piątek, 26 października 2012

Rozdział 4.


~~Scott~~

Dyżur ciągnął mi się w nieskończoność. Usiadłem w gabinecie popijając kawę w oczekiwaniu na przyjście pewnej nowej asystentki, która miała się ode mnie uczyć fachu. Wiedziałem, ze może okazać się być beznadziejna, chociaż z drugiej strony może była ona świetnym materiałem na przyszłego kardiochirurga. Ale jak to mawiał mój przełożony ,,Nie każdy się do tego nadaje’’.
Po chwili usłyszałem pukanie do drzwi. Pociągnąłem jeszcze jeden łyk gorącego napoju, po czym odłożyłem kubek na biurko.

-Proszę !- krzyknąłem spokojnym głosem
-Jestem Elena Gilbert, nowa asystentka.- powiedziała cicho śliczna dziewczyna, odsłaniając przede mną jej piękne oczy, które były zjawiskowego, czekoladowego koloru
-Scott Mccall, mam nadzieję, ze zdołam cię czegoś nauczyć.- odparłem uśmiechnięty, ściskając jej dłoń
-Nie wiedziałam, ze tacy młodzi ludzie są już na tak wysokim stopniu zawodowym.- powiedziała  nagle brunetka
-Jeśli ma się ojca, który prowadzi szpital wszystko idzie łatwiej.- wyjaśniłem
-No tak masz racje.- powiedziała dziewczyna- Przepraszam ma pan racje.- dodała nastolatka
-Mów mi Scott, aż taki stary przecież nie jestem.- powiedziałem
-No tak, więc od czego zaczynamy ?- spytała dziewczyna
-Pokarzę ci wpierw salę, gdzie wykonujemy przeszczepy.- powiedziałem, prowadząc dziewczynę do owego pomieszczenia

Około godziny 18.00 skończył się wreszcie mój wieczny dyżur. Podszedłem do brunetki uśmiechając się w jej stronę. Dziewczyna była taka piękna, zjawiskowa, inna. Scott uspokój się- skarciłem się w głowie, uśmiechając w stronę Eleny.

-Miło było mi cię poznać Eleno.- podszedłem bliżej niej i pocałowałem ją w dłoń
-Do zobaczenia jutro Scott.- odparła, po czym odeszła

Po chwili przypomniało mi się, ze za chwilę miałem się umówić z Alison. Szybko wykręciłem numer do niej, jednak odebrała go nieszczęśliwie Faye.
-Faye powiedz Alison, żebyśmy się spotkali przy porcie, a nie w tej kawiarence w centrum miasta.- powiedziałem spokojnym tonem
-Jasne.- odparła wyjątkowo nazbyt miło
-Tak po prostu się zgadzasz ?- spytałem podejrzliwie
-Och, nie rób ze mnie takiego potwora Scott.- odrzekła spokojnie brunetka
-No dobrze, dzięki.- powiedziałem cicho odkładając słuchawkę

Nałożyłem na ramiona marynarkę, kierując się do portu, gdzie miałem się spotkać z moją ukochaną Alison. W tym wszystkim w głowie ciągle miałem twarz Eleny, ale to chyba normalne, ze zauroczyłem się tak piękną kobietą ?

~~Alison~~

Podeszłam jeszcze szybko do lustra i podmalowałam rzęsy czarnym tuszem. Kiedy byłam już w korytarzu wpadłam niespodziewanie na Faye, machającą mi przed twarzą telefonem. Wyrwałam go jej z dłoni, wkładając automatycznie do torebki.

-Dziękuję.- powiedziałam, chcąc iść do wyjścia
-Idziesz się spotkać ze Scottem ?- spytała dosyć dziwnie niewinnie
-Tak, a co ?- spytałam zdziwiona
-Nic, po prostu dzwonił, żeby powiedzieć, abyś poszła do tej kawiarenki w centrum miasta, wiesz, ze to chyba ta którą prowadzi Lee ?- spytała mnie Faye, jej dobroć w głosie zaczynała mnie drażnić
-Dzięki, to na razie.- odparłam  lekko zdziwiona, opuszczając mieszkanie

Po kilkunastu minutach byłam już na miejscu. Zdziwił mnie niezmiernie fakt, iż nikogo tam nie było, istna pustka, tak jakby lokal był całkowicie opuszczony. Nagle światło zgasło, a ja usłyszałam czyjeś kroki. Po chwili lampa powtórnie zaczęła świecić, a przede mną pojawił się nie kto inny jak Lee.

-Lee ?!- krzyknęłam zdezorientowana
-Alison, co ty tu robisz ?- spytał mnie chłopak
-Umówiłam się ze Scottem, ale wychodzi na to, ze mnie wystawił.- wzruszyłam ramionami
-Słyszałaś to ?- spytał mnie nagle mężczyzna. Odgłos, który się wydobył zza drzwi mnie również przeraził. Oboje do nich podeszliśmy chcąc wyjść na zewnątrz, jednak jak się okazało drzwi pozostały zamknięte.- Cholerny zamek, musiał się znowu zaciąć.- krzyknął po chwili brunet
-Poważnie myślisz, ze to zamek ?- spytałam ironicznie, siadając przy barze
-A jaki jest Twój pomysł Sherlocku ?- spytał mnie brunet
-Pomysły są dwa, a noszą one imiona Damon oraz Faye.- powiedziałam, zjadając na raz pysznie wyglądające ciastko z kremem
-Myślisz, że to oni ?- spytał mężczyzna, nalewając nam po kubku gorącej czekolady
-Jestem tego pewna, zemsta to coś całkowicie adekwatnego do Faye.- odparłam szybko
-Och, musisz lepiej poznać Damona, on bez zemsty na kimś kto go denerwuje nie wyżyje.- odparł szybko Lee
-Jesteśmy na siebie skazani.- powiedziałam, pijąc czekoladowy napój
-Spokojnie, może wypuszczą nas jak dostaną to czego chcą.- powiedział nagle mężczyzna
-Nie planuje uprawiania seksu na stole przy ciastach jeśli o to ci chodzi.- odparłam szybko z diabolicznym uśmieszkiem, cholera zamieniam się w Faye- dodałam do siebie samej przerażona
-Chodziło mi bardziej o pocałunek, ale Twój pomysł też jest świetny.- powiedziałam mężczyzna, na co ja zareagowałam głośnym śmiechem
-Okej, wrócimy do tego później.- powiedziałam nagle
-Okej, masz racje, może powiesz mi skąd znasz Scotta.- zaproponował Lee
-To dosyć dziwna historia.- powiedziałam szybko

~~Retrospekcja 2 lata temu~~

Szłam właśnie spotkać się z Faye, kiedy nagle potknęłam się o jakiś cholerny kamyk i przewróciłam się na ziemię. Przeklęłam pod nosem powoli podnosząc się. Nagle moje oczy podążyły do góry, gdzie ujrzałam tajemniczego mężczyznę o lekko kręconych włosach, był bardzo przystojny. Owy nieznajomy podał mi swoją rękę. Kiedy tylko ją dotknęłam poczułam tajemniczy impuls przechodzący przez moje ciało. Spojrzałam na niego zdezorientowana, ciągle ściskając  go.

-Dziękuję.- odparłam wyrywając z jego drugiej dłoni mój kubek z kawą
-Nie ma sprawy.- powiedział z uśmiechem, ja odpowiedziałam mu tym samym , po czym odwróciłam się na palcach i poszłam przed siebie- Hej, poczekaj !!!- dodał, biegnąc za mną
-Tak ?- spytałam lekko znudzona
-Co powiesz na kawę ?- zaproponował mi
-Nie żeby cos, ale trzymam ją właśnie.- potrząsnęłam dobitnie kubkiem
-Mówiłem o prawdziwej, włoskiej kawie.- powiedział mężczyzna, przewracając teatralnie oczami- Zgódź się, jesteś jedyną dziewczyną, która nie złapała się na mój firmowy uśmieszek.- dodał pewnie
-Hmm, w sumie to miałam umówić się z moją przyjaciółką, ale sądzę, ze poczeka.- powiedziałam weselej- Ale jeśli jeszcze raz będziesz zgrywać przede mną macho to obiecuję, że wyjdę z kawiarni tak szybko jak do niej wejdę .- pogroziłam mu po chwili
-Oczywiście śliczna, obiecuję przestać być dupkiem.- powiedział, kłaniając się niczym arystokrata
-No ja myślę.- zaśmiałam się, idąc za nim w stronę kawiarni.

~~Teraźniejszość~~

-Miłość od pierwszego wejrzenia.- podsumował mężczyzna
-Tak, ale właściwie dziwię się, że mnie tak po prostu wystawił, nigdy tego nie robił.- wzruszyłam znacząco ramionami
-Nie żeby coś, ale może po prostu mu się znudziłaś.- powiedział mężczyzna, jego słowa uderzyły mnie dogłębnie, chociaż wiedziałam, ze może mieć racje
-Scott taki nie jest !- krzyknęłam obrażona
-Przepraszam, nie chciałem żeby to tak zabrzmiało.- powiedział nagle Lee
-Nie chciałeś, ale tak to zabrzmiało.- powiedziałam, kręcąc głową
-I tak mnie lubisz…- ciągnął chłopak, dziwnie się do mnie przybliżając
-Ależ ty skromny.- wytknęłam mu natychmiast
-Cii.- brunet przytknął mi palec do ust- Nie psuj chwili.- dodał chwilę później. Jego usta dotknęły moich, czułam jego chłód na moich wargach, który paraliżował mnie od samego środka, który przeszywał moje ciało. Jego język tańczył z moim namiętny taniec, walcząc ciągle o dominację. Chłopak trzymał dłońmi mojego sparaliżowanego od jego dotyku karku. Po chwili otworzyłam oczy, dostrzegając w jego kieszeni klucz. Odepchnęłam od siebie lekko mężczyznę, wyciągając celne znalezisko z jego spodni.
-Miałeś je przez ten cały czas, ale tak po prostu mi o tym nie mówiłeś ?- spytałam zdezorientowana
-Nie chciałem psuć atmosfery, chciałem z Tobą spokojnie pobyć, porozmawiać.- Lee podszedł do mnie jedna ja całkowicie zignorowałam jego obecność, napierając na drzwi, przez co chwilę później byłam już na zewnątrz. Kątem oka spostrzegłam dwie postacie, którymi był Damon oraz Faye.
-Nie podchodź do mnie, jesteś tak samo kłamliwy jak Scott.- wytknęłam mu
-Alison to nie tak, zależy mi na Tobie.- bronił się mężczyzna. Pokręciłam tylko karcąco głową, ignorując go całkowicie. Po chwili podszedł do  mnie tak po prostu Scott. Byłam wściekła, najchętniej uderzyłabym go jak najmocniej tylko potrafię, miałam go już dość.
-Jak mogłeś mnie wystawić? Tyle gadałeś o tej całej pieprzonej wierności o tym, abyśmy byli dla siebie nawzajem najważniejsi, a teraz kurwa co ?- wrzasnęłam
-Alison, nie przeklinaj.- skarcił mnie szybko Scott
-Nie przeklinaj.- zbagatelizowałam sprawę- Będę kurwa przeklinać ile mi się chce, a teraz idę do jakiegoś zajebistego klubu żeby się najebać i o Was wszystkich nie myśleć ty pierdolony doktorku.- do krzyknęłam, odwracając się w stronę Damona- To ci już nie będzie potrzebne.- wyrwałam mu z dłoń i Jacka Danielsa i wypiłam jego połowę, ruszając na przód- Nie czekaj na mnie Faye, dzisiaj nie wracam na noc.- powiedziałam w stronę przyjaciółki, wpadając do któregoś z pierwszych lepszych klubów.

~~Lee~~
 
-Spierdoliliście sprawę.- powiedziałem w stronę Faye i Damona- A ty zawaliłeś po całości krawaciarzu.- dodałem w stronę Scotta
-Myślisz, ze jesteś ode mnie lepszy ?- spytał go mężczyzna- Gówno prawda.- dodał śmiejąc się Scott
-Myślę, ze nie zasługujesz na Alison nawet w jednym mały calu.-  powiedziałem, w stronę doktorka
-Doprawdy ?- spytał sarkastycznie- Wiesz jakie są jej ulubione perfumy, że całuje się z zamkniętymi oczami, otwierając je pod sam koniec, ze lubi uprawiać sex na świeżej pościeli, że uwielbia robić to w wannie ?- Scott zadawał kolejne pytania, ale z niego dupek
-Dam ci dobrą radę, jeśli nie chcesz nabić guza, zostaw ją w spokoju.- złapałem go za końce jego marynarki i uderzyłem mocno o ziemię
-Jeszcze się spotkamy. –pogroził mi mężczyzna
-Już się trzęsę.- dodałem wściekły, na szczęście Scott szybko zniknął mi z pola widzenia, bo nie ręczę co bym mu zrobił gdyby się stawiał.
-Przejdzie jej.- stwierdziła Faye- Jeśli ma takie odpały to oznacza, ze musiała być mocno wkurwiona.- dodała brunetka
-Dzięki za pocieszenie.- powiedziałem sarkastycznie, zostawiając dwójkę swatających mnie osób całkiem samotnie.
~~Scott~~
 
Wściekły poszedłem jak najdalej przed siebie. Ja ją wystawiłem?!- krzyknąłem na cały głos  ulicznej pustki. Przecież wiadomo, że to było całkowite i nieodwracalne kłamstwo. A wszystko przez Faye, która zapewne jak zawsze musiała się w coś wmieszać. Najchętniej zabiłbym tą małą, wredną dziwkę. Gdyby nie ona już dawno prowadzilibyśmy z Alison długie, szczęśliwe życie.  Właśnie a propos tego cudownego życia, to mam genialny plan co do niego. Jeżeli nie umiem pokonać Faye siłą, czy też asertywnością to pokonam ją czymś co ją najbardziej zrani, pokonam ją moim wielkim, bezgranicznym uczuciem, które darzę do Alison. Wiem, ze jedyną rzeczą, która ją porządnie zrani to fakt, że jej przyjaciółka jest cholernie szczęśliwa z kimś takim jak ja.
~~Faye~~
Ups no to się porobiło.-zachichotałam, głośno, w stronę Damona.
-ta…tego nie brałem pod uwagę.-powiedział szczerze, również ledwo co powstrzymując śmiech.
-Brakowało jeszcze tylko popcornu-zażartowałam, na co obydwoje wybuchliśmy śmiechem.
-Pogodzą się-stwierdził Salvatore,święcie tego przekonany.
-a jakże inaczej. Bo happy endy są takie słodkie!-odrzekłam jak mała dziewczynka.
-Pierdolić happy endy.-przerwał mi brunet.
-i widzisz, tutaj się rozumiemy.-dodałam, szturchając go w ramię.
-Gwarantuje, gdybyś poszła ze mną się napić, stwierdziłabyś,że wiele rzeczy nas łączy-drążył.
-A właśnie jest okazja!-klasnęłam w dłonie ciesząc się jak małe dziecko. Nie dość,że moja przyjaciółka pokłóciła się z tym pieprzony Scotem, to jeszcze wróciła jej stara lepsza wersja. Nic tylko się cieszyć!
-To chodź! pokażę ci to miasto z trochę lepszej strony.-kusił mnie Damon.
-Jesteś nie możliwy-burknęłam.
-taka moja natura. Ale na pocieszenie powiem,że nigdy jeszcze w życiu nie spotkałem tak upierdliwej jak i zgryźliwej osoby.
-Nie ma co pocieszyłeś mnie.-powiedziałam ironicznie,przekręcając oczami. Salvatore wzruszył ramionami i otworzył mi drzwi ze strony pasażera do swojego ferrari.
-Wsiadaj, póki moja dżentelmeńska strona do reszty nie zniknie-pogonił mnie, na co ja się zaśmiałam.
-Sukinsyn-powtórzyłam po raz kolejny.
-Mówiłaś to już.-szepnął mi do ucha, seksownie.
-Wiem.-mruknęłam uśmiechając się.
Gdy już usadowiłam się w aucie mojego sąsiada, udając niechęć,zaczęłam, podziwiać widoki za oknem, byle by tylko się nie wydać.
Damon miał niebieskie oczy..dokładnie takie same jak  te ze snów,piękne i błękitne jak  morze. Każda dziewczyna w moim przypadku rozmarzyłaby się na temat tego zjawiska, lecz ja na szczęście nie byłam taka. Nie dam się nabrać na ten zajebisty uśmieszek,na ten jego sposób mówienia. Nie wampirowi.. Podobno ojciec Cassie współpracował właśnie z takimi jak on, a  ja nie miałam zamiaru ponownie zaufać tym bestiom.
Owszem bywały wyjątki takie jak Jasper, który naprawdę przekraczał normę, Klaus, Rebekah, Elihaj i tak dalej, ale nie oszukujmy się. Większość, to po prostu aroganckie pojebane maszyny do zabijania.
A może się mylę?-przekonywałam sama siebie, lecz to nie miało sensu. Byłam tego pewna, jak tego,że jestem czarownicą. Lecz, w sumie, przecież Damon miał tyle okazji by mnie zabić, a mimo tego tego nie zrobił. Oczywiście, gdyby tylko spróbował,od razu drewniany kołek wylądował by w jego sercu,lecz sama myśl o tym,że kolejny wampir, mógłby wbić swoje kły w moją tętnice,nie dodawała mi otuchy.
Na takim rozmyśleniu minęła mi cała droga. Widać, Salvatore nie wiedział jak ma się zachować, ale na jego szczęście, siedział cicho.
-Jesteśmy na miejscu.-oparł tylko, wysiadając w zawrotnym tempie. Westchnęłam, żałując,że w ogóle zgodziłam się na to całe spotkanie.Nagle cały mój dobry humor wyparował,ponieważ przyciemniała go wizja, krwi. boże Faye wariujesz już.
-Gdzie jesteśmy?-burknęłam, lekko rozwścieczona, szybko wysiadając tym razem sama z auta.
-Na rozgrzewkę klub.-odparł tylko, uśmiechając się przelotnie, ciągnąc mnie za sobą. Nie chętnie ruszyłam za nim, wchodząc do jakiejś bardzo modnej dyskoteki,która miała wyśmienity styl.Z głośników wydobywała się klubowa muzyka, a za barem stał nawet przystojny facet, koło 30. Uśmiechnęłam się w jego kierunku od razu, złośliwie, na co ten posłał mi oko.
Damon widząc moje poczynania, warknął ledwo słyszalnie.
-Dzisiaj sobie odpuść.-jego ton głosu, w ogóle nie pasował, do przed chwilą zaistniałej sytuacji.
-Czemu?-jęknęłam,-gryząc moją dolną wargę.
-Ponieważ to jest nasz przystanek.-wymruczał,łapiąc mnie w talii. Chciałam się mu wyrwać, lecz po kilkunastu próbach, poddałam się. Syknęłam tylko, na co Damon odpowiedział mi ciepłym uśmiechem. Spojrzałam na niego zdziwiona. Czyżby pierwszy raz,uśmiechnął się naprawdę przyjaźnie? Bez krzty ironii czy też sarkazmu.
-W co ja się wpakowałam!-szepnęłam do siebie, posyłając stęsknione spojrzenie seksownemu barmanowi.
Na moje szczęście, Salvatore szybko podszedł razem ze mną w kierunku pana ładnego.
-Butelkę Russo Balitque-rzucił wrogo. Mężczyzna skinął głową,nie fatygując się nawet na coś więcej.
-Chyba żartujesz?-spytałam nie dowierzając.
-Obiecałem ci,że ją kupię, także ciesz się póki możesz-wzruszył ramionami, na co ja go przytuliłam.
-Zarąbisty z ciebie sukinsyn.
-mam to odebrać jako komplement?-uniósł jedną brew do góry.
-Tym razem tak!-zaśmiałam się, chwytając łapczywie, najwspanialszą wódkę na świecie.
-Nie ma za co.-powiedział, tylko.-A teraz oddasz mi jeden taniec,i można założyć,że jesteśmy kwita.
-Niech stracę.-odrzekłam, ruszając pewnym siebie krokiem na parkiet.-Ale ostrzegam nie łatwo mi dorównać.
-Jakoś dam radę. -przekręcił oczami, po czym przyciągnął mnie do siebie.
-uważaj co robisz.-syknęłam patrząc na jego usta.
-Nie pouczaj mnie.-warknął. Zachichotałam cicho. Jak ja lubiłam go wkurwiać.
Nagle dj puścił nowy kawałek, który dobrze znałam.
-Heeeey, want some puusy-zanuciłam, zaczynając tańczyć.Specjalnie,zarzuciłam, szybsze tempo, lecz Damon bez problemu za mną nadążał. No cóż skoro tak…
chcąc go zaskoczyć, niespodziewanie, skoczyłam na niego,trzymając się kurczowo tych kruczoczarnych włosów.
Niestety nawet to go nie ruszyło. Zamiast tego, okręcił mnie w okół własnej osi,uniósł w powietrze, łapiąc przy samej ziemi.
-Mhmm.-mruknęłam, zadowolona-Wreszcie ktoś,kto dorównuje moim zdolnością-wyznałam.
-Mówiłem,że dużo nas łączy.-powiedział, nawet nie zmęczony.Puściłam mu oko,i nie myśląc za wiele, ponownie, zaczęłam tańczyć.
Podsumowując z tej jednej piosenki zrobiło się kilka albo nawet kilkanaście. Musze przyznać, wampirek, ruszał się zajebiście, i był pierwszym facetem,który nie padł po kilku minutach.
-Drink?-zaproponowałam,gdy z głośników poleciała jakaś smętna piosenka.
-też nie lubisz, romantycznych kawałków co?-przechytrzył mnie.
-Zgadłeś-uniosłam ręce w geście obrony, po czym pognałam do jakiegoś stolika. Niestety żaden nie był wolny, więc nie zważając na zdziwionych ludzi, dosiadłam się, do jakiś nieznajomych. Salvatore spojrzał na mnie, rozkojarzony, lecz zaraz po tym , do mnie dołączył.
-oo widzę,że mamy następnych chętnych!-krzyknęła jakaś dziewczyna, patrząc się na mnie i mojego towarzysza. Na tego drugiego, z pożądaniem wypisanym na twarzy.
-A w co się wpakowaliśmy?-zapytałam, podekscytowana,nie zważając na połowę napalonych mężczyzn.
-picie wódki na czas.-odrzekł chłopak który siedział po mojej lewej.Uśmiechnęłam się zachęcająco, w jego stronę, na co Salvatore obok objął mnie ramieniem. W natychmiastowym tempie, zrzuciłam, jego rękę z siebie, tak,by ten przystojniak tego nie zauważył.
-Wchodzę!-pisnęłam, patrząc wyczekująco na Damona.
-A niech starce-powtórzył moje słowa, próbując naśladować mnie, co mu nawet wyszło.
po krótkiej chwili każdy z nasz, otrzymał po 10 kieliszków jakieś taniej wódki.
-Gotowi..?-zaczęła ta sama typiara, co wcześniej.
-No jeszcze się pyta.-mruknęłam, rozdrażniona.
-Start!-ryknął blondyn, siedzący naprzeciwko mi.
teraz musiałam się skoncentrować. Nie patrząc na innych pochyliłam się szybko nad kieliszkiem, a potem następnym i następnym. Nie myślałam wtedy nad tym,że już szumi mi w głowie, i w tej wódce było coś więcej, niż alkohol. Po prostu piłam, myśląc, by dać,nauczkę wszystkim, w tej sali.
gdy sięgałam, po następny kieliszek okazało się,że tego juz nie ma. Dając znak,że skończyłam, stanęłam na stole i krzyknęłam.
-pierwsza!-moi nowi znajomi spojrzeli na mnie zszokowani, lecz po chwili zaczęli klaskać. Śmiejąc się głupkowato, ukłoniłam się, dumnie, skacząc prosto w objęcia mojego sąsiada.
-Wygrałam!-gadałam jak najęta, posyłając mu sójkę w bok.
-Tak, i jeszcze mi to wypominaj!-udał oburzonego.
-Mnie się nie da pokonać.-odparłam, nie przejmując się jego słowami.
-Tak samo myślałem o sobie,nie całe 3 minuty temu.-zaśmiał się.-Ale teraz na spierdolenie ci humoru, powiem,że musimy się już zwijać.
-Czemu?!
-Zobaczysz.-mruknął tylko po czym wziął mnie na ręce i wyprowadził z klubu.
-Ale ja chcę  tam zostać.-gadałam, bijąc go pięściami po plecach.
-A jak powiem,że zaraz wypijemy twoją wódkę?-przekonywał.
-Wygrałeś.-burknęłam, obrażona niczym małe dziecko.
-W takim razie zamknij oczy,-nakazał mi, a ja  posłusznie wykonałam jego polecenie.Czułam jak tani alkohol, uderza mi do głowy ale nie przejmowałam się tym zbytnio. Właśnie chyba o to chodziło.
Gdy wydawało mi się,że już nie wytrzymam, Damon postawił mnie na ziemi i czekał na moją reakcję.Pierwsze co zrobiłam, to otrzepałam się dziko, poprawiając i tak już zniszczoną fryzurę, a dopiero potem zdałam sobie sprawę, gdzie jestem. Moi oczom, ukazał się piękny zakątek plaży, który wydawał się być opuszczony. Zachodzące słońce dodawało temu miejscu szczególnego uroku ponieważ woda, wtedy lśniła niczym brylanty.
-Wow-wykrztusiłam, nagle trzeźwiejąc.
-Warto było co?-rzucił, ściągając z siebie koszulkę.Niczym nie wzruszona zrobiłam to samo, i niczym się obejrzałam, pluskałam się najlepsze w wodzie.
-Oj warto..-powiedziałam,chlapiąc Damona wodą.
-Oż ty mała!-pogroził mi, i zniknął gdzieś pod wodą. Wyostrzyłam wszystkie zmysłu, tak by ten sukinsyn nie był w stanie mnie zaskoczyć, ale chyba byłam za bardzo rozkojarzona, ponieważ, po kilku sekundach, Salvatore, pojawił się przede mną. przyciągając w talii.Pierwszy raz kompletnie zrzuciłam z siebie maskę,i pozwoliłam by po moim ciele przeszło masę dreszczy.
-Czyli jednak.-szepnął zwycięsko pochylając się w moim kierunku. Na jego nieszczęście zrozumiałam o co mu chodzi,i odepchnęłam go od siebie, sprawiając,że ten wpadł do wody z głośnym pluskiem.
Nie mogłam się powstrzymać i zachichotałam,głośno.
-Naiwny ty.-powiedziałam z udawaną troską w głosie. Damon wstał szybko, i rzucił tylko.
-jeszcze się przekonamy..
-Próbuj.-machnęłam ręką, powoli wychodząc w morza, podziwiając widoki.
-Co powiesz, na to,żebyśmy otworzyli  Russo Balitque?-spytał.
Nie odpowiadając nawet, rzuciłam się w kierunku mojej torebki a po chwili nieziemska wódka znalazła się w moim gardle. Nigdy w życiu nie piłam, czegoś tak dobrego. Na chwilę zrobiłam przerwę, co było niewiarygodnym błędem ponieważ, mój nowy kumpel od picia, wyrwał mi moje dziecko z ręki, i sam zaczął pochłaniać niezliczone ilości.
-Zapomniałem kieliszków. -wydukał już nie źle wstawiony.
-refleks szachisty.-pogratulowałam biorąc łyka.
-Czemu o tym nie pomyślałem?-zastanawiał się głośno .
-Skąd mogłeś wiedzieć?-bełtałam.
-Nie o tym mówię..-podrapał się po głowie.
-to mnie oświeć!-drążyłam.
-no bo widzisz, najpierw była Katherine, później Elena,a teraz ty..za dużo was w mojej głowie-to mówiąc, chodził w tą i we w tą próbując na moje oko,wytrzeźwieć.
-nie jestem lepsza-stwierdziłam.-wykorzystuje facetów, tak by poczuli ten sam ból co ja,gdy Jake mnie zostawił.
-sukinsyn!-ryknął Salvatore, z mordem w oczach.
-i właśnie dlatego teraz niszczę wszystko co dobre w okół mnie.-dokończyłam, nie zważając na jego słowa. nagle zaświtał we mnie głupi pomysł,który niestety po pijaku wydawał się wręcz idealny.
Energicznie wstałam, i podbiegłam do brzegu morza, patrząc się zastanawiająco w niebo i zaciskając pięści.
-Nienawidzę cię!-krzyknęłam ta głośno jak potrafiłam, a na moje słowa, gdzieś nie daleko Portland błysnął piorun. zmoczyłam szybko wodą moje policzki, na co reakcja była wręcz natychmiastowa. Gęsty deszcze spadał teraz leniwie, na ziemię informując wszystkich,że Faye wyżywa swoja emocje na pogodzie.
-Też tak chcę!-rzucił Damon, podchodząc do mnie.
-nie możesz-powiedziałam z miną szczeniaczka.-ty jesteś wampirkiem a ja czarownicą to dwa różne światy..
-ale pomimo to,-tupnął nogą jak małe dziecko.
-innym razem-rzuciłam uśmiechając się. i biorąc Salvatore za rękę.
-pokażę ci moje ulubione miejsce-wypalił nagle, przerywając błogą ciszę.energicznie kiwnęłam głową, i pozwoliłam by wampir wziął nie na barana, po czym w jeszcze szybszym tempie niż mój, gnał przez całe miasto, nie zważając na zdziwionych przechodniów. Obydwoje byliśmy pijani, więc nie interesowało nas to za bardzo.
nagle poczułam,że wzbijam się w powietrze,na wysokość kilkuset metrów. W połowie tej trasy zabrakło mi powietrza, przez co mocniej oplotłam Damona nogami. mimo to,wiedziałam,że mi się nic nie stanie.
-jesteśmy na miejscu-wyszeptał mój towarzysz,stawiając mnie na ziemi. rozejrzałam się i po chwili dopiero uświadomiłam sobie,że znajduje się na najwyższym wieżowcu w Portland,z którego idealnie można było obserwować miasto, które teraz było pogrążone w ciemności.
-tu jest przepięknie-odparłam zgodnie z prawdą, po czym leniwie, usiadłam przy krawędzi. wymachując nogami.
-przychodzę tu kiedy muszę pomyśleć-wyznał mój sąsiad lekko zawstydzony.
-a o czym takim?-spytałam zaciekawiona.
-o tym,jak mam uporać się z przeszłością..-po dłuższej chwili dotarł do mnie sens jego słów.
-straciłeś kogoś-zgadłam,pewna swoich racji.Damon zaśmiał się cicho.
-można to tak ująć,bo widzisz,wszystkie dziewczyny,które do tej pory kochałem, wolały mojego brata Stefana.Wiesz rozumiałbym to gdyby nie fakt,iż mimo,że wybrały jego, cały czas się mną bawiły i manipulowały jak chciały.
-po co się im dawałeś-wtrąciłam,nie wytrzymując.Coraz bardziej, zagmatwałam się w życiu mojego nowego przyjaciela.
-Bo je kochałem..-powiedział, speszony.-I to kurwa mocniej niż wszystko inne-dodał rozgoryczony,na co ja go tylko przytuliłam.
-Nie były ciebie warte.-pocieszyłam go nie za dobrze.
-Kiepska z ciebie pocieszycielka.-stwierdził.
-Wiem.-mruknęłam, śmiejąc się.
-Może opowiedz mi coś o sobie,skoro już wiesz, że jestem wampirem, i nie uciekasz, to naprawdę jesteś pojebana.
-Ach, kochaniutki,miewałam gorsze typy niż ty. Jeden, był hybrydą czarownicy i wilkołaka.drugi hybrydą wampira i dziecka-wyliczałam na palcach, nagle się powstrzymując-ale nie teraz o tym mowa. Wracając do twoich problemów, pocieszę cię,że straciłam rodziców, jak i tego sukinsyna, więc teoretycznie wychowałam się sama, mając za wsparcie, marną przyjaciółkę. To,że jestem czarownicą, wiedziałam od urodzenia, ale nigdy nie przypuszczałabym,że teraz będę siedzieć z jednym wampirem, i opowiadać całe moje życie-westchnęłam teatralnie.
-Oj tam pierdolisz..-parsknął śmiechem Damon.-w sumie, jesteś pierwszą dziewczyną, która polubiła mnie takiego jakiego teraz jestem.
-Mam być z tego powodu dumna?-spytałam retorycznie.
-Tak,-pdrał niczym nie wzruszony, powoli przytulając mnie do siebie. -Wiesz, z nikim jeszcze tak dobrze się nie bawiłem.-wyznał, spoglądając mi długo i znacząco w oczy.
-przykro mi, ale nie mogę tego samego powiedzieć.-udałam rozpacz-Allisson, jest na równi z tobą.
-Ta, w której Lee się buja?-oburzył sie.
-Dokładnie.-westchnęłam.-Widzisz, kiedyś była inna. Zanim spotkała tego jebanego Scota, można było się z nią nie źle zaszaleć.-dodałam.-Ale teraz to szkoda gadać..-załkałam bardzo prawdziwie.
-Biedaku ty mój.-Salvatore przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej.-Ale za to masz mnie.-szepnął mi na ucho, czule.
-Pana sukinsyna, który, przerwał mi zabawę, z tym gnojkiem.-udałam naburmuszoną.
-dzięki temu, nasze pierwsze spotkanie było dość fascynująco.-przekręcił głowę w moim kierunku. Ja tylko oparłam się leniwie, o ramię mojego towarzysza.
-To ci przyznam rację..ale i tak jesteś sukinsynem.-uśmiechnęłam się sama do siebie.
-Wariatka.-mruknął.
-Eej!-krzyknęłam, starając się go zrzucić, z budynku.
-nawet nie próbuj-pogroził.
-Bo co?-zakpiłam,
-Bo zrobię coś czego będziesz żałowała.-powiedział.
-Śmiało-machnęłam ręką, a złośliwy uśmieszek pojawił się na mojej twarzy.
-Sama tego chciałaś-westchnął, po czym  bez żadnych wstępów wpił się w moje usta.

<Damon>

 
-Sama tego chciałaś-powiedziałem chytrze, by po chwili połączyć nasze usta w pocałunku. Byłem pijany to fakt, i tylko wyłącznie przez to, zaryzykowałem, naszą świeżą przyjaźń z Faye. Nie chciałem znowu wplątywać się w miłość, ale gdy tylko ona była w pobliżu, znów nabierałem na to ochoty. Nie mówię,że ją kocham,bo tym razem nie będę rzucał słów na wiatr, tak jak niektóre osoby czytaj ELENA,lecz nie ukrywam,zależy mnie na niej.
Faye, widząc moje poczynania,przestała oddychać jak i się ruszać. Ja również nie chciałem pogłębiać pocałunku,przez pierwsze kilka sekund. niestety później moje pożądanie wzięło górę i domagałem się coraz więcej.
Niestety gdy tylko chciałem wykonać jakikolwiek ruch, moja sąsiadka odsunęła się ode mnie błyskawicznie, wymierzając mi siarczysty policzek. Mimo, bólu uśmiechnąłem się zadowolony z siebie Warto było, chociaż przez chwile poczuć jej usta na swoich.
-Coś ty sobie myślał?-warknęła,lekko wkurwiona.
-Mówiłem ci,że będziesz tego żałowała.-odparłem z szarmanckim uśmieszkiem.
-Debil-stwierdziła, patrząc na mnie już bez żadnych uczuć. Zdziwiłem się. Nawet przez myśl mi nie przyszło,że teraz może się obrazić.
-Faye..-zacząłem,lecz nie byłem w stanie dokończyć, ponieważ tępy ból przeszył mi czaszkę.
-Nie waż się robić tego ponownie.-wysyczała, z łzami w oczach.-nigdy.-zaakcentowała to słowo, po czym niczym się obejrzałem zniknęła,pozostawiając mnie samego w ty miejscu,które nagle straciło cały swój urok.
-Przejdzie jej,-powiedziałem do siebie,lecz tego akurat nie byłem pewny. Oj Salvatore,jednak ty to umiesz, spieprzyć nawet najmniejszą rzecz..

WITAJCIE KOCHANI !!!!
Tu Lara : )) Jakie są Wasze wrażenia po nowej notce hmm ? Czy wyobrażaliście sobie tak spotkanie Lee z Alison? Czy sądzicie, ze Faye w końcu posunie się o krok dalej w stosunku do Damona ? Piszcie i oceniajcie : )) 
PS: KOCHAM CIĘ SKYLER NAD ŻYCIE : *******

niedziela, 21 października 2012

Rozdział 3

~~Elena~~

Minęły już cztery miesiące odkąd Damon wyjechał bezpowrotnie z Mystic Falls. Myślę, że dobrze zrobiłam wybierając Stefana, bo znowu jestem jak szczęśliwa, nie przejmująca się nadnaturalnymi problemami nastolatką, kocham go. Aczkolwiek w tym całym szczęściu jest jeszcze malutka cząstka mnie, która znowu pragnie zdecydowanego dotyku Damona na skórze, która pragnie jego warg na swoich, która tęskni za jego porywczym charakterem, za jego sposobem wysławiania się. Pamiętam jak się czułam kiedy był w moim pobliżu, kiedy mogłam go zobaczyć, to było magiczne lecz całkowicie przeminęło w momencie kiedy ujrzałam powtórnie Stefana, gdyż przy nim cały świat może nie istnieć. Przy nim jestem sobą, nie musze niczego udawać, nikomu niczego udowadniać, mogę pokazać mu się w każdym stanie i wiem, ze mnie zaakceptuje, cokolwiek by się nie działo. Pomimo tego wszystkiego chciałabym powtórnie zobaczyć Damona, chociaż jest to cholernie samolubne. Chciałabym go pocałować, chociaż wiem, ze jest to złe, zakazane, chciałabym spytać czy wszystko z nim w porządku, jednak wiem, że odpowiedziałby mi, że wszystko jest okej, że mam się przestać martwić. Najbardziej samolubną rzeczą jest jednak to, ze z całej mej siły pragnę by Damon znowu był przy mnie, by mnie wspierał i próbował zdobyć, chociaż w głębi serca wiem, że nigdy bym go nie wybrała. Nagle do pokoju wparował Stefan z piękną różą w lewej dłoni. Blondyn podszedł do mnie i podarował mi kwiatka.
-Jest piękna.- powiedziałam uśmiechając się delikatnie
-Tak samo jak ty.- odparł mężczyzna, obejmując mnie w talii 
-Stefan przestań.- powiedziałam, wyrywając się z jego uścisku
-Co cię ugryzło ?- spytał zdezorientowany
-Nic, po prostu tęsknię za Damonem.- wzruszyłam ramionami
-Ja też za nim tęsknie i to cholernie.- blondyn podszedł do mnie i uścisnął mnie swymi szerokimi ramionami- Wszystko będzie dobrze, razem to przetrwamy, obiecuję.- Mężczyzna pocałował mnie w czoło
-Kocham cię Stefanie.- wymruczałam cicho
-Kocham cię Eleno.- powiedział mężczyzna, ściskając mnie jeszcze mocniej
Przy Stefanie czułam się jak mała, niewinna nastolatka, którą byłam przed wypadkiem rodziców. Odkąd nie ma przy Nas Damona odczuwam jednak dziwną pustkę, chociaż odkąd go również nie ma zachowujemy się wręcz identycznie jak kiedyś przed pojawieniem się Klausa i całej tej zgrai pierwotnych.  Uśmiechnęłam się powtórnie do mojego ukochanego chłopaka, po czym wspięłam się na koniuszki palców i wpiłam prosto w jego usta, napawając się z zachwytem ową chwilą.
~Alisson~


Kiedy tylko nastał ranek wstałam leniwie z łóżka, wiedząc iż dzisiejszego dnia będę musiała trochę popracować, wysilić się. Zrobiłam włosy w misternego kitka, który bardzo dobrze wyglądał, po czym poczęłam paradować w samych czerwonych figach i tego samego koloru staniku, który idealnie podtrzymywał moje krągłości. Włączyłam na cały głos muzykę : 
Po czym zaczęłam się do niej poruszać. Po chwili podeszłam do szafy i założyłam na siebie czarne, przylegające spodnie tego samego koloru trampki i biała podkoszulkę z dekoltem. Do plecaka przełożyłam strzały, łuk oraz worek, na którym ćwiczyłam mięśnie nóg.
Zadowolona z siebie wyszłam cicho z pokoju, wpadając na korytarzu na zaspaną jeszcze Faye.
-Idziesz ćwiczyć ?- spytała sennie
-Tak, Faye nie mów nic Scottowi, ok ?- spytałam przyjaciółki, lekko przygryzając wargę
-Ten idiota po ostatnim razie kiedy chciał cię zabić wilkołak nigdy by ci nie zezwolił na samodzielne ćwiczenia w lesie, a jako, ze go nie lubię nic mu nie powiem.- odparła Faye, kamień spadł mi z serca
-Dzięki.- krzyknęłam, biegnąc w stronę drzwi
-Tęskniłam za tą Alison !- krzyknęła Faye, a ja się tylko uśmiechnęłam, wychodząc z domu. Miałam w planach pojechanie do lasu kilkadziesiąt kilometrów za miastem, to najlepsze miejsce na ćwiczenia.
~Lee~


Stałem ubrany już przy oknie salonu.  Po chwili dostrzegłem coś tak pięknego, ze nie mogłem oderwać od tego wzroku. Ujrzałem cudowne ciało Alison prawie całkowicie nagie, odziane jedynie w skąpą, koronkową, czerwona bieliznę. Dziewczyna poruszała się sprawnie w rytm muzyki, była taka piękna, taka idealna. 
Nagle spostrzegłem się iż podchodzi do mnie Damon. Wampir zdziwiony tym, ze patrzę się w szybę postanowił zrobić to samo. Pokręciłem karcąco głową ciągle obserwując dziewczynę, która pakowała do plecaka dziwną broń, tak jakby szykowała się do walki. Zerknąłem pytającym wzrokiem na mojego przyjaciela, który tylko posłał mi swój firmowy uśmieszek.
-Nie Damon, nie będziemy jej śledzić.- powiedziałem twardo
-Nie bądź taki sztywny, domyślam się, ze sam umierasz z ciekawości kim ona jest i gdzie idzie.- odparł Damon
-No dobra, wygrałeś.- westchnąłem głęboko, podążając za kumplem w stronę naszego samochodu.
~~Alisson~

Po kilku minutach spostrzegłam się, ze ktoś ciągle uparcie za mną jeździ. Wściekła przyspieszyłam, myśląc iż ten ktoś się odczepi, jednak myliłam się i to bardzo. Przewróciłam teatralnie oczami, parkując pod lasem. Wiedziałam, ze jeżeli komuś zależy na tym, by dowiedzieć się co robię to będę wystarczająco silna by mu się przeciwstawić.
Wysiadłam z samochodu, jednak owego auta, które za mną jechało już nie było. Wzruszyłam ramionami, po czym wzięłam na plecy ciężki jak cholera plecak i pobiegłam z nim do samej głębi lasu. 
Rozłożyłam worek, na którym ćwiczyłam moją siłę, po czym wyjęłam z plecaka łuk ze strzałami mojej własnej roboty. Pamiętam, że Scott nigdy nie pochwalał tego co robiłam i zawsze się wściekał, twierdząc, ze to niebezpieczne. Jednak nawet on nie wiedział dlaczego zaczęłam to robić…

~~Retrospekcja 3 lata temu~~

Miałam wreszcie upragnione 18 lat, co sprowadzało się do tego iż mogłam opuścić dom dziecka i samodzielnie rozpocząć życie, założyć rodzinę, cieszyć się nim ile wlezie. Zaraz po opuszczeniu zakładu dostałam od dyrektorki list, który napisali do mnie moi biologiczni rodzice. Był w nim adres, do którego postanowiłam się skierować. 
Kiedy tylko dotarłam do upragnionego przeze mnie celu, ujrzałam mały, zapuszczony, ciemny dom. Lekko przestraszona weszłam do niego. Moją uwagę przykuł list, na samym środku stołu. Podeszłam do niego i postanowiłam go przeczytać. 

Droga Alison,
Masz już 18 lat i jesteś pewnie piękną kobietą… Jeśli dotarłaś do tego miejsca i nie bałaś się przekroczyć progu domu oznacza to, ze jesteś taka jak my, jesteś wojowniczką, nie boisz się nowych wyzwań. Musisz wiedzieć, ze nigdy dobrowolnie cię nie oddaliśmy, ale gdybyś z nami została zginęłabyś z ręki wilkołaków już w bardzo młodym wieku, a z ojcem nigdy nie chcieliśmy dla Ciebie takiego życia. Musisz wiedzieć, ze jeśli czytasz ten list to my już dawno nie żyjemy, a zginęliśmy właśnie z rąk tych bestii. Twoim przeznaczeniem jest ciągła walka Alison, jesteś urodzonym łowcom.
Twoi rodzice
Zdziwiona odłożyłam list do kieszeni i skierowałam się do piwnicy owego domu, gdzie ujrzałam cały sprzęt walki z wilkołakami. Nie wiedziałam czy list mówił prawdę, ale sam sprzęt przyprawiał mnie o dreszcze i ból głowy, wszystko robiło piorunujące wrażenie. 
Wzięłam do ręki łuk i wycelowałam go w tarczę. Trafiłam w sam środek. Byłam z siebie dumna. Dopiero teraz poczułam to ukłucie w sam środek serca, dopiero teraz zrozumiałam, ze nie popuszczę tym bestiom, ze wybiję je wszystkie nie bacząc na konsekwencje.

~~Teraźniejszość~~

Scott zawsze uważał, że jestem zbyt delikatna, by sobie poradzić z nimi, ze może mi się coś stać, jednak jego słowa, tylko motywowały mnie do dalszej walki. Wyjęłam z plecaka rękawice i poczęłam okładać z całej siły worek, do którego chwile później celowałam już łukiem. Ciągle miałam idealnego cela. Po chwili usłyszałam dzwoniący do mnie telefon. Odłożyłam błyskawicznie łuk, patrząc na wyświetlacz telefonu. Był to oczywiście nie kto inny jak Scott. Odchrząknęłam ślinę, odbierając telefon.
-Alison, gdzie ty do cholery jesteś ?- krzyknął do słuchawki mężczyzna
-Właśnie poznaję piękno Portland, ten port, kwiatki…- mówiłam jak głupia
-Alison mów mi prawdę.- przewróciłam teatralnie oczami
-Po co mam ci mówić prawdę, skoro ty nie chcesz jej usłyszeć.- powiedziałam pewnie
-Jeśli jesteś w lesie…- pogroził mi chłopak
-To co, przyprowadzisz swoich gorylich kumpli żeby zamknęli mnie w domu ?- spytałam kpiąco
-Jeśli tam są naprawdę jakieś wilkołaki, to jesteś w niebezpieczeństwie !- krzyknął Scott
-Chyba są jakieś zakłócenia, nie słyszę cię !- krzyknęłam udając
-Alison, Alison !!- krzyczał jeszcze chłopak, jednak ja się definitywnie rozłączyłam 
-Dupek.- powiedziałam, po czym głośno się roześmiałam, całkowicie go ignorując
Pokręciłam karcąco głową, powracając do ćwiczeń.
~~Lee~~
-Wilkołaki ?- spytałem pytająco mojego przyjaciela, który tylko zdziwiony na mnie spojrzał 
-Wiesz, ja rozumiem, ze ta laska cię pociąga, ale jest dosyć, że tak powiem niebezpieczna.-odparł Salvatore
-Przestań stary, sam nie wiem co o tym myśleć.- Spojrzałem powtórnie na ćwiczącą w najlepsze kobietę.
-Popatrz, jest seksowna, ma krągły tyłek, w sumie tylko to się liczy.- stwierdził Damon, wyjmując spod kurtki Jacka Danielsa
-Jack Daniels ?- spojrzałem na niego pytająco 
-Słuchaj stary, niektórzy noszą wodę, inni gumę do żucia, a ja noszę Jacka Danielsa.
-A jeszcze inni noszą kuszę.- odparła nagle Alison, podchodząc do nas ze strzałą w dłoni
-Sąsiadeczko,  jakiż to zbieg okoliczności, ze się spotykamy znowu.- Damon wyszczerzył w jej stronę zęby.
-Nie wątpię.- brunetka westchnęła- A tak poważnie,to co tu robicie ?- spytała poważniejszym tonem
-Moglibyśmy cie zapytać o to samo.- wytknął jej Salvatore
-Przyszłam poćwiczyć.- dziewczyna wzruszyła ramionami
-Sama w środku lasu? To trochę niebezpieczne.- powiedział z udawanym uśmieszkiem Damon
-Umiem o siebie zadbać.- powiedziała, pakując ekwipunek do torby- Wiem, ze mnie śledziliście, nie wiem kim,bądź czym jesteście, ale jeszcze się dowiem.- dziewczyna podeszła do mnie i pogłaskała dłonią mego policzka..
 Miałeś odrobinę krwi Lee.- dodała, po czym z teatralnym uśmiechem odeszła w stronę swojego pojazdu
Przez chwilę z Damonem całkowicie milczeliśmy, obserwując odchodzącą, zarzucającą biodrami na boki dziewczynę. Po chwili jednak spojrzałem pytająco na przyjaciela, a on w odpowiedzi wziął do ręki Jacka Danielsa i począł z niego łapczywie pić.
-Myślisz, ze ona coś wie ?- spytałem go
-Chuj wie.- Damon wzruszył ramionami, idąc do naszego auta, a ja spojrzałem na niego z oddali, po czym usiadłem na miejscu kierowcy i powróciłem razem z nim do domu.
~~Lee~~


Niektórzy to mają tupet. Usiadłam na przednim siedzeniu odpalając silnik mojego czerwonego cacka. Po kilkudziesięciu minutach szybkiej jazdy,byłam już jednak na miejscu. Kiedy tylko weszłam do domu skierowałam się od razu do pokoju, gdzie zdjęłam z siebie wszelkie przepocone, brudne od błota ubrania i poszłam wziąć długą, relaksacyjną kąpiel do łazienki, mojej własnej.
Po godzinie wyszłam z niej całkowicie odświeżona i wystrojona.
Zadowolona usiadłam na łóżku i poczęłam czytać książkę, dotyczącą wielu sposobów na zabicie wilkołaków. W ten oto sposób całkowicie zapomniałam o mężczyznach, którzy próbowali zawładnąć moim życiem, co oczywiście nigdy im się nie uda.
~~Faye~~


-faye…faye..-słyszałam jakiś,głos w mojej głowie, który mnie nawoływał,lecz ja ani myślałam, by zawrócić. 
Biegłam dalej uciekając od tego wszystkiego. Od Chance Harber, od kręgu,którego wręcz nie cierpiałam,by zacząć w końcu wszystko na nowo. By nie myśleć o tym,jak bardzo ten sukinsyn mnie zranił.Że moi rodzice zginęli tylko z winy ojca Cassie.
Ale ten głos.. cały czas dudnił mi  w głowie. Słyszałam go teraz wszędzie i nie mogłam odróżnić czy to działo się naprawdę. 
Nagle na drodze, po której uciekałam, od mojego dotychczasowego życia, stanął wysoki mężczyzna o nieziemskiej urodzie.Jego oczy były niebieskie a ironiczny uśmieszek dodawał mi w jakiś sposób otuchy. Nagle nieznajomy, zaczął zbliżać się w moim kierunku ukazując swoje długie zęby. 
-Nareszcie.-warknął, i nie zwlekając wbił kły w moją tętnice. 
Nagle zerwałam się z łóżka, z krzykiem. Byłam przerażona.Pierwszy raz od dłuższego czasu miałam znowu tą wizję. Zawsze tak samo się zaczynało. Ten głos, ta droga, i na niej, ktoś kto skrywał mroczną tajemnicę. 
-Co się stało?-mruknął ziewając, nie jaki Matt,który okazał się być moją wczorajszą ofiarą,na odreagowanie.
No przepraszam,ale po tym,jak wynegocjowałam butelkę najdroższej  wódki na świecie, naprawdę miałam powód do radości, a chłopak był naprawdę ładny,więc trochę przyjemności, dla niego i trochę dużo, dla mnie. 
Jedyny minus z wczorajszego dnia, to konfrontacja z Damonem Salvatore, który, nie dość,że sprawił,że uśmiechnęłam się do niego szczerze, to bezczelnie obserwował mnie z dachu drugiego budynku. 
Dupek był pewny,że go nie zauważyłam,lecz się mylił. Z moim nadprzyrodzonym wzrokiem, nie był to lada wyczyn. Siedział tam i się kurwa na mnie patrzył z tym figlarnym uśmieszkiem na twarzy.
Nie ukrywam , wkurzyłam się i to nie źle, lecz życie nauczyło mnie, by nigdy nie pokazywać prawdziwych emocji, więc wtedy tylko posłałam mu złośliwe spojrzenie i zasłoniłam okno czarną kotarą. Wystarczająco się już napatrzył.Z resztą ja na niego też. 
Rozumiem, był u siebie w domu,ale kurwa..prawie że, mnie wydał. Zapewne teraz myślał,że nawet mnie nie ruszyło to,w jakim stanie ze mną rozmawiał. I tu się mylił..
-Wszystko w porządku-powiedziałam, siląc się,by mój ton głosu był dość miły.Moja złośliwość nie była tu potrzebna. Nie po tym jebanym śnie a raczej wizji. 
Odkąd się urodziłam, miewałam często tak zwane przeczucia, a później to  przerodziło się w koszmary, informujące o niebezpieczeństwie. przez nie, zawsze byłam osłabiona, a moja moc, nie raz równała się z mocą Diany.Niestety nie lubiłam tej dziewczyny i wzajemnością.
Nie miałam ochoty na dalsze wylegiwanie się w łóżku zw zwykłym człowiekiem ,więc nawet nie fatygając się,by wypowiedzieć zaklęcie zapomnienia, wygoniłam z pokoju chłopaka, w samych bokserkach, które nie leżały na nim nawet  w minimalnym procencie tak dobrze jak u pana Sukisnyna. Oj Faye, coś za dużo o nim myślisz..
Szybko udałam się pod prysznic,próbując się uspokoić. Lecz nie wychodziło mi to za bardzo. 
Cały czas miałam te niebieskie oczy w głowie, i zastanawiałam się,kto z moich bliskich przyjaciół lub znajomych jest wampirem.Klaus? To już wiedziałam, a z resztą jego oczy są zielone. Jasper? odpada…Lee?! ja pierdole tego by jeszcze brakowało. 
Nie myśląc za wiele, biegiem poleciałam do pokoju Allison, po czym szeroko otworzyłam, drzwi. 
-Alisson do kurwy nędzy, mów mi natychmiast, jaki kolor oczu ma ten twój kochaś??-krzyknęłam. Widać,dziewczyna również brała prysznic bo tylko pisnęłam
-Scot, ma brązowe!-automatycznie przekręciłam oczami. 
-Mówię o Lee!-dodałam dobitnie. 
-Oh…Zielone.-mruknęła, lecz na szczęście ją usłyszałam.Westchnęłam ciężko, rozluźniając się.
-A co?-drążyła temat. 
-Nic nic..-burknęłam,i już mnie nie było.Nie patrząc na to, że aktualnie miałam an sobie tylko spodnie i stanik, wybiegłam szybko, na korytarz. miałam nadzieję,jeszcze złapać teggo całego Matta. Skoro to nie Lee, to może właśnie ten człowieczek?
Lecz niestety jedyne co zostałam, to szanownego Damona, Salvatore, z otwartą buzią stojącego na samym środku przejścia, z uniesioną jedną brwią do góry. 
-Och..-wymsknęło mi się czym się wydałam. Ten spojrzał na mnie szybko z jeszcze większym zdziwieniem.
-Eeee..czy to normalne,że właśnie widziałem, prawie nagiego mężczyznę, który miał na sobie tylko bokserki?-spytał mnie ironicznie.
-No popatrz, Matt wyznaje taki sam styl jak ty.-powiedziałam. O tak, idelanie wybrnęłam z tej sytuacji. 
-Widzę,że ciebie też to kręci.-dodał, mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu. Nie zdziwiło mnie to,gdy jego wzork zatrzymał się na moim biuście. 
-Odpuść sobie-jęknęłam. Damon wzruszył tylko ramionami i już go nie było. Boże jak on mnie wkurwiał.. 
Ja zdając sobie sprawę, jak wyglądam, weszłam ponownie do środka a tam zauważyłam, że telefon Alii wydaje z siebie jakieś dziwne dźwięki z najbardziej romantycznej piosenki.. No tak..to na pewno, szanowny pan Scot.Nagle wpadłam na genialny, pomysł. A jakby tak odebrać…?
Nawet nie myśląc, po chwili usłyszałam ten zbyt przesłodzony głos chłopaka mojej przyjaciółki.
-Faye powiedz Alison, żebyśmy się spotkali przy porcie, a nie w tej kawiarence w centrum miasta.- powiedział, wyczuwając,że to ja odebrałam. 
-Jasne.- odparłam prawie natychmiastowo 
-Tak po prostu się zgadzasz ?-kurwaa, czy on musiał, być taki wścibski?! 
-Och, nie rób ze mnie takiego potwora Scott-próbowałam wszystkiego co możliwe.
-No dobrze, dzięki.-mruknął, po czym się rozłączył. Oj nie ładnie tak bezgranicznie ufać Faye..
Gdy tak cieszyłam się z mojej chytrości, Allisson zdążyła się wykąpać, i nie całe kilka minut później już stała koło mnie, wyraźnie się mnie nie spodziewając. Pomachałam jej tylko wymownie telefonem przed oczami. 
-Dzięki.-burknęła. 
-Idziesz się spotkać ze Scottem ?-drążyłam. 
-Tak, a co ?
-Nic, po prostu dzwonił, żeby powiedzieć, abyś poszła do tej kawiarenki w centrum miasta, wiesz, ze to chyba ta którą prowadzi Lee ?-spytałam słodko. 
-Dzięki, to na razie.-jęknęła, zdziwiona po czym wyszła. 
Zaśmiałam się radośnie, zadowolona z mojego chytrego planu. 
Zrzuciłam na siebie, jakąś pierwszą lepszą bluzkę i pędem ruszyłam, do mieszkania moich sąsiadów. Coś za często tu bywam ostatnio..
-Damonku!-krzyknęłam, wchodząc do każdej z możliwych sypialń. W końcu znalazłam tego dupka,w kuchni nalewającego sobie, czerwony napój.. zakładam ,że to wino. 
-Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale widzieliśmy się przed sekundą.-rzucił, widocznie, zirytowany. 
-oj czepiasz się!-powiedziałam radośnie.
-Kobiety..-szepnął do siebie, przekręcając oczami.-W takim razie słucham co jest?
-Możemy zrealizować naszą zeeemstę-przecięgnęłam ostatnie słowo,przybliżając się do niego. 
-Ach taak?-mruknął rozkojarzony,
-mhmm..-mruknęłam, uśmiechając się promiennie, patrząc mu w oczy. -o kurwa.-wymsknęło mi się. 
-Co jest?-spytał jakby właśnie został wyrwany z  transu. 
-Nosisz soczewki?
-Yyy nie?-coraz bardziej mi się to wszystko nie podobało.-Coś nie tak?-zadał ponownie pytanie a w jego głosie, przez chwilę wyczułam troskę. 
-Nie, wszystko w porządku. Szykuj się na zemstę.-odparłam, ukrywając wszystko to co mnie trapi. 
-Nie musisz mi tego dwa razy mówić. 
~~Damon~~






Niecałe pół godziny później razem z Faye znajdowaliśmy się pod kawiarenką, która należała do mojego kumpla. Ach.. ta dziewczyna jest naprawdę zajebista. Nigdy w życiu jeszcze kogoś tak intensywnie nie swatałem. No ale cóż. Widać, moja sąsiadka nie lubiła, teraźniejszego chłopaka Alisson, a Lee wręcz za nią szalał, więc trzeba im odrobinę  pomóc. 
-Gotowy?-spytała mnie brunetka. 
-Zawsze.-powiedziałem z łobuzerskim uśmiechem. Niezauważenie przemknąłem do środka kawierenki, po czym odłączyłem główne zasilanie.  Nastrój romantyczny.. JEST. 
Potem tak szybko jak tam się znalazłem tak szybko się ulotniłem poniewaz usłyszłem kroki zbliżającej się Ali.. także przedstawienie czas zacząć. 
Czym prędzej wyjąłem telefon i zadzwoniłem do Lee.
-Stary sytuacja kryzysowa. Jedź natychmiast do twojej kawierenki!-krzyknąłem, udając zestresowanego,by po chwili się rozłączyć.
-Zadanie wykonane szefowo!-zasalutowałem niecałe kilka minut później Faye.
-Raduję się.-mruknęła przekręcając oczami. 
-Coś ty taka naburmuszona…?-próbowałem ją rozweselić. 
-lee się spóźnia..-warknęła. Wiedziałem,że kłamie,lecz udałem że wierzę w jej słowa. 
-Nie martw się. Nasz książę już jedzie.-wskazałem ręką, na nadciągający samochód. 
Lee wysiadł z niego jak oparzony, a widząc mnie stojącego obok, przekręcił oczami. 
-Idź do środka!-nakazałem mu szeptem. Ten skinął głową i już go nie było. 
-Teraz moja kolej!-pisnęła Faye, i w podskokach, zamknęła główne drzwi,piszcząc jak mała dziewczynka.
-Więc czekamy na efekty!-krzyknąłem, patrząc na dziewczynę chytrym wzorkiem, prze kilka minut.
-Co?!-odrzekła w końcu. 
-jesteś zajebista!-stwierdziłem. 
-i za to musimy wypić!-dodała wyciągając z torebki whisky.




Witam, z drobnym opóźnieniem,ale witam. Z tej strony Skyler;* tym razem ;) 
Co stęskniliście się za mną? :D Hah, bo ja za wami bardzo. Przepraszam,że ostatnio, coś nie pisałam, podsumowań,ale Lara zawsze mnie wyręczała, dodając nn wcześnie rano(a ja zazwyczaj śpię do późna :D) lub coś w tym stylu xd 
Ale tak do rozdziału. Podobał wam się choć trochę? Spodziewaliście się Eleny na samym początku i jej wyznań?
Jak widzicie, Lee i Damon widzieli Alisson,ale czy to coś zmieni w ich życiu? Zobaczymy zobaczymy ;) Na razie,Faye ma również swoje podejrzenia i do tego planuje zemstę razem z Damonem ;)  Jestem ciekawa waszych odczuć na temat rozdziału. 
W takim bądź razie do nn ;*






sobota, 13 października 2012

Rozdział 2



~~Alison~~



Nastał poranek. Obudziłam się obok mojego ukochanego chłopaka. Spojrzałam prosto w jego cudowne, czekoladowe oczy i całkowicie w nich zatonęłam. Jako, ze chłopak jeszcze spał postanowiłam udać się do łazienki i ogarnąć się.  Wlałam do wanny maksymalnie dużą ilość wody, po czym weszłam do niej i namydlając całe swe ciało, umyłam moje długie, kasztanowe włosy. Po kilkudziesięciu minutach wyszłam odświeżona z pomieszczenia. Miałam na sobie założoną ciemno fioletową sukienkę, czarną katanę i tego samego koloru botki, a na szyi zapięty miałam cudowny wisiorek, który otrzymałam od Scotta. Kiedy tylko powróciłam do pokoju mężczyzna miał już na sobie ubrania i był w stanie gotowości do opuszczenia budynku. Podeszłam do niego i pocałowałam go centralnie w usta.

-Ta noc była wyjątkowa.- wymruczała mu prosto do ucha
-Wiem, kochanie, ale muszę już zmykać do pracy, szef dzwonił, ze w szpitalu jest istny Sajgon.- powiedział mężczyzna, popijając kawę
-Idź, bo jeszcze pacjenci pomrą bez Ciebie.- uśmiechnęłam się szeroko, chociaż w duchu było mi niezmiernie przykro, że mnie zostawia

Po chwili do pokoju wpadła zdyszana Faye, która widocznie nieźle zabalowała uprzedniej nocy.

-Scott ty tu jesteś ?- spytała widocznie nie trzeźwa, wkładając palec do buzi
-Spokojnie to tylko urojenia, idź dalej spać.- powiedział ironicznie Scott
-Koszmary, istne koszmary.- Faye przewróciła oczami po czym poszła do swej sypialni
-Pójdę cię odprowadzić.- powiedziałam z uśmiechem

Razem ze Scottem pojechaliśmy windą na sam dół, gdzie mężczyzna ruszył do swojego samochodu. Spojrzałam na niego tęsknym wzrokiem, po czym podbiegłam ile sił w nogach do jego osoby i wpiłam się namiętnie w jego usta.

-Kocham cię Scott.- wyznałam chłopakowi
-Och Alison, ja ciebie mocniej, będę ciągle o Tobie myślał, jestem z Tobą zawsze i wszędzie.- wyznał mi chłopak, dotykając mojej klatki piersiowej, po czym pocałował mnie czule w czoło i odjechał zostawiając mnie całkiem samotną na parkingu

Po chwili jednak poczułam czyjeś dłonie na moich oczach. Odwróciłam się uśmiechnięta, spoglądając centralnie na cudowne oczy Lee.

-Lee !- krzyknęłam uśmiechnięta
-Nie pożegnaliśmy się wczoraj.- powiedział strapiony
-Ja, przepraszam po prostu Scott przyjechał tak nagle i chciałam się z nim przywitać i jakoś tak wyszło ja..- nie zdążyłam skończyć, gdyż mężczyzna mi przerwał
-Nie przejmuj się, ale w ramach rekompensaty mej wczorajszej samotności musisz mi obiecać, ze pójdziesz ze mną do domu i zjesz śniadanie, które przyrządzę. – powiedział chłopak takim głosem, ze już teraz wiedziałam, ze mu nie będę umiała się sprzeciwić
-Nie ma innej opcji !- powiedziałam wesoło, podążając za mężczyzną do jego apartamentu

Kiedy tylko Lee otworzył przede mną drzwi ujrzałam piękne wnętrze, całkowicie nowocześnie urządzone, wszystko wyglądało naprawdę bardzo zjawiskowo.

-Chcesz kawy ?- spytał mnie chłopak
-Jasne.- chłopak uśmiechnął się po czym po chwili postawił przede mną kubek z gorącym napojem oraz talerz pełen kanapek- Specjał kuchni, kanapeczki mojego wyrobu.- mężczyzna ukłonił się
-Wyglądają smakowicie.- powiedziałam szczerze, pałaszując jedną z nich.- A ty nie chcesz ?- spytałam zdziwiona
-Nie, dzięki.- chłopak wzruszył ramionami
-No weź, nie bądź taki.- wstałam i spróbowałam wepchnąć mężczyźnie jedną z nich do buzi, to jednak ciągle nie wychodziło i nagle całkowicie straciłam równowagę, przez co Lee spadł na ziemię a ja na niego. Nasze nosy zetknęły się, a usta dzieliły centymetry. Tą dziwną atmosferę zburzyło odchrząknięcie nieznajomego bruneta, wkraczającego do kuchni.
-Nie przeszkadzajcie sobie, ja przyszedłem po kawę.- Damon zmierzył nas wzrokiem, po czym wlał sobie do kubka gorący napój do którego dolał również whisky- typowy facet.
-Jestem Alison.- odparłam, kiedy tylko wstałam z ziemi
-Damon Salvatore.- mężczyzna popił łyk napoju, wyraźnie pobudzając się- Lee dużo mi o tobie opowiadał.- Kiedy tylko Lee to usłyszał uderzył przyjaciela w brzuch- Ma krzepę, nie powiem.- dodał sarkastycznie oddając mu tym samym lecz o wiele mocniej- Wydaje mi się, ze gdzieś cię już widziałem.- powiedział nagle, siadając naprzeciwko mnie przy stole
-Winda.- powiedziałam krótko, rumieniąc się
-Ach, to byłaś ty !- nieznajomy klasną w ręce i zaśmiał się- Twój chłopak wie, ze lecisz na nieznajomych ?- spytał po chwili
-Mój chłopak mi ufa i wie, że mam problemy z utrzymaniem równowagi.- powiedziałam ironicznie się uśmiechając
-Właściwie czemu z nim nie mieszkasz ?- Damon zadawał kolejne pytania
-Moja współlokatorka jego nienawidzi i szczerze wolałaby gdybyśmy ze sobą zerwali.- powiedziałam, wzruszając ramionami
-Niezły musi mieć charakterek.- powiedział brunet
-Co powiesz na spacer po okolicy ?- zaproponował mi Lee czując iż atmosfera jest napięta
- To na pewno dobry pomysł.- stwierdziłam, idąc za mężczyzną w stronę drzwi- Do zobaczenia zgryźliwy sąsiedzie.- dodałam zadowolona, wychodząc z pomieszczenia z głową usytuowaną ku górze
-Damon jest dosyć specyficzny.- stwierdził Lee, kiedy tylko byliśmy już na świeżym powietrzu
-Szkoda, ze nie poznałeś Faye.- zaczęliśmy się głośno razem śmiać
-Czy myślisz o tym samym co ja ?- zapytał mnie chłopak
-Wyswatamy ich ?- zawtórowałam mu pytaniem
-Jeśli Damon mnie najpierw nie zabije to oczywiście.- zaśmiałam się, Lee był naprawdę bardzo zabawnym mężczyzną, a jego pomysły powodowały, ze miałam na buzi szeroki uśmiech, w wielu sytuacjach się z nim  zgadzałam, był jak najlepszy przyjaciel, który potrafi mnie zrozumieć
-Cudownie, to może powiem jej, żeby przyszła po mnie do Waszego apartamentu?- zaproponowałam mu
-Myślę, ze to dobry pomysł, ale najpierw zapraszam cię do mojej ulubionej kawiarni tam zjemy najlepsze ciasto marchewkowe jakie istnieje.- wyznał mi chłopak
-Kocham  ciasto marchewkowe.- powiedziałam ni z gruszki ni z pietruszki

Chłopak zaśmiał się po czym poprowadził mnie prosto do owej kawiarni. Pomieszczenie było bardzo jasne, urządzone w stylu lat 80 ubiegłego wieku, który bardzo mi się podobał.

-Ładnie tutaj.- stwierdziłam siadając przy stoliku
-Wiem, to kawiarnia mojego ojca, teraz moja.- powiedział mężczyzna, przynosząc nam po chwili po kawałku łakoci
-Dużo jeszcze skrywasz przede mną tajemnic ?- spytałam
-Wystarczająco by móc cię zaskoczyć.- odparł
-Zdradzisz mi rąbka tajemnicy dotyczącej Twojego ojca ?- spytałam pełna nadziei
-Och ty i te twoje oczy.- Lee pokręcił karcąco głową- Jak już ci mówiłem przeprowadziłem się tutaj niedawno, jednak owy lokal należał do mojej rodziny od bardzo, bardzo dawna i teraz należy do mnie, a jeśli chodzi o mojego ojca to zmarł kiedy miałem niespełna 7 lat, wychowywała mnie mama, która umarła natomiast kiedy miałem lat 15 i od tamtego wieku musiałem zmężnieć i stać się przedwcześnie mężczyzną, bo wszyscy tego ode mnie oczekiwali.- dodał, wzruszając ramionami
-Musiało ci być ciężko.- stwierdziłam, gładząc go po ramieniu
-Było.- mężczyzna wplótł swoje palce w moje, po czym spojrzał prosto w me oczy- A Ciebie co tutaj sprowadza, twoi rodzice tak po prostu przystali na Twą decyzję ?- spytał mnie po chwili
-Moi rodzice oddali mnie do adopcji zaraz po moim porodzie, przez wiele lat wychowywałam się w rodzinie zastępczej jednak mieli oni spore problemy z alkoholem i aż do osiągnięcia pełnoletniości musiałam pozostać w domu dziecka, a później okazało się, że moi biologiczni rodzice nie żyją i pozostawili mi ogromny spadek dzięki któremu mogłam zrealizować wszelkie marzenia- powiedziałam z bólem w sercu, to co z siebie wyrzuciłam przywołało różne wspomnienia, nie zawsze dobre i miłe
-Tak mi przykro ja nie wiedziałem.- powiedział smutnym głosem mężczyzna
-Wiem i za nic cię nie obwiniam, przez wiele lat nauczyłam się mówić, ze wszystko u mnie w porządku, a teraz po prostu żyję dalej nie bacząc na to co było kiedyś.- stwierdziłam, po policzku spłynęła mi łza- Zadzwonię do Faye,  to kolejny krok w naszym planie.- dodałam bardziej wesoło

-Faye !
-Czego chcesz natrętny chochliku?
-Jestem u Naszych sąsiadów, mają świetną wódkę, musisz wpaść.
-Wódkę powiadasz ? Zaraz będę.
-Świetnie, czekamy na Ciebie.

-Wiesz, że oni Nas zabiją jak zrozumieją co chcieliśmy zrobić ?- spytał mnie chłopak, kiedy odłożyłam telefon
-Zawsze możemy spać w Twojej kawiarni.- odparłam, na co zareagowaliśmy wspólnie śmiechem, czekając na rozwój wydarzeń w idealnym towarzystwie.

~~Faye~~



Każda część mojego pierdolonego ciała mnie bolała., a do tego jeszcze myślałam, że głowa mi wręcz pęknie.
Głośno jęknęłam szukając jedną ręką telefonu, który miał przyjemność mnie obudzić. Cóż za debil dzwonił do mnie o tak wcześniej godzinie.

-Faye! -usłyszałam po chwili, głos mojej pojebanej przyjaciółki.
-Czego chcesz natrętny chochliku? Spać mi nie dasz!- warknęłam, do słuchawki.
-Jestem u Naszych sąsiadów, mają świetną wódkę, musisz wpaść.-rzuciła z nutką rozbawienia głosie. Hm..coś tu nie gra, ale gdy tylko usłyszałam słowo "wódka" ożywiłam się energicznie wstając z łóżka, czego po chwili gorzko pożałowałam.
-Wódkę powiadasz ? Zaraz będę. - krzyknęłam. Po chwili jakoś doczłapałam się do łazienki i spojrzałam w lustro. wyglądałam okropnie, albo lepiej, skacowanie. To jest dobre określenie. -Oj Faye przegięłaś.-mruknęłam do siebie. Leniwie, weszłam pod prysznic. Ciepła woda, obmywała moje ciało już z dobre 10 minut, przez które, mój ból głowy, nagle znikł. To jest zaleta bycia czarownicą. Ludzki organizm, potrzebuje na to, co najmniej kilku godzin a mój zaledwie kilku chwil.
Rozmyślając, o zaletach bycia nadprzyrodzoną, szybko wysuszyłam włosy ,i pomalowałam oczy.
-Hm… co by się w tu ubrać.-rozmyślałam, głośno. W końcu postanowiłam na dość wyzywający strój, który wręcz uwielbiałam. Mam nadzieję, że nasz drugi sąsiad jest chociaż trochę przystojny. Ta… nadzieja matką głupich, jak to mówiła moja mamusia, przed śmiercią. Ach, nie wspominałam wam jeszcze o tym prawda? Otóż, moi rodzice, zginęli poprzez jakieś pieprzone zaklęcie .no cóż, nic na to nie poradzę i nie zamierzam. lubię swoje życie takie jakie jest, i w sumie wychowałam się sama.  No ale nie pora na pierdolenie o przeszłości, gdy przed sobą mamy podobno najlepszą wódką.
Dobrałam jeszcze tylko jakieś szpilki, i zjadłam na szybko pierwsze lepsze jabłko. Na szczęście moja mądra Alison, poszła na zakupy, albo lepiej, Scott. Ta..ten myślał o wszystkich i wszystkim, tylko nie o tym co ważne. Czytaj, erotyczne potrzeby Ali. Przepraszam, ale jak taki porządny człowiek, może być dobry w łóżku? To chyba nie możliwe..
No ale wracając, po szybkim posiłku, wyszłam z domu, głośno stukając moim butami. Co jak co, ale to akurat umiałam dobrze.
Nawet nie pukając wparowałam do mieszkania, moich sąsiadów, krzycząc.
-No i gdzie jest ta moja obiecana wódka?- to mówiąc, przekręciła głowę w jedną stronę ze zdziwienia. Dookoła panowała mroczna, cisza, która nie wróżyła niczego dobrego.
-Kto się kurwa drze?!-ryknął ktoś z dużego pokoju. Zdziwiona, ruszyłam w tamtym kierunku, podziwiając przy tym mieszkanie. No nie powiem, ktoś ma gust. Po drodze, zobaczyłam dwa puste kieliszki. Wzruszyłam, ramionami, i wzięłam je ze sobą w końcu podobno miała tu się odbyć dobra impreza, więc trzeba się już mniej więcej zaopatrzyć. uśmiechnęłam się sama do siebie, gratulując sobie podejścia do życie. Nie ma to jak moje uwielbienie.
PO chwili znalazłam się zajebiście urządzonym, salonie. Nikogo tu nie było.
-Alison, robisz sobie ze mnie jaja warknęłam, rozglądając się w około. W końcu mój wzrok spoczął na butelce whisky. Czyli kieliszki się jednak przydadzą. wzięłam jednego dużego łyka, na rozluźnienia. Hm..piłam już lepsze ale nie narzekam. Westchnęłam głośno, chodząc w tą i we w tą. Chyba mojej przyjaciółce pomyliły się adresy, bo tutaj aż gnije nudą. Ale od czego jest Faye? Pewnym siebie krokiem, podeszłam do wierzy, a po chwili z głośników wydobywała się głośna muzyka.
Zakręciłam się w Okół własnej osi, popijając coraz większe ilości, whisky. Nie mogłam się powstrzymać by tego nie robić. zaśmiałam się głośno, gdy nagle moją błogą chwilę tylko dla mnie, przerwał mi męski, znajomy mi już skądś  głos.
-Co to kurwa ma być .-usłyszałam, nad moich uchem. Automatycznie, odwróciłam głowę, i ujrzałam, zacnego nieznajomego sukinsyna, który niby to uratował mi tyłek .Miał na sobie tylko czarne bokserki. Hm… no nie źle nie źle, ale to nie zmienia faktu, że to dalej dupek.
-Oo. pani," ktoś mi uratował dupę ale i tak będę go wyzywał" do nas zawitała.-zakpił, patrząc na mnie, z mieszanymi uczuciami. I z wzajemnością. Co on tu kurwa robi?
-Szpiegowałeś mnie?- warknęłam myśląc tylko o zabiciu tego gnojka.
-Hm… no wiesz, nie schlebiaj sobie, ja tu po prostu mieszkam!- zaakcentował ostatnie słowo a  ja zakrztusiłam się własną śliną.- Oo. Hola, dziewczynko żebym cię drugi raz ratować nie musiał.-powiedział sarkastycznie ziewając po chwili. gdy juz sie uspokoiłam, spojrzałam na niego wyczekująco, lecz jak widać, ten nie zamierzał drążyć tematu.
-Mam schizy-mruknęłam do siebie, na co czarnowłosy po prostu się zaśmiał.
-no nie przeczę, właśnie pomyliłaś mieszkania, i nie wiem, jakim cudem się tu nawet dostałaś.-rzucił ironicznie.
-Alison !-krzyknęłam, ledwo co panując nad sobą. To on był tym drugim sąsiadem o którym tak dużo pieprzyła. Boże moja naiwność nie zna, granic.
-Zaraz, zaraz.-zreflektował się mój  "wybawiciel" .-Znasz Alison?
-To moja najlepsza przyjaciółka Sherlocku-syknęłam sarkastycznie, wyciągając szybko telefon, lecz ten tylko położył swoją dłoń na moim ramieniu. Spojrzałam na ten zaistniały incydent ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy. Nie ukrywam, podobało mi się to.
-to ty jesteś Faye, prawda?- raczej stwierdził niż zapytał.
-Gratulacje za spostrzegawczość-mruknęłam.
-Damon Salvatore.- powiedział zafascynowany, całując mnie w dłoń. Kolejny raz przekręciłam oczami.
-Daruj sobie.-odrzekłam, niczym nie wzruszona. Chyba nie myślał, że teraz nagle coś się między nami zmieni. Nadal był dupkiem tylko teraz ten dupek miał imię.
-Hm..czyli tak gramy?- spytał unosząc jedną brew do góry.
-Ja nie gram.-sprzeciwiłam się od razu.-Po prostu nie ukrywam swojego zdania, na temat, nad przychylnych typów, z którymi swata mnie moja przyjaciółka.
-Założę się, że Lee tez miał coś z tym wspólnego- teraz to szanowny Salvatore warknął. Hm..przez chwilę patrzyłam na niego rozmyślając. Te warknięcie, nie było zbyt podobne, do ludzkiego, albo może świruje? Taaak, to na pewno to drugie. Potem nie mając nic innego do roboty mój wzrok padł na jego oczy które były błękitne jak morze.
-Słodko..-powiedziałam, bardziej do siebie.
-Co?- widać też był zamyślony, chociaż cały czas, patrzył na mnie.
-Nic-  dodałam wymijająco, przybierając znowu mój ironiczny ton głosu. tym razem nawet Damon nie był w stanie mnie powstrzymać i po chwili już wykręcałam numer do Alison.
Niestety jak na złość nie odbierała. Cóż za suka!
Jęknęłam głośno, biorąc jeszcze jednego łyka whisky, które z każdą chwilą coraz bardziej mi smakowało.
- E  nie chce nic mówić, ale to jest tak jakby MOJE mieszkanie i MOJE whisky-wtrącił Damon, wyrywając mi trunek z ręki.
-Palant.-rzuciłam, dzwoniąc jeszcze raz do Alison.- boże pojebało ich już kompletnie-  ryknęłam, w końcu opadając bezsilnie na kanapę.
-Nie martw się zemsta będzie słodka-odparł tylko Salvatore, po czym również, dosiadł się do mnie.
-U czyli jednak masz chociaż trochę mózgu.-zażartowałam złośliwie.
-twoja przyjaciółka musi mieć stalowe nerwy żeby z tobą wytrzymać nie prawdaż -odgryzł się.
-nie mówię tu już o Lee.-drążyłam.
-Nie jestem taki zły!- oburzył się. Oczywiście rozszyfrowałam go i wiedziałam że udawał. Widać śmieszyła go ta cała konwersacja. Mnie wręcz irytowała.-uwierz, mi, kotku, moja osobowość, to szczyt pomieszanych emocji. Co do ciebie, byłem wręcz, zbyt pomocny. A ty jak widać, kolejna dziewczynka która uważa się za nie wiadomo co, lecz wyczuwam w nas nić porozumienia, więc z chęcią pomogę ci się zemścić.
Zaśmiałam, się głośno i co najgorsze. Szczerze. Pierwszy raz od ponad kilku dni. O kurwa, jego obecność nie działała na mnie dobrze. można powiedzieć że wręcz niepokojąco.
-twoja szczerość mnie dobija.-powiedziałam szczerze. Damon tylko wzruszył ramionami, i uśmiechnął się przyjacielsko. Nie, Faye opanuj się…
-To co planujemy ? -spytał zmieniając  temat.
-Hm..już coś sie wymyśli..-powiedziałam, usatysfakcjonowana.

~~Damon~~



Spałem sobie spokojnie, gdy nagle ktoś krzyknął przez cały dom, kilka zdań które za chuja nie mogłem zrozumieć. Jak się później okazało, do mojego mieszkania, zawitała pani niewdzięcznica, z wczoraj. Na początku byłam zdziwiony..ba nawet wkurwiony, że zakłóciła moją chwile błogości, ale później zorientowałem się że to przecież ta drażliwa Faye. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że jest ładna. Może i nawet piękna.. Przyglądałem się jej przez dłuższą chwilę, szukając przynajmniej, jednej niedoskonałości, w jej wyglądzie, ale nawet tego nie znalazłem.
Gdy się w końcu opamiętałem, zacząłem z nią gadkę szmatkę, na którą większość dziewczyn, się nabierała. Lecz o dziwo ona nie należała do tej większości.  i tylko wymownie przekręciła oczami. Uśmiechnąłem się w duchu. Czyli nie była taką prostą dziewczyną, za którą ją na początku miałem, co mnie niezmiernie ucieszyło.
Po za tym konwersacja z nią wydawała się taka prosta, jak z nikim innym. Nawet Lee się przy tym umywał. No ale cóż. Zapewne, się z nią prześpię, a przyjaźń po seksie chyba nie istnieje. Pożyjemy zobaczymy.
-Czyli mamy już w pełni gotowy plan?- spytała Faye, ze złośliwym uśmieszkiem, na twarzy.
-tak mi się zdaje.-odarłem, oddając uśmiech i popijając mój trunek. Niestety był już na wyczerpaniu, ponieważ mój niespodziewany gość, wypił połowę  jednym duszkiem.
- Dobrze, wiedzieć że moje cenne znalezisko, które było już dość stare ktoś kogo nawet dobrze nie znam (ale poznam) stwierdził że próbował już lepsze. Naprawdę prawdomówność tej dziewczyny mnie dobijała.
-Nie jesteś taki zły-stwierdziła, lecz szybko dodała.-Ale mimo to dalej jesteś dupkiem.
-Mam to odebrać jako komplement?- rzuciłem unosząc jedną brew ku górze.
-Jak chcesz.-wzruszyła ramionami. Czy mi się wydaję, czy przez chwile  wydawała się być speszona? Hm..nie to raczej nie możliwe.
Wracając..Faye nawet nie czekając na moją odpowiedź, ruszyła w kierunku drzwi wejściowych. Byłem zdziwiony to fakt. I nie byłbym sobą, gdybym po prostu dał jej teraz tak wyjść. W wampirzy tempie znalazłem się tuż koło niej, tym samym sprawiając, że dzieliło nas tylko kilka centymetrów. dziewczyna jednak nie reagowała na mnie zbyt specjalnie. Jej serce dalej biło w normalnym tempie a oczy, cały czas obserwowały moje poczynania. widzę, że nie będzie tak łatwo jak myślałem..
-Nie mów, że już idziesz-szepnąłem, chytrze. Faye tylko odepchnęła mnie jednym wskazującym palcem.
-Owszem mówię.-wytknęła mi, nie siląc się na więcej.
-Nie chcesz poznać swojego sąsiada lepiej?- przekonywałem, ją, używając mojego  uroku osobistego. Ta..coś słabo ostatnio z moją skromnością.
-Hm… jakby to ująć.. NIE-dodała dobitnie, lecz mnie nie to nie zniechęciło. Przez ponad 100 lat., zawsze dostawałem tego co chciałem, więc ta dziewczyna nie będzie wyjątkiem.
-A jak powiem, że postawię ci drinka?- spytałem z miną zbitego psa.
-osiem-powiedziała.
-trzy.
-sześć.
-pięć.-negocjowałem.
-butelkę Russo Balitque- powiedziała twardo.
-Że co?!-krzyknąłem oburzony.-Dziewczyno, ona kosztuje fortunę!
-Wiem.-odparła niczym nie wzruszona.
-Widzę, że się znasz w tych sprawach. -burknąłem zrezygnowany.
-Wiem jak naciągać takich facetów jak ty, proste.-wzruszyła ramionami. Kolejny raz zaśmiałem się szczerze. Nie dobrze Salvatore, znowu się na to nabierasz.
-Dobra wygrałaś!- uniosłem ręce w geście obrony .Faye uśmiechnęła się z satysfakcją wypisaną na twarzy.
-Miło robi się z tobą interesy.-mruknęła, idąc powoli w stronę wyjścia.-Ale umowa jest tylko aktualna do jutra wieczorem.-pogroziła, o dziwo na poważnie.
-Będę się tego trzymał.-powiedziałem rozbawiony, kłaniając się.
-Zachowaj te maniery dla siebie Salvatore-widać nudziło ją to wszystko albo tylko udawała. Chciałem wierzyć ,że to drugie, ponieważ, jeszcze żadna dziewczyna przy mnie nie wydawała się taka obojętna. Nawet Elena, a może zwłaszcza? Posłałem jej pytające spojrzenie, na co, ta piękność zachichotała.-A tak po za tym dalej jesteś w samych bokserkach.-dodała, i bez pożegnania opuściła moje mieszkanie.
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, z tego co dziewczyna powiedziała. Cholera! przez to wszystko zapomniałem się nawet ogarnąć. Ale właściwie, Faye powinna, być jeszcze bardziej poruszona, lecz ona nawet nie zareagowała. Czyżbym tracił swoje zalety? Nie..nie sądzę…
Westchnąłem głośno, uśmiechając się głupkowato do siebie. Polubiłem tą małą, cholernie ładną sąsiadkę. No ale cóż. Nie nabiorę się na te całe związki drugi raz, więc postaram się ja wkurwiać, tak bardzo ,jak tylko to możliwe.
Mimo to, opamiętałem się, i po chwili ciepła woda, obmywała moje ciało. Tego mi właśnie było trzeba. Odprężenia, która jak zwykle nie trwało za długo. tym razem tylko i wyłącznie z mojej winy. Nie wiem, czemu ale miałem potrzebę udać się w moje ulubione miejsce.
Teraz jednak, już o niczym nie zapominając ubrałem się kompletnie. w czarne spodnie Laurena, czarną koszulę jak i czarne buty. Ta..nie za bardzo gustuje w kolorowych ubraniach.
Nie zwlekając, szybko wymknąłem się z mojego tymczasowego domu, po czym, już w wampirzym tempie, tak by nikt mnie nie zauważył, przemknąłem, na sam szczyt wieżowca. Dla rozrywki przeskoczyłem, na sąsiadujący budynek, z którego widok zawierał dech w piersi. Przynajmniej mi.
Usadowiłem się wygodnie na krawędzi, patrząc się prosto w słońce. nie ma co, musiałem to przyznać Portland było zajebiste. Najlepsze dziewczyny, widoki również pierwsza klasa, a do tego jak się ma swojego najlepszego przyjaciela u boku to już istny raj.
Nie mówiłem wam jeszcze jak poznałem tą zacną hybrydę.

~~retrospekcja dwa lata temu~~
Właśnie szedłem, przez mroczne, Mystic Falls, uśmiechając promiennie, chociaż pogoda była wręcz fatalna. Przepraszam bardzo ale każdy głupi robił by na moim miejscu to samo. Otóż, właśnie, pocałowałem dziewczynę moich marzeń a  ta nawet mnie nie odepchnęła. Hm..czy można to uznać za sukces? Tak..w moim przypadku jak najbardziej. Gdy starasz się o dziewczynę już przez półtorej roku, radujesz się nawet najgłupszą drobnostką.
Pierdolona miłość -pomyślałem, i zaśmiałem się głośno. Czemu to cholerstwo przytrafiło mi się drugi raz, i tym razem tak, niesamowicie mocno .Jakim kurwa prawe,? i Najgorsze jest to ,że mam marne szansę, by zdobyć Elenę. Wiedziałem to. Dla niej i tak będzie się liczył tylko i wyłącznie Stefan.
Lecz mimo to ,ja cały czas robiłem sobie żmudną nadzieję. Kto wie, może któregoś dnia się opłaci.
Tak właśnie rozmyślając wszedłem do Mystic Grill zamawiając czystą wódkę. barman nie źle się zdziwił, ponieważ zazwyczaj, to whisky lądowało w moich kieliszku.
-Mamy co świętować ?-spytał się mężczyzna stawiając przede mną cała butelkę.
-Tak.-powiedziałem, uśmiechając się ironicznie.
-Szczęściarz.-usłyszałem jakiś głos koło siebie. Uniosłem jedną brew ku górze, i odwróciłem głowę. Po mojej lewej stronie, siedział, brunet, który jak widać, miał wszystkiego dość.
-Nie wnioskuj za szybko.-odparłem
-Przepraszam nie myślę trzeźwo!- powiedział na swoją obronę.-Ale kurwa, wydajesz się być szczęśliwy, a ja nie lubię takich ludzi.-bełkotał. Rozśmieszył mnie, swoim zachowaniem.
-Stary, dziewczyna którą kocham już od ponad roku jest z moim bratem, i ty mi mówisz o szczęściu?!-powiedziałem, na co ten, zakrztusił się swoim trunkiem.
-Dobra, masz przejebane-stwierdził.
-A ty? -ponowiłem rozmowę, kilka minut później.
-Klaus..-powiedział tylko.
-O kurwa.-stwierdziłem. -nie musisz już nic, mówić, znam go aż za dobrze.-mruknąłem, patrząc na faceta obok mnie.-A tak w ogóle Damon Salvatore.- dodałem.
-Lee Labeque .-przedstawił się.
-Co ty na to Lee ,żebyśmy się razem napili? -spytałem.
-Za nowe znajomości! -krzyknął.
-Otóż to! -burknąłem pijąc jednym duszkiem zawartość szklanki.
<koniec retrospekcji>
Na samo wspomnienie, zaśmiałem się. Ta..nasza przyjaźń nie była normalna. Hybryda i Wampir. Nie ma co, nie próżnowaliśmy. Takie życie. Chociaż nasze dalsze przygody nie mogły się równać z niczyimi.
Nagle usłyszałem pierwsze nuty piosenki "starlight". Zdziwiony wytężyłem słuch. Gdzieś ,niedaleko, ktoś się nie źle bawił.
Już wiedziałem skąd dochodzą nuty tej zajebistej piosenki, lecz za wszelką cenę starałem się nie patrzeć w tamtym kierunku. Niestety nie miałem takiej silnej woli, i nawet nie wiedząc kiedy to się stało,  gapiłem się w stronę mieszkania, mojej "milutkiej" sąsiadki. Na jej nieszczęście okno, do jej pokoju było szeroko otwarte, więc bez problemu można było ją obserwować. A przyznam szczerze było co. Otóż. Faye, właśnie zdejmowała swoją górną garderobę przed jakimś chłoptasiem, bardzo seksownie poruszając przy tym, swoim ciałem. no no, nasza złośnica nie źle się rusza.
Aż cicho gwizdnąłem, również na chwilę wczuwając się w muzykę, czego po chwili gorzko pożałowałem.
Dziewczyna jakby wyczuwając mój wzrok na jej ciele, odwróciła machinalnie głowę, patrząc się centralnie na mnie. O cholera. Jakim kurwa cudem ona mnie zauważyła?!
Mierzyliśmy się przez chwilę wzrokiem. Nie wiedziałem jak mam zareagować, ponieważ dziewczyna cały czas seksownie tańczyła. Gdy już miałem wstać i odejść, "sąsiadeczka" pomachała mi złowieszczo, nie przerywając swojej poprzedniej czynności, jaką było całowanie tego pierdolonego chłopczyka. Zaczął im już powoli działać na nerwy.
Nie wiele myśląc odmachałem, uśmiechając się ironicznie, unosząc szklankę whisky do góry. Nie wspomniałem, że wziąłem ja ze sobą? to teraz mówię.
Faye przekręciła wymownie, oczami, po czym szybkim zgrabnym ruchem, zamknęła okno i zasłoniła je czarną płachtą. Cholera, a tak dobrze się bawiłem.
Zrezygnowany, popatrzyłem się ponownie na niebo, rozmyślając, o moich nowych dwóch sąsiadkach, z których jedna, wydawała  mi się być niesamowicie, pojebana, jak i inna.
-Salvatore odpuść!- nakazałem sobie samemu, gdy już rozbierałem w myślach Faye. Tak to właśnie jest ze mną, jak nie idę na polowania przez 3 dni. A właśnie!
Skoro o tym mowa… Idę zaszaleć z jakąś dziewczyną, po czym wrócę. Jak zawsze z resztą.

______________________________________________________

OKEJ NO TO JUŻ MAMY DRUGI ROZDZIAŁ ZA SOBĄ. TU LARA ! : )) SKYLER PEWNIE JESZCZE ŚPI, ALBO COŚ EHH. JAK ODBIERACIE POSZCZEGÓLNE POSTACIE? POCIESZAJĄC MOGĘ ZDRADZIĆ RĄBKA TAJEMNICY, DOTYCZĄCEJ TEGO, ŻE ALISON SIĘ ZMIENI, A FAYE BĘDZIE JESZCZE BARDZIEJ CHAMSKA, HMM ALE TO W TEJ POSTACI KOCHAMY. NASTĘPNY ROZDZIAŁ BĘDZIE W SOBOTĘ, TAK DLA PRZYPOMNIENIA : )
MIŁEGO CZYTANIA .