustki. Przecież wiadomo, że to było całkowite i nieodwracalne kłamstwo. A wszystko przez Faye, która zapewne jak zawsze musiała się w coś wmieszać. Najchętniej zabiłbym tą małą, wredną dziwkę. Gdyby nie ona już dawno prowadzilibyśmy z Alison długie, szczęśliwe życie.  Właśnie a propos tego cudownego życia, to mam genialny plan co do niego. Jeżeli nie umiem pokonać Faye siłą, czy też asertywnością to pokonam ją czymś co ją najbardziej zrani, pokonam ją moim wielkim, bezgranicznym uczuciem, które darzę do Alison. Wiem, ze jedyną rzeczą, która ją porządnie zrani to fakt, że jej przyjaciółka jest cholernie szczęśliwa z kimś takim jak ja.
~~Faye~~
Ups no to się porobiło.-zachichotałam, głośno, w stronę Damona.
-ta…tego nie brałem pod uwagę.-powiedział szczerze, również ledwo co powstrzymując śmiech.
-Brakowało jeszcze tylko popcornu-zażartowałam, na co obydwoje wybuchliśmy śmiechem.
-Pogodzą się-stwierdził Salvatore,święcie tego przekonany.
-a jakże inaczej. Bo happy endy są takie słodkie!-odrzekłam jak mała dziewczynka.
-Pierdolić happy endy.-przerwał mi brunet.
-i widzisz, tutaj się rozumiemy.-dodałam, szturchając go w ramię.
-Gwarantuje, gdybyś poszła ze mną się napić, stwierdziłabyś,że wiele rzeczy nas łączy-drążył.
-A właśnie jest okazja!-klasnęłam w dłonie ciesząc się jak małe dziecko. Nie dość,że moja przyjaciółka pokłóciła się z tym pieprzony Scotem, to jeszcze wróciła jej stara lepsza wersja. Nic tylko się cieszyć!
-To chodź! pokażę ci to miasto z trochę lepszej strony.-kusił mnie Damon.
-Jesteś nie możliwy-burknęłam.
-taka moja natura. Ale na pocieszenie powiem,że nigdy jeszcze w życiu nie spotkałem tak upierdliwej jak i zgryźliwej osoby.
-Nie ma co pocieszyłeś mnie.-powiedziałam ironicznie,przekręcając oczami. Salvatore wzruszył ramionami i otworzył mi drzwi ze strony pasażera do swojego ferrari.
-Wsiadaj, póki moja dżentelmeńska strona do reszty nie zniknie-pogonił mnie, na co ja się zaśmiałam.
-Sukinsyn-powtórzyłam po raz kolejny.
-Mówiłaś to już.-szepnął mi do ucha, seksownie.
-Wiem.-mruknęłam uśmiechając się.
Gdy już usadowiłam się w aucie mojego sąsiada, udając niechęć,zaczęłam, podziwiać widoki za oknem, byle by tylko się nie wydać.
Damon miał niebieskie oczy..dokładnie takie same jak  te ze snów,piękne i błękitne jak  morze. Każda dziewczyna w moim przypadku rozmarzyłaby się na temat tego zjawiska, lecz ja na szczęście nie byłam taka. Nie dam się nabrać na ten zajebisty uśmieszek,na ten jego sposób mówienia. Nie wampirowi.. Podobno ojciec Cassie współpracował właśnie z takimi jak on, a  ja nie miałam zamiaru ponownie zaufać tym bestiom.
Owszem bywały wyjątki takie jak Jasper, który naprawdę przekraczał normę, Klaus, Rebekah, Elihaj i tak dalej, ale nie oszukujmy się. Większość, to po prostu aroganckie pojebane maszyny do zabijania.
A może się mylę?-przekonywałam sama siebie, lecz to nie miało sensu. Byłam tego pewna, jak tego,że jestem czarownicą. Lecz, w sumie, przecież Damon miał tyle okazji by mnie zabić, a mimo tego tego nie zrobił. Oczywiście, gdyby tylko spróbował,od razu drewniany kołek wylądował by w jego sercu,lecz sama myśl o tym,że kolejny wampir, mógłby wbić swoje kły w moją tętnice,nie dodawała mi otuchy.
Na takim rozmyśleniu minęła mi cała droga. Widać, Salvatore nie wiedział jak ma się zachować, ale na jego szczęście, siedział cicho.
-Jesteśmy na miejscu.-oparł tylko, wysiadając w zawrotnym tempie. Westchnęłam, żałując,że w ogóle zgodziłam się na to całe spotkanie.Nagle cały mój dobry humor wyparował,ponieważ przyciemniała go wizja, krwi. boże Faye wariujesz już.
-Gdzie jesteśmy?-burknęłam, lekko rozwścieczona, szybko wysiadając tym razem sama z auta.
-Na rozgrzewkę klub.-odparł tylko, uśmiechając się przelotnie, ciągnąc mnie za sobą. Nie chętnie ruszyłam za nim, wchodząc do jakiejś bardzo modnej dyskoteki,która miała wyśmienity styl.Z głośników wydobywała się klubowa muzyka, a za barem stał nawet przystojny facet, koło 30. Uśmiechnęłam się w jego kierunku od razu, złośliwie, na co ten posłał mi oko.
Damon widząc moje poczynania, warknął ledwo słyszalnie.
-Dzisiaj sobie odpuść.-jego ton głosu, w ogóle nie pasował, do przed chwilą zaistniałej sytuacji.
-Czemu?-jęknęłam,-gryząc moją dolną wargę.
-Ponieważ to jest nasz przystanek.-wymruczał,łapiąc mnie w talii. Chciałam się mu wyrwać, lecz po kilkunastu próbach, poddałam się. Syknęłam tylko, na co Damon odpowiedział mi ciepłym uśmiechem. Spojrzałam na niego zdziwiona. Czyżby pierwszy raz,uśmiechnął się naprawdę przyjaźnie? Bez krzty ironii czy też sarkazmu.
-W co ja się wpakowałam!-szepnęłam do siebie, posyłając stęsknione spojrzenie seksownemu barmanowi.
Na moje szczęście, Salvatore szybko podszedł razem ze mną w kierunku pana ładnego.
-Butelkę Russo Balitque-rzucił wrogo. Mężczyzna skinął głową,nie fatygując się nawet na coś więcej.
-Chyba żartujesz?-spytałam nie dowierzając.
-Obiecałem ci,że ją kupię, także ciesz się póki możesz-wzruszył ramionami, na co ja go przytuliłam.
-Zarąbisty z ciebie sukinsyn.
-mam to odebrać jako komplement?-uniósł jedną brew do góry.
-Tym razem tak!-zaśmiałam się, chwytając łapczywie, najwspanialszą wódkę na świecie.
-Nie ma za co.-powiedział, tylko.-A teraz oddasz mi jeden taniec,i można założyć,że jesteśmy kwita.
-Niech stracę.-odrzekłam, ruszając pewnym siebie krokiem na parkiet.-Ale ostrzegam nie łatwo mi dorównać.
-Jakoś dam radę. -przekręcił oczami, po czym przyciągnął mnie do siebie.
-uważaj co robisz.-syknęłam patrząc na jego usta.
-Nie pouczaj mnie.-warknął. Zachichotałam cicho. Jak ja lubiłam go wkurwiać.
Nagle dj puścił nowy kawałek, który dobrze znałam.
-Heeeey, want some puusy-zanuciłam, zaczynając tańczyć.Specjalnie,zarzuciłam, szybsze tempo, lecz Damon bez problemu za mną nadążał. No cóż skoro tak…
chcąc go zaskoczyć, niespodziewanie, skoczyłam na niego,trzymając się kurczowo tych kruczoczarnych włosów.
Niestety nawet to go nie ruszyło. Zamiast tego, okręcił mnie w okół własnej osi,uniósł w powietrze, łapiąc przy samej ziemi.
-Mhmm.-mruknęłam, zadowolona-Wreszcie ktoś,kto dorównuje moim zdolnością-wyznałam.
-Mówiłem,że dużo nas łączy.-powiedział, nawet nie zmęczony.Puściłam mu oko,i nie myśląc za wiele, ponownie, zaczęłam tańczyć.
Podsumowując z tej jednej piosenki zrobiło się kilka albo nawet kilkanaście. Musze przyznać, wampirek, ruszał się zajebiście, i był pierwszym facetem,który nie padł po kilku minutach.
-Drink?-zaproponowałam,gdy z głośników poleciała jakaś smętna piosenka.
-też nie lubisz, romantycznych kawałków co?-przechytrzył mnie.
-Zgadłeś-uniosłam ręce w geście obrony, po czym pognałam do jakiegoś stolika. Niestety żaden nie był wolny, więc nie zważając na zdziwionych ludzi, dosiadłam się, do jakiś nieznajomych. Salvatore spojrzał na mnie, rozkojarzony, lecz zaraz po tym , do mnie dołączył.
-oo widzę,że mamy następnych chętnych!-krzyknęła jakaś dziewczyna, patrząc się na mnie i mojego towarzysza. Na tego drugiego, z pożądaniem wypisanym na twarzy.
-A w co się wpakowaliśmy?-zapytałam, podekscytowana,nie zważając na połowę napalonych mężczyzn.
-picie wódki na czas.-odrzekł chłopak który siedział po mojej lewej.Uśmiechnęłam się zachęcająco, w jego stronę, na co Salvatore obok objął mnie ramieniem. W natychmiastowym tempie, zrzuciłam, jego rękę z siebie, tak,by ten przystojniak tego nie zauważył.
-Wchodzę!-pisnęłam, patrząc wyczekująco na Damona.
-A niech starce-powtórzył moje słowa, próbując naśladować mnie, co mu nawet wyszło.
po krótkiej chwili każdy z nasz, otrzymał po 10 kieliszków jakieś taniej wódki.
-Gotowi..?-zaczęła ta sama typiara, co wcześniej.
-No jeszcze się pyta.-mruknęłam, rozdrażniona.
-Start!-ryknął blondyn, siedzący naprzeciwko mi.
teraz musiałam się skoncentrować. Nie patrząc na innych pochyliłam się szybko nad kieliszkiem, a potem następnym i następnym. Nie myślałam wtedy nad tym,że już szumi mi w głowie, i w tej wódce było coś więcej, niż alkohol. Po prostu piłam, myśląc, by dać,nauczkę wszystkim, w tej sali.
gdy sięgałam, po następny kieliszek okazało się,że tego juz nie ma. Dając znak,że skończyłam, stanęłam na stole i krzyknęłam.
-pierwsza!-moi nowi znajomi spojrzeli na mnie zszokowani, lecz po chwili zaczęli klaskać. Śmiejąc się głupkowato, ukłoniłam się, dumnie, skacząc prosto w objęcia mojego sąsiada.
-Wygrałam!-gadałam jak najęta, posyłając mu sójkę w bok.
-Tak, i jeszcze mi to wypominaj!-udał oburzonego.
-Mnie się nie da pokonać.-odparłam, nie przejmując się jego słowami.
-Tak samo myślałem o sobie,nie całe 3 minuty temu.-zaśmiał się.-Ale teraz na spierdolenie ci humoru, powiem,że musimy się już zwijać.
-Czemu?!
-Zobaczysz.-mruknął tylko po czym wziął mnie na ręce i wyprowadził z klubu.
-Ale ja chcę  tam zostać.-gadałam, bijąc go pięściami po plecach.
-A jak powiem,że zaraz wypijemy twoją wódkę?-przekonywał.
-Wygrałeś.-burknęłam, obrażona niczym małe dziecko.
-W takim razie zamknij oczy,-nakazał mi, a ja  posłusznie wykonałam jego polecenie.Czułam jak tani alkohol, uderza mi do głowy ale nie przejmowałam się tym zbytnio. Właśnie chyba o to chodziło.
Gdy wydawało mi się,że już nie wytrzymam, Damon postawił mnie na ziemi i czekał na moją reakcję.Pierwsze co zrobiłam, to otrzepałam się dziko, poprawiając i tak już zniszczoną fryzurę, a dopiero potem zdałam sobie sprawę, gdzie jestem. Moi oczom, ukazał się piękny zakątek plaży, który wydawał się być opuszczony. Zachodzące słońce dodawało temu miejscu szczególnego uroku ponieważ woda, wtedy lśniła niczym brylanty.
-Wow-wykrztusiłam, nagle trzeźwiejąc.
-Warto było co?-rzucił, ściągając z siebie koszulkę.Niczym nie wzruszona zrobiłam to samo, i niczym się obejrzałam, pluskałam się najlepsze w wodzie.
-Oj warto..-powiedziałam,chlapiąc Damona wodą.
-Oż ty mała!-pogroził mi, i zniknął gdzieś pod wodą. Wyostrzyłam wszystkie zmysłu, tak by ten sukinsyn nie był w stanie mnie zaskoczyć, ale chyba byłam za bardzo rozkojarzona, ponieważ, po kilku sekundach, Salvatore, pojawił się przede mną. przyciągając w talii.Pierwszy raz kompletnie zrzuciłam z siebie maskę,i pozwoliłam by po moim ciele przeszło masę dreszczy.
-Czyli jednak.-szepnął zwycięsko pochylając się w moim kierunku. Na jego nieszczęście zrozumiałam o co mu chodzi,i odepchnęłam go od siebie, sprawiając,że ten wpadł do wody z głośnym pluskiem.
Nie mogłam się powstrzymać i zachichotałam,głośno.
-Naiwny ty.-powiedziałam z udawaną troską w głosie. Damon wstał szybko, i rzucił tylko.
-jeszcze się przekonamy..
-Próbuj.-machnęłam ręką, powoli wychodząc w morza, podziwiając widoki.
-Co powiesz, na to,żebyśmy otworzyli  Russo Balitque?-spytał.
Nie odpowiadając nawet, rzuciłam się w kierunku mojej torebki a po chwili nieziemska wódka znalazła się w moim gardle. Nigdy w życiu nie piłam, czegoś tak dobrego. Na chwilę zrobiłam przerwę, co było niewiarygodnym błędem ponieważ, mój nowy kumpel od picia, wyrwał mi moje dziecko z ręki, i sam zaczął pochłaniać niezliczone ilości.
-Zapomniałem kieliszków. -wydukał już nie źle wstawiony.
-refleks szachisty.-pogratulowałam biorąc łyka.
-Czemu o tym nie pomyślałem?-zastanawiał się głośno .
-Skąd mogłeś wiedzieć?-bełtałam.
-Nie o tym mówię..-podrapał się po głowie.
-to mnie oświeć!-drążyłam.
-no bo widzisz, najpierw była Katherine, później Elena,a teraz ty..za dużo was w mojej głowie-to mówiąc, chodził w tą i we w tą próbując na moje oko,wytrzeźwieć.
-nie jestem lepsza-stwierdziłam.-wykorzystuje facetów, tak by poczuli ten sam ból co ja,gdy Jake mnie zostawił.
-sukinsyn!-ryknął Salvatore, z mordem w oczach.
-i właśnie dlatego teraz niszczę wszystko co dobre w okół mnie.-dokończyłam, nie zważając na jego słowa. nagle zaświtał we mnie głupi pomysł,który niestety po pijaku wydawał się wręcz idealny.
Energicznie wstałam, i podbiegłam do brzegu morza, patrząc się zastanawiająco w niebo i zaciskając pięści.
-Nienawidzę cię!-krzyknęłam ta głośno jak potrafiłam, a na moje słowa, gdzieś nie daleko Portland błysnął piorun. zmoczyłam szybko wodą moje policzki, na co reakcja była wręcz natychmiastowa. Gęsty deszcze spadał teraz leniwie, na ziemię informując wszystkich,że Faye wyżywa swoja emocje na pogodzie.
-Też tak chcę!-rzucił Damon, podchodząc do mnie.
-nie możesz-powiedziałam z miną szczeniaczka.-ty jesteś wampirkiem a ja czarownicą to dwa różne światy..
-ale pomimo to,-tupnął nogą jak małe dziecko.
-innym razem-rzuciłam uśmiechając się. i biorąc Salvatore za rękę.
-pokażę ci moje ulubione miejsce-wypalił nagle, przerywając błogą ciszę.energicznie kiwnęłam głową, i pozwoliłam by wampir wziął nie na barana, po czym w jeszcze szybszym tempie niż mój, gnał przez całe miasto, nie zważając na zdziwionych przechodniów. Obydwoje byliśmy pijani, więc nie interesowało nas to za bardzo.
nagle poczułam,że wzbijam się w powietrze,na wysokość kilkuset metrów. W połowie tej trasy zabrakło mi powietrza, przez co mocniej oplotłam Damona nogami. mimo to,wiedziałam,że mi się nic nie stanie.
-jesteśmy na miejscu-wyszeptał mój towarzysz,stawiając mnie na ziemi. rozejrzałam się i po chwili dopiero uświadomiłam sobie,że znajduje się na najwyższym wieżowcu w Portland,z którego idealnie można było obserwować miasto, które teraz było pogrążone w ciemności.
-tu jest przepięknie-odparłam zgodnie z prawdą, po czym leniwie, usiadłam przy krawędzi. wymachując nogami.
-przychodzę tu kiedy muszę pomyśleć-wyznał mój sąsiad lekko zawstydzony.
-a o czym takim?-spytałam zaciekawiona.
-o tym,jak mam uporać się z przeszłością..-po dłuższej chwili dotarł do mnie sens jego słów.
-straciłeś kogoś-zgadłam,pewna swoich racji.Damon zaśmiał się cicho.
-można to tak ująć,bo widzisz,wszystkie dziewczyny,które do tej pory kochałem, wolały mojego brata Stefana.Wiesz rozumiałbym to gdyby nie fakt,iż mimo,że wybrały jego, cały czas się mną bawiły i manipulowały jak chciały.
-po co się im dawałeś-wtrąciłam,nie wytrzymując.Coraz bardziej, zagmatwałam się w życiu mojego nowego przyjaciela.
-Bo je kochałem..-powiedział, speszony.-I to kurwa mocniej niż wszystko inne-dodał rozgoryczony,na co ja go tylko przytuliłam.
-Nie były ciebie warte.-pocieszyłam go nie za dobrze.
-Kiepska z ciebie pocieszycielka.-stwierdził.
-Wiem.-mruknęłam, śmiejąc się.
-Może opowiedz mi coś o sobie,skoro już wiesz, że jestem wampirem, i nie uciekasz, to naprawdę jesteś pojebana.
-Ach, kochaniutki,miewałam gorsze typy niż ty. Jeden, był hybrydą czarownicy i wilkołaka.drugi hybrydą wampira i dziecka-wyliczałam na palcach, nagle się powstrzymując-ale nie teraz o tym mowa. Wracając do twoich problemów, pocieszę cię,że straciłam rodziców, jak i tego sukinsyna, więc teoretycznie wychowałam się sama, mając za wsparcie, marną przyjaciółkę. To,że jestem czarownicą, wiedziałam od urodzenia, ale nigdy nie przypuszczałabym,że teraz będę siedzieć z jednym wampirem, i opowiadać całe moje życie-westchnęłam teatralnie.
-Oj tam pierdolisz..-parsknął śmiechem Damon.-w sumie, jesteś pierwszą dziewczyną, która polubiła mnie takiego jakiego teraz jestem.
-Mam być z tego powodu dumna?-spytałam retorycznie.
-Tak,-pdrał niczym nie wzruszony, powoli przytulając mnie do siebie. -Wiesz, z nikim jeszcze tak dobrze się nie bawiłem.-wyznał, spoglądając mi długo i znacząco w oczy.
-przykro mi, ale nie mogę tego samego powiedzieć.-udałam rozpacz-Allisson, jest na równi z tobą.
-Ta, w której Lee się buja?-oburzył sie.
-Dokładnie.-westchnęłam.-Widzisz, kiedyś była inna. Zanim spotkała tego jebanego Scota, można było się z nią nie źle zaszaleć.-dodałam.-Ale teraz to szkoda gadać..-załkałam bardzo prawdziwie.
-Biedaku ty mój.-Salvatore przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej.-Ale za to masz mnie.-szepnął mi na ucho, czule.
-Pana sukinsyna, który, przerwał mi zabawę, z tym gnojkiem.-udałam naburmuszoną.
-dzięki temu, nasze pierwsze spotkanie było dość fascynująco.-przekręcił głowę w moim kierunku. Ja tylko oparłam się leniwie, o ramię mojego towarzysza.
-To ci przyznam rację..ale i tak jesteś sukinsynem.-uśmiechnęłam się sama do siebie.
-Wariatka.-mruknął.
-Eej!-krzyknęłam, starając się go zrzucić, z budynku.
-nawet nie próbuj-pogroził.
-Bo co?-zakpiłam,
-Bo zrobię coś czego będziesz żałowała.-powiedział.
-Śmiało-machnęłam ręką, a złośliwy uśmieszek pojawił się na mojej twarzy.
-Sama tego chciałaś-westchnął, po czym  bez żadnych wstępów wpił się w moje usta.

<Damon>

 
-Sama tego chciałaś-powiedziałem chytrze, by po chwili połączyć nasze usta w pocałunku. Byłem pijany to fakt, i tylko wyłącznie przez to, zaryzykowałem, naszą świeżą przyjaźń z Faye. Nie chciałem znowu wplątywać się w miłość, ale gdy tylko ona była w pobliżu, znów nabierałem na to ochoty. Nie mówię,że ją kocham,bo tym razem nie będę rzucał słów na wiatr, tak jak niektóre osoby czytaj ELENA,lecz nie ukrywam,zależy mnie na niej.
Faye, widząc moje poczynania,przestała oddychać jak i się ruszać. Ja również nie chciałem pogłębiać pocałunku,przez pierwsze kilka sekund. niestety później moje pożądanie wzięło górę i domagałem się coraz więcej.
Niestety gdy tylko chciałem wykonać jakikolwiek ruch, moja sąsiadka odsunęła się ode mnie błyskawicznie, wymierzając mi siarczysty policzek. Mimo, bólu uśmiechnąłem się zadowolony z siebie Warto było, chociaż przez chwile poczuć jej usta na swoich.
-Coś ty sobie myślał?-warknęła,lekko wkurwiona.
-Mówiłem ci,że będziesz tego żałowała.-odparłem z szarmanckim uśmieszkiem.
-Debil-stwierdziła, patrząc na mnie już bez żadnych uczuć. Zdziwiłem się. Nawet przez myśl mi nie przyszło,że teraz może się obrazić.
-Faye..-zacząłem,lecz nie byłem w stanie dokończyć, ponieważ tępy ból przeszył mi czaszkę.
-Nie waż się robić tego ponownie.-wysyczała, z łzami w oczach.-nigdy.-zaakcentowała to słowo, po czym niczym się obejrzałem zniknęła,pozostawiając mnie samego w ty miejscu,które nagle straciło cały swój urok.
-Przejdzie jej,-powiedziałem do siebie,lecz tego akurat nie byłem pewny. Oj Salvatore,jednak ty to umiesz, spieprzyć nawet najmniejszą rzecz..

WITAJCIE KOCHANI !!!!
Tu Lara : )) Jakie są Wasze wrażenia po nowej notce hmm ? Czy wyobrażaliście sobie tak spotkanie Lee z Alison? Czy sądzicie, ze Faye w końcu posunie się o krok dalej w stosunku do Damona ? Piszcie i oceniajcie : )) 
PS: KOCHAM CIĘ SKYLER NAD ŻYCIE : *******

3 komentarze:

  1. Mówiłam Wam, że jesteście zajebiste? Jeśli nie to mówię... TAK SIĘ CIESZĘ, ŻE DODAŁYŚCIE.. ! <3
    Początek i jak zwykle zresztą moja reakcja - O.o xd
    Eleny tu brakowało -.- No, ale nic będzie z Nią ciekawie..
    Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo... dziękuje za ten rozdział. Za pocałunek Alison i Lee oraz Damona i Faye... Ah ten wredny klucz! Może doszłoby do czegoś więcej, no ale Pani Zakochana pocałowała Wampirka, a to już coś!Kurwa, jak ja się wtedy cieszyłam. Do tej pory emocji nie mogę opanować.. Za kilka lat z Waszego opowiadania powstanie serial, a ja będę jego wierną fanką *.*
    Scott ten zakichany doktorek - nie lubię Go i nie pozwolę na zniszczenie BFF! Nigdy! Alison i Faye są razem najlepsze i takie mają być <3
    Ogółem stara/nowa wersja Ali mi się podoba! :>
    Faye i Damon - nie no. Skyler jesteś zajebista... Te dialogi.. "ty skurwysynu".. te wyznania <3 I pocałunek! Tylko czarownicy nie chciało się uwierzyć, że Damon to dobroduszne zwierzątko... ugh... oni i tak pójdą do łóżka. Mam nadzieję, że jak najszybciej...

    Czekam na NN z niecierpliwością i gorąco pozdrawiam + w wolnej chwili zapraszam do mnie! ; *

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, super, super...!! I cmok, cmok!!
    Ejj, Eleny zabrakło -,- Ale co tam...Wy jesteście wykurwiste!!
    Kocham to opowiadanie <3 Seryjnie, skradłyście moje serce !!
    Damon jest taki...oh..ah...I wgl, aż mi brak słów!

    Czekam na NN ! Zresztą nie tylko ja...
    Bells Cullen-Swan

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział tak mi sie wydawało ze lee pocałujesz alisson ale nie przypuszczalam ze sie na niego obrazi i super akcja rozkrecila sie pomiędzy damonem a faye na nn

    OdpowiedzUsuń