niedziela, 11 listopada 2012

ROZDZIAŁ 6


~~Alison~~
 
Kiedy się obudziłam Scotta już przy mnie nie było.  W sumie to dobrze, bo nie wyglądam aktualnie jak tryskająca energią przyszła panna młoda. Boże, co strzeliło mi do tego pustego łba, ze postanowiłam  się przyjąć jego zaręczyny, no co no kurwa co ?
Pokręciłam karcąco głową, kierując się w stronę łazienki. Pomimo, że czułam się okropnie, nie chciałam tak wcale wyglądać…


Efekt, który ujrzałam w lustrze w pełni mnie zadowolił. Po chwili dostałam sms.  Wzięłam do ręki telefon i ujrzałam cos co wywołało ogromny uśmiech na mojej twarzy. Natychmiastowo zbiegłam na dół po schodach, a przed wieżowcem ujrzałam moją najukochańszą w świecie pierwotna hybrydę. Nagle dostałam siły w nogach i podbiegłam do niego rzucając mu się bezpretensjonalnie w ramiona.

-Klaus, boże jak ja za Tobą cholernie tęskniłam.- wykrzyczałam mu do ucha, całując go łapczywie po twarzy. Po policzkach spłynęły mi nagle, wielkie jak grochy łzy
-Ja za Tobą też kochanie.- dodał z tym swoim aroganckim uśmieszkiem  na twarzy- Czy to jest pierścionek zaręczynowy ?- spytał dławiąc się
-Tak, właściwie dosyć świeży punkt mojej garderoby.- stwierdziłam szybko
-Kto jest tym szczęściarzem i dlaczego nic nie wiedziałem ?!- spytał Klaus załamując ręce na klatce piersiowej
-Jak już mówiłam to dosyć świeży punkt mojej garderoby, a tym szczęściarzem jest Scott.- powiedziałam nad wymiar cichutko akcentując ostatni wyraz
-Kto ?- spytał widocznie nie słysząc
-Scott Mccall.- powiedziałam głośno, przewracając oczami. Po chwili zobaczyłam, ze pod wieżowcem znajduje się Damon, Faye oraz Lee.
-Oj kochanie ty moje.- hybryda dotknęła dłonią mojego podbródka, po czym  pogładziła mnie po policzku- Pamiętasz jak mówiłaś mi, ze nie zadowala cię w łóżku ?- spytał mnie po chwili  przyjaciel
-Klaus ?!- wrzasnęłam na całe gardło
-Kochaniutka chcesz przez całe życie egzystować z brakiem orgazmu ?- spytał mnie przyjaciel
-Nie żeby cos, ale właśnie wszyscy moi znajomi usłyszeli, ze nie mam orgazmu za każdym razem kiedy uprawiam sex.- powiedziałam złośliwie
-Oj Alison, dobrze, że przyjechałem tutaj właśnie teraz, trzeba nad tobą porządnie popracować.- pierwotny, pokręcił karcąco głową.- Masz i napij się.- po chwili wręczył mi do ręki Jacka Danielsa- Klaus Michaelson wie co dobre.- stwierdził po chwili, obejmując mnie swym ramieniem
-Oj mam do Ciebie słabość.- przewróciłam znacząco oczami, idąc z przyjacielem w odwrotną stronę niż znani mi już gapie
- Były kochanek wie najlepiej co jest dla Ciebie dobre skarbie.- dodał po chwili, powiedział to jednak na tyle głośno, że usłyszałam za plecami czyjś śmiech

Chwilę później byliśmy już z Klausem pod jakąś pierwszym, lepszym klubem. Usiedliśmy od razu przy barze. Pierwotny spojrzał na mnie tymi jego maślanymi oczami, popijając Burbona.

-A tak na poważnie Klaus, to co cię tutaj sprowadza ?- spytałam nagle bez ogródek pierwotnego
-Ty mnie zawsze umiałaś wyczuć.- stwierdziła hybryda- Życie mi się pierdoli Alison, straciłem kogoś kogo kochałem, a jeśli chodzi o mnie to wiesz co sądzę o miłości.- mężczyzna zrobił przerwę na napicie się drinka- Jedyną osobą, którą darzę takim uczuciem jakim darzyłem Caroline, bo tak miała na imię ta dziewczyna, jesteś ty.- pierwotny złapał mnie za ręce – Kocham cię Alison i mam nadzieję, ze tak szybko mnie nie wykopiesz ze swojego domu, albo, ze pojedziesz zwiedzać świat ze mną. – dodał łudząco szczerze Klaus
-Klaus, wiesz, że ja Cię kocham najmocniej na świecie, bo nawet Faye nie jest dla mnie aż tak ważna, ale ja wychodzę niedługo za mąż i po prostu nie chcę zawieść znowu Scotta.- wyjaśniłam wzdychając
-Spójrz mi prosto w oczy i powiedz, ze go kochasz.- nakazał mi pierwotny
-Przestań Klaus, to nie jest zabawne.- odparłam popijając gin z tonikiem
-Widzisz ?- spytał mnie pewnie- Ten chłopak nie jest Ciebie wart.- dodał szybko
-Mówisz dokładnie tak jak Faye z Damonem, oni zmówili się żeby zeswatać mnie z Lee.- powiedziałam wzdychając
-Salvatore, Damon Salvatore i Lee Labeque ?- upewnił  się  mężczyzna
-Tak, a co ?- spytałam rozkojarzona
-Nie wiem czy już do tego doszłaś słodka, ale Damon Salvatore jest wampirem, a jego kompan Lee jest hybrydą, którą sam właściwie przemieniłem.- powiedział nad wymiar spokojnie Klaus
-Poważnie ?- spytałam, zachłystując się trunkiem
-Jak najbardziej, a co do tego Lee to uważam, ze byłby o niebo lepszym kandydatem na kochanka niż ten cały nudny Scott.- powiedział Klaus
-Słuchaj przez Ciebie mam jeszcze większy mętlik w  głowie.- powiedziałam sfrustrowana
-Alison skarbie posłuchaj mnie przez chwileczkę.- pierwotny dotknął swymi dłońmi mojego podbródka- Dla każdego kto by mnie znał jestem bezuczuciowym draniem, który łaknie tylko krwi i dobrej zabawy, jednak Ciebie szczerze kocham i liczy się dla mnie jedynie Twoje włącznie szczęście.- dodał, zbliżając swoją twarz do Twojej- Błagam Alison albo ze mną wyjedziesz albo zostaniesz tutaj wiecznie nieszczęśliwa ze Scottem.- dodał muskając swymi wargami moich ust
-Tęskniłam za Tobą.-wyszeptałam mu do ucha
-Nawet nie wiesz jak cholernie mi ciebie brakowało.- powiedział pierwotny z uśmiechem, uśmiechem który sprzedawał tylko najbliższym- Pewnie chcesz usłyszeć historię dotyczącą Caroline.- dodał smutniej
-Jeśli nie chcesz nie musisz o tym mówić, wiem, ze jest to dla Ciebie bolesne.- powiedziałam, popijając powtórnie trunek
-Caroline była dla mnie kimś bardzo ważnym, ale ona mnie nigdy nie kochała tak bardzo jak ja ją, bo dla niej zawsze liczył się Tyler, właściwie nigdy nie doszło między nami do czegoś poważniejszego, bo ona chowała swoje uczucia, nie pozwalała mi do siebie samej dotrzeć, w końcu nie wytrzymałem i schowałem swe emocje, czekając na moment kiedy będę cię mógł zobaczyć i spokojnie opowiedzieć o wszystkim.- wyjaśnił mi Klaus, dopiero teraz zobaczyłam ogromną pustkę i ból w jego oczach- Tylko przy Tobie nie boje się płakać, gdyż wiem, ze tylko ty mnie zrozumiesz.- dodał- Wiem, to głupie.- hybryda odwróciła wzrok
-Nie, Klaus to nie jest głupie.- złapałam mężczyznę za dłoń i odeszłam z nim na bok, kierując się na zewnątrz- Zostaniesz u mnie tak długo jak będziesz chciał.- dodałam pewnie
-Czy jest jakaś szansa dotycząca tego, ze zostawisz Scotta i wyjedziesz ze mną ?- spytał mnie mężczyzna
-Przez Ciebie zaczynam wątpić w moje uczucia, więc sama już nie wiem co ci odpowiedzieć.- powiedziałam, wzdychając
-Dobra, pogadamy o tym później, a teraz zróbmy to co zawsze.- przewróciłam znacząco oczami, wskakując mu na plecy- Jestem ciężka.- dodałam, kiedy znaleźliśmy się w windzie
-Nie kochanie, to tylko seksowne kilogramy.- skwitował mnie Klaus, na co ja zareagowałam gromkim śmiechem. Kiedy tylko wyszliśmy z pomieszczenia na korytarzu ujrzałam stojącego Lee, który spojrzał na mnie wzrokiem z bólem-Jeśli mam być szczery to z nim byłabyś o wiele szczęśliwsza.- wyszeptał mi na ucho Klaus
-Pogadamy w domu.- przewróciłam oczami, otwierając drzwi
-Faye!- krzyknął Klaus, widząc moją współlokatorkę
-Klaus, słyszałam, że jesteś po naszej stronie.- powiedziała zadziornie wiedźma
-Po stronie nienawidzących nudnego Scotta ?- spytał jej pierwotny
-Dokładnie, wiedziałam, ze mnie poprzesz.- odparła kobieta, wlewając sobie do szklanki whisky
-Wiedziałaś, ze nasi sąsiedzi są wampirami a jeden z nich jest dodatkowo hybrydą?- spytałam przyjaciółki
-Wampirami, powiadasz ?- zakpiła wiedźma- Coś czuję, ze nieźle się z nimi zabawimy.- dodała, przybijając mi piątkę

Po godzinnych rozmowach doszliśmy z Klausem do wniosku iż wrócimy już do mojej sypialni. Przegadałam razem z hybrydą całą noc, wspominając dawne, świetne czasy.

-Wyglądasz niesamowicie seksownie.- stwierdził Michaelson, spoglądając na moją skąpą bieliznę
-Wiem co ci chodzi po głowie kochasiu, ale ja jestem zaręczona.- powiedziałam, kładąc się po jednej stronie łóżka
-Masz zamiar trzymać taki dystans w łóżku ?- przewróciłam oczami, przytulając jego klatkę piersiową –Od razu lepiej. –dodał, po czym oboje zasnęliśmy.

Dopiero teraz kiedy Klaus postanowił mnie odwiedzić zwróciłam uwagę na to jak bardzo mi brakowało przyjaciela, kogoś kto by mnie wspierał i potrafił opieprzyć, kogoś kto stawał by po mojej stronie, kto by mnie kochał i pragnął, kogoś takiego jak Klaus.

~~FAYE~~
 faye chamberlain, phoebe tonkin, the secret circle
Następnego dnia,obudziłam się czując się znakomicie,w mieszkaniu moich sąsiadów. Tym razem, pamiętałam wszystko co wczoraj zaszło, i szczerze, świetnie się bawiłam w towarzystwie Lee. Razem przez całą noc, naśmiewaliśmy się ze Scotta lub po prostu z zakochanych par, które poza sobą nie widziały świata. Eh..na samą myśl rzygać mi się chcę,lecz jedyne co zrobiłam to przekręciłam oczami, i spojrzałam w górę, gdzie ujrzałam obejmującego mnie Labaque.
-Wstaaawaj!-krzyknęłam mu nad uchem, podskakując,ponieważ wiedziałam,że ten zaraz na mnie nawrzeszczy.
-Faye!-usłyszałam po chwili głos mojego przyjaciela, który już mnie gonił. Niestety jako hybryda, był ode mnie odrobinę szybszy i nie minęło kilka sekund, a ten trzymał mnie w żelaznym ucisku, łaskocząc wszędzie gdzie możliwe.
-Nie proszę nie!-krzyczałam, śmiejąc się, ledwo co łapiąc oddech.
-Nie ma tak łatwo.-pogroził,biorąc mnie na ręce i puszczając dopiero gdy byliśmy przy kanapie, by tam kontynuować swoją czynność,lecz tym razem, przewidziałam to, wypowiedziałam kilka słów po łacinie.
Reakcja była wręcz natychmiastowa. Lee wylądował na drugim końcu salonu, warcząc "wściekle"
-Wojna!-ryknął,uśmiechając się zadziornie.
-Jestem gotowa, hybrydko-zakpiłam,kumulując całą energię do moich rąk. Mój przyjaciel, wyszczerzył swoje zęby w moim kierunku, ukazując swoje kły.
-Ojej już się boję!-pisnęłam, gdy ten się na mnie rzucił. Szybkim ruchem zrzuciłam go z siebie, i palnęłam kulą energii, co spowodowało,że nie mógł się ruszać przez kilka sekund.
Wykorzystując ten czas, zamknęłam się w sypialni Damona, zakładając na siebie, pierwszą lepszą koszulę,bo o ironio! Miałam tylko na sobie stanik i dżinsy z wczoraj. Nie przeszkadzał mi ten strój,lecz gdyby Alisson, chciała przez przypadek, zawitać do naszych sąsiadów, nie źle by się zdziwiła.
-I tak cię znajdę!-syknął Lee, udając wściekłego,
-Powodzenia!-odgryzłam się, szybko wypowiadając kolejne zaklęcie, która sprawiło,że  znowu znalazłam się w salonie. I o to mi chodziło. lee na pewno teraz myśli,że czaję się z któryś z pokoju, podczas gdy ja, siedzę sobie spokojnie, w dużym pokoju.
niestety moja taktyka nie była tak dobrze przemyślana, ponieważ, hybdryda, wyczuła mój zapach, i rzuciła się nam nie sprawiając,że znalazłam się pod nim.
-Wygrałem.-uśmiechnął się ironicznie, wydłużając swoje kły.
-ratunku!-pisnęłam, powstrzymując chichot,gdy zobaczyłam,że Lee, przybliża się do mojej szyi. Oczywiście,wiedziałam,że mnie nie ugryzie, ale dla innych mogło to wyglądać naprawdę dziwnie.
-Co do jasnej cholery?!-krzyknął nagle jakiś głos, który po chwili rzucił się na mojego kumpla, przygniatając  go do ściany.-Odbiło ci Lee?!-ryknął Damon, patrząc na niego z mordem w oczach,lecz chłopak nic nie odpowiedział,tylko uśmiechał się kpiąco, w jego kierunku.
Ja również ledwo co powstrzymywałam śmiech. -teraz trzeba będzie wymazać jej pamięć! Jak się chciałeś pożywić,trzeba było mówić, a nie chytać się naszej seksownej sąsiadki, co do której mam plany!-dodał, przyduszając go jeszcze bardziej.
-Eee..Faye?-wykrztusił, zielonooki, w moim kierunku, a ja nie wytrzymując, parsknęłam głośnym śmiechem, zginając się w pół.
-D..daa…damon.-wykrztusiłam między atakami śmiechu. Salvatore myśląc,że coś mi jest, rzucił się w moim kierunku.
-Wszystko w porządku,jestem tu.-powiedział czule. chcąc mnie do siebie przyciągnąć,lecz ja kolejny raz nie mogłam powstrzymać chichotu. Za to Lee, teraz śmiał się w najlepsze, patrząc na nas z rozbawieniem.
Damon widząc iskierki radości w moich oczach, zrobił zdumioną miną po czym puścił mnie, nie rozumiejąc kompletnie niczego.
-Dobra, ktoś mi wyjaśni co tu się dzieje?-rzucił znowu zarzucając na siebie maskę ironii. .
-To on/ona zaczął/zaczęła!-powiedzieliśmy równocześnie, z Lee, co spowodowało u nas, jeszcze większy atak śmiechu.
-jesteście pojebani.-jęknął, oczekując dalej porządnej odpowiedzi.
-Oj Damon,wyluzuj-rzucił Lee w jego stronę, na co ja dałam mu sójkę w bok.
-Wampirek się wkurzył..-zaśpiewałam cicho, a mój przyjaciel, zawtórował mi, gwiżdżąc.
-widzę,że się zaprzyjaźniliście-mruknął unosząc jedną brew ku górze.
-Dokładnie!-przyznałam mu rację,patrząc na niego uśmiechając się kpiąco.
-wiedźma.-syknął, złośliwie.
-pijawka-odgryzłam się, po czym przybiłam piatkę z Lee.
-Ej!-oburzył się Salvatore.-Stary, którą ty stronę trzymasz?!-tupnął niczym małe dziecko. Najwidoczniej spodobała się mu nasza zabawa.
-Sory, Damon, jednak Faye, jest moją ukochaną siostrą więc zawsze i wszędzie będę ją popierał-przyrzekł a ja wydałam z siebie długie "oooo"
-Słodko-klasnęłam w dłonie.
-Fajna koszula.-powiedział czarnowłosy, w moim kierunku,nie ukrywając pożądania, które wymalowało się na jego twarzy.
-Pasuje jej prawda?-udał podekscytowanego lebaque.
-Seksownie.-stwierdził, Salvatore, zjeżdżając.-wiesz co bez spodni, wyglądałoby to o WIELE lepiej.-dodał.
 -Pomarzyć to ty sobie możesz-przekręciłam oczami, nagle dostając sms'a, od..Kola?!
"Stęskniłaś się za mną kochanie?Nawet nie pytam bo i tak znam odpowiedź. A więc, co ty na to? za 10 minut przed wejściem. Mam dla ciebie niespodziankę! K"
Aż podskoczyłam z zachwytu. Kole to…że się  tak wyrażę, mój najulubieńszy facet do zabawy. Należał do rodziny pierwotnych, lecz dało się z nim wytrzymać, jak i zaszaleć. W łóżku był wręcz zajebisty, a ja nie byłabym sobą, gdybym tego nie wykorzystała.
Nie patrząc na mojego nowego kumpla jak i tego drugiego, w ekspresowym tempie wybiegłam z ich mieszkania, i skierowałam się ku schodom na dół. Dzisiaj akurat nie miałam zamiaru używać windy, ponieważ trwało by to zbyt długo.
Po kilku sekundach byłam już na dole, lecz cóż za przypadek nie byłam sama. Obok mnie nagle pojawili się Damon i Lee, a na parkingu zauważyłam, Allison i Klausa, tulących się do siebie jak zakochana para. Normalnie, przerwałabym im te swoje powitanie,ale tym razem sobie odpuściłam widząc miny moich sąsiadów. No i jeszcze ich rozmowa naprawdę była fascynująca.
Widać,Klaus, też nie był fanem, Scotta i głośno wypowiadał się na temat spraw łóżkowych mojej przyjaciółki. W tym momencie, nie mogłam nie parsknąć śmiechem. mimo,że z Klausem, nie miałam jakiś tam większych stosunków, czytaj, nigdy się z nim nie przespałam,to można powiedzieć,że się lubiliśmy,lecz gdy tylko zjawiał się w mieście, liczyła się Alisson, a dla mnie Kole i Rebekah. Każdy miał swoje towarzystwo i nie przeszkadzało nam to w żaden sposób, aczkolwiek, gdy zostawaliśmy sami, nie narzekaliśmy na nudę.
po chwili ta dwójka zniknęła, by zapewne nie źle zaszaleć, a ja niecierpliwie, rozglądałam się za drugim pierwotnym. gdy już miałam do niego zadzwonić i nawrzeszczeć, poczułam, jak ktoś zasłania mi oczy od tyłu i przyciąga w talii.
-Damon wypierdalaj-syknęłam, pewna,że to on.
-Tym razem to nie ja.-powiedział zszokowany, ami nie było potrzebne nic więcej. Szybko wyrwałam się z uścisku, po czym rzuciłam się na mojego ulubionego pierwotnego.
-Kole-krzyknęłam,, na co ten, uśmiechnął się szarmancko, i pocałował mnie namiętnie w usta. Mhm…brakowało mi tego.
Oczywiście oddałam pocałunek, przyciągając go jeszcze bliżej. Jakoś taki już nasz zwyczaj,iż mimo,że nic do siebie nie czujemy, zawsze gdy on pojawia się w mieście, zachowujemy się jak para.
-A ze mną to się nie przywitasz?-spytała Rebekah, wyłaniając się z tyłu, i przepychając się przez Damona, który nie mógł ruszyć się o milimetr.-Cześć lee-rzuciła, szybko w stronę mojego przyjaciela szorstko, i po chwili ją również trzymałam w uścisku.
-Cześć suko-przywitałam ją ze złośliwym uśmieszkiem, za co, dostałam sójkę w bok.
-Cześć  wiedźmo-zawtórowała mi. Mimowolnie przekręciłam oczami. ta dziewczyna była  jak moja bliźniaczka. No nie liczmy tego,że jest blondynką. złośliwa, egoistyczna i sarkastyczna, niczym ja.Jedyne co nas różni to nastawienie do życia. Ona, szuka miłości swojego życia a ja jej wręcz unikam.
Po chwili zrozumiałam,że moi sąsiedzi, wpatrują się dalej z niedowierzaniem w zaistniałą właśnie sytuacje.
-Och-wymsknęło mi się, gdy spojrzałam na Salvatore'a,który miażdżył wzorkiem Kola.-Lee, Damon, to Kole i Rebekah..
-My się już znamy-odrzekł pierwotny.
-Wiem, ale wypadałoby tak oficjalnie.-przerwałam mu, posyłając w jego stronę figlarny uśmiech,chowając zdziwienie.
-Lee, zmieniłeś się-rzuciła blondynka, puszczając mu oczko.
-Za to ty Rebekah, dalej taka sama-odezwał się po raz pierwszy Damon, posyłając jej złośliwy uśmieszek.-Dalej szukasz zaczepki, co?-drążył,ma co dziewczyna, wydłużyła swoje kły.
-Uważaj z kim zadzierasz.-warknęła tylko. Mimowolnie zachichotałam.
-Damon trochę kultury.-pouczyłam go, pokazując język.
-To co Faye, oprowadzisz mnie a raczej nas, jako,że moja siostrunia, tak starsznie chciała ze mną pojechać, po twoim mieście?-spytał mój kochanek,przyciągając mnie do siebie.
-pod jednym warunkiem.
-wszystko.
-lee może iść z nami.-rzuciłam, patrząc na wyżej wymienionego
-Co? JA?-spytał zszokowany.
-no właśnie on?-zawtórował Salvatore
-Ciebie nawet nie pytam bo i tak wiem,że za nami pójdziesz.-powiedziałam szorstko w stronę niebieskookiego.- a ty.-kiwnęłam głową, na Lee.-idziesz i koniec. Należy ci się odpoczynek-zaakcentowałam ostatnie słowo, puszczając mu oko i patrząc znacząco na Rebekah. Chłopak też powinien mieć coś od życia, a nie wiecznie myśleć o Ali.
-A niech stracę-jęknął na co ja zapiszczałam.
-W takim razie chodźmy.-rzuciłam tylko,a Kole jak na zawołanie złapał mnie za rękę, po czym śmiejąc się z wszystkiego i niczego udaliśmy się do tawerny.
-Whisky!-krzyknął od razu do barmana, Damon, nawet na nas nie patrząc. Spodziewałam się takiego zachowania, więc go po prostu zignorowałam.
Zamiast tego, zamówiłam dla nas, kolejkę drinków i takim sposobem impreza się zaczęła.
Na początek przetańczyłam, kilka kawałków z pierwotnym,później z Lee a na końcu z rebeką. Tu akurat, wszystko wyglądało zupełnie inaczej,ponieważ, każdy kto nas znał, wiedział,że słynęliśmy z tego,że na każdej imprezie tańczyliśmy na stołach, dając przy tym, nie złe show.
także było i tym razem. Posłałam jej błagające spojrzenie a ta jak na zawołanie, zagwizdała głośno, prosząc Dj, by puścił jakieś seksowne piosenki.
Teraz wszystkie pary oczu były skierowane, na nas, a stukanie naszych obcasów słychac było w całym  lokalu.
Po chwili, poleciały pierwsze takty naszej piosenki, a my nie zwlekając zaczęłyśmy nasze show. na początek wykonałyśmy kilka prostych figur, które miałyśmy opanowane do perfekcji, tak na wszelki wypadek. Później równocześnie ściągnęłyśmy koszulki które miałyśmy na sobie i zaprosiłyśmy dwóch panów do nas. Oczywiście nie mógł być to nikt nam znajomy, więc wybrałyśmy jakiś dwóch mężczyzn którzy byli nawet przystojni, i zaczęliśmy nasze popisowe numery.
Gdy skończyliśmy każdy zaczął bić nam brawa, a zwłaszcza ta męska część grona. my tylko przybiliśmy piątkę i wróciłyśmy na swoje miejsca. Ja w objęcia Kola,widząc wkurwiony wzrok Damona a Rebekah, w Lee,który był wniebowzięty. W końcu nasz chłopaczek się rozluźnił..
-Nie wyszłaś z wprawy-powiedziała Rebekah, gdy już siedzieliśmy przy stoliku.
-Ma się ten talent-wzruszyłam ramionami, po czym zaśmiałam się sarkastycznie.
-brakowało mi ciebie Chamberlain-wyznała.
-PIj nie pierdol-wyjęczałam tylko.
-Kole również ciągle o tobie gadał.-ciągnęła, nie zważając na moje poprzednie słowa.
-Oh jak miło-zakpiłam.
-Ale widzę,że tu tez masz branie. Damon Salvatore, no no no-zacmokała.
-A właśnie!-krzyknęłam,-Skąd wy go w ogóle znacie?
-Długa historia.-mruknęła tylko Rebekah.
 -Opowiadaj-nakazałam
-Oj przespałam się z nim no!-wykrztusiła z siebie wreszcie, na co ja parsknęłam śmiechem.
-Gratuluję-klasnęłam w ręce.
-Zamknij się. Najgorszy błąd w moim życiu-jęknęła.-Ale wracając. DO tego wcześniej mieszkał w Mistic Falls, tam gdzie ten cały doppelganger Klausa.-przekręciła oczami.
-Elena?-spytałam zdziwiona.
-Dokładnie!-strzeliła palcami.-Salvatore, się w niej kochał, wiesz taka zakazana miłość i tak dalej. Dla mnie to i tak marna kopia Katherine, która myśli tylko i wyłącznie o sobie. Z resztą właśnie widzę,że chyba też ją sobie odpuścił.-spojrzała krótko na wampira, który właśnie dyskutował zawzięcie z Lee.
-Nie dziwię się.-powiedziałam szczerze
-Z resztą ty do niego bardziej pasujesz-dodała Beka.
-Chyba sobie ze mnie żartujesz.-prychnęłam.
-Mogę ci powiedzieć,że dobry w łóżku to on jest.-stwierdziła, na co ja się zaśmiałam.
-Zapamiętam sobie-obiecałam biorąc łyka mojego drinka.-Jednak myślę,że twój brat wystarcza mi w zupełności.-szepnęłam energicznie wstając i idąc w kierunku Kola który już z daleka mnie widział.
Uśmiechnęłam się do niego zalotnie, i nie minęła minuta, a ja rzuciłam się na niego całując namiętnie jego usta.
-tęskniłem za tym-szepnął  gryząc płatek mojego ucha. 
-mhm..-mruknęłam, bawiąc się jego koszulą. Kole oczywiście, zrozumiał aluzję, i na zachętę zaczął całować moją szyję zjeżdżając coraz niżej. Jęknęłam cicho, co nie umkło uwadze mojego pierwotnemu jak i Damonowi, z drugiego końca sali. Spojrzał na mnie tylko kpiąco. Oczywiście oddałam mu  tym samym, ciągnąc Kola w kierunku wyjścia.
-Za 15 minut u mnie-wyjęczałam w kierunku mojego ulubionego pierwotnego.
-Tyle mam na ciebie czekać?-udał rozpacz,ciężko dysząc
-Muszę spławić, Alisson i Klausika, tak by nam nie przeszkadzali.-szepnęłam, na co ten westchnął.
-no dobra.tylko się pospiesz.-dodał po czym przelotnie mnie pocałował i zniknął.
zaśmiałam się cicho, i szybkim krokiem, udałam się do mojego domu,w którym tymczasowo gościł Klaus.

<damon>

Ona robi to specjalnie..Ona robi to specjalnie..-powtarzałem cały czas,w myślach, wpatrując się  z otwartą buzią,Faye, która razem w blond-dziwką tańczyła na stole,dając wszystkim do zrozumienia,że to ona ma tutaj władze.
czemu ona musiała być taka seksowna pytam się? i w dodatku nie należała do mnie. Nie miałem prawa, jej do siebie przyciągnąć, przytulić, pocałować łapczywie, czy ściągnąć z niej moja koszulę.
z każdą chwilą coraz bardziej mi się podobała, i coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu,że muszę ją mieć. Nic innego się teraz nie liczyło.
Próbowałem zrozumieć,czemu taka seksowna czarownica, pozwala by (od dzisiaj) najbardziej wkurwiający pierwotny mógł, całować ją wszędzie gdzie chciał. Czemu nie odepchnęła go tak jak mnie wtedy na wieżowcu.
Spytacie skąd to wiem? otóż,gdy Chamberlain, wypowiedziała te słowa w korytarzu,nagle cała nasza rozmowa wróciła do mnie,niczym błyskawica.
Czy żałowałem?Można było powiedzieć,że nie..wręcz w jakimś stopniu bylem dumny z tego co zrobiłem, lecz później dopadły mnie te cholerne wyrzuty sumienia, jak i masę pytań. W przeciągu tych kilkunastu dni, zdążyłem ją już dobrze poznać, i myślałem,że nic sobie nie zrobi z jednego nic nieznaczącego pocałunku. Tymczasem ona, nie dość,że teraz zachowuje się jakbym nie istniał, to próbuje mi zrobić na złość, całując się przy mnie z tym pojebanym pierwotnym,co wywołało u mnie efekt natychmiastowy. Miałem ochotę  mu przywalić, tak,by już nie wstał, co oczywiście nie było zbyt realne.No ale pomarzyć zawsze można prawda?
Gdy bardzo ale to bardzo seksowny taniec, Faye i Rebeki zakończył się, obie dziewczyny podleciały do swoich chłoptasiów.
Widać, Lee był wniebowzięty. Naprawdę służyła mu znajomość z Faye. Przestał przynajmniej przejmować się tak strasznie Alisson, chociaż i tak wiedziałem,że ją kocha.
W jakimś sensie, czułem się zazdrosny. Czemu to ja nie sprawiłem,że ten debil, teraz świetnie się bawi z Rebekha, tylko ta mała sąsiadeczka. Warknąłem zrezygnowanie, zamawiając jeszcze jedne whisky,które nagle straciło swój smak.,ponieważ ujrzałem, klejących się do siebie, Kola i Faye. Przekręciłem wymownie  oczami, napinając wszystkie mięśnie.
"Salvatore uspokój się"-nakazałem sobie w myślach,lecz nic to nie dało.
-I jak się bawisz?-zagadał do mnie Lee, ciężko sapiąc.
-Znakomicie-syknąłem, nie spuszczając oczu z czarownicy.Mój kumpel. uniósł jedną brew do góry, naśladując mnie, po czym podążył za mną wzrokiem.Widząc Faye, wydał z siebie nie ma "aa rozumiem"
-Stary..-poklepał mnie po plecach-ostatnimi czasy, to ty uświadamiałeś mi,co czuję, lecz teraz chyba moja kolej.to widać na odległość,że jesteś o nią w chuj zazdrosny.-stwierdził na co ja prychnąłem.
-Zazdrosny?-zaśmiałem się z kpiną w głosie.-Oj Lee chyba masz schizy, po tym alkoholu.
-Wiesz co, nie rób ze mnie wariata, bo cię za dobrze znam. Zależy ci,przyznaj.-drążył.-No dajesz, Salvatore. to,że Elena cię zraniła nie znaczy,że teraz życie stanie w miejscu.-oj wchodził już na niebezpieczne tematy.
-Zamknij się.-warknąłem, obserwując jak Faye ciągnie pierwotnego w kierunku wyjścia,.
-To przyznaj się do tego co czujesz, tak jak ja do Allisson. Widzisz, bo ja ją kocham!-krzyknął, jakbym o tym nie wiedział.
-Dobra kurwa, zależy mi na niej, zadowolony?-jęknąłem, gniotąc w szklankę w ręce.
-W końcu!pogratulował mi mój przyjaciel.-Teraz tylko leć za nią, i błagaj o wybaczenie, bo znając moją siostrunię, nie da się tak łatwo przeprosić.-ciągnął lecz ja go już nie słuchałem. Lee miał rację. Musiałem z nią pogadac, i zrozumieć,czemu dalej się na mnie wkurwia o taką drobnostkę.Musiałem do wiedzieć..
W wampirzym tempie, wyszedłem z lokalu, szukając dziewczyny. Niestety zobaczyłem tylko tego jebanego Kola, który siedział na murku podziwiając pełnię.
-Co, twoja lalunia cię wystawiła?-zakpiłem, na co ten tylko się uśmiechnął.
-Nie.-odparł spokojnie, całkiem nie w jego stylu.-Wyobraź sobie,że nie Salvatore.-dodał patrząc na mnie z kpiną.
-No tak,bo przecież samemu świat wydaje się lepszy-powiedziałem sarkastycznie.
-o co ci chodzi?-spytał niczym nie wzruszony. Coś mi to nie pasowało. Nie dość,że był przesadnie miły, to jeszcze nawet nie próbował mnie wkurwić. Przecież ostatnim razem, złamał mi kark, przy Elenie, więc co go teraz powstrzymywało?
-O nic, po prostu lubię uprzykrzać ci życie-wyszczerzyłem w jego stronę zęby, na co ten westchnął.
-Odpuść sobie Faye.-odrzekł nagle, co mnie zdziwiło.
-Bo co?-warknąłem.
-Bo ja tak mówię-syknął z tym swoim angielskim akcentem, idąc jeden krok w moją stronę.
-uważaj bo się ciebie przestraszę-zaśmiałem się ironicznie.
-Nie wiesz, z kim zadzierasz. Dla niej i tak będziesz tylko marną zabawką.-wytknął mi.
-Ałć,zabolało-udałem oburzonego.-a może ty dla niej nie,co?-prychnąłem.
-Uwierz, Salvatore, znam ją trochę dłużej od ciebie, i nie liczę na jakieś prawdziwe uczucia, z jej strony wobec mnie. A najgorsze,że ciebie też znam, więc nie dam ci wykorzystać,Chamberlain.-dodał chłodno, po czym się ulotnił,a ja ze złości, kopnąłem najbliższy śmietnik.
Miał rację. Nie powinienem bawić się w tą całą sprawę z Faye,lecz nie mogłem się powstrzymać. I na pewno kiedyś za o zapłacę.

Zauważyłam ostatnio, ze Skyler zmieniła sobie kolor czcionki więc pomyślałam, ze nie będę gorsza i sobie jebnę fioletową. Tak wiec mam nadzieję, ze nowa notka was zaskoczyła pozytywnie. Jak odbieracie nową-starą przyjaźń Alison? Kocham Klausa więc dla mnie blog bez niego byłby straszny... Reszte rozmyśleń dotyczących Faye i Damona pozostawię dla Was. Wiem, ze ich kochacie więc jak to mówi Skyler.
Do NN Wasza Lara : )))

wtorek, 6 listopada 2012

Rozdział 5



Obudziłem się w swoim pokoju, lekko skacowany, nie umiejąc sobie przypomnieć co zaszło tamtejszej nocy. Jedyne co miałem przed oczami, to rozpętana burza, plaża, dyskoteka, moje ulubione miejsce, i Faye.. mnóstwo Faye  w mojej głowie. Boże ta dziewczyna, jest teraz wszędzie. I co najgorsze, chyba wczoraj mnie poniosło. A co jeśli..? Przespałem się znią? 
-O kurwa.-krzyknąłem, stając w wampirzym tempie. Rozejrzałem się po moim pokoju, szukając przynajmniej jednej części garderoby mojej sąsiadki. Na szczęście nic nie znalazłem. 
Nie myślcie sobie,że nie chciałbym się z nią przespać, a uwierzcie chciałbym,tylko dobrze by było gdybym coś z tego wydarzenia pamiętał. Po za tym, Faye wydawała się być naprawdę dobrą towarzyszką do picia, więc seks z nią mógł poczekać ....kilka tygodni. 
Podrapałem się nerwowo po głowie, próbując sobie przypomnieć co wczoraj zaszło.Na pewno było dużo wódki..znając mnie, więc to wyjaśnia kaca, który powoli już przechodził. 
Później plaża…no tak to śliczne miejsce, więc chyba normalne,że chciałem je pokazać mojej sąsiadce. 
Burza…tutaj akurat mam mętlik w głowie. Z tego co pamiętam to Faye rozpętała to wszystko? Nieee to nie możliwe.Moja chora wyobraźnia nie najlepiej pracuje z rana. 
Ale co się wydarzyło, na szczycie najwyższego budynku w Portland? To pozostaje jedną wielką niewiadomą. 
Także właśnie rozmyślając, udałem się pod ciepły prysznic, który do reszty wyleczył mój ból głowy,po czym w samym ręczniku udałem się po woreczek z krwią na rozluźnienie. I tak  miałem iść polować, ale kilka łykój 0rhplus nie zaszkodzi nikomu. 
Usiadłem wygodnie na kanapie, przeglądając jakieś programy w telewizji,lecz nawet ta chwila została zakłócona poprzez dzwonienie do głównych drzwi
-Lee otwórz!-krzyknąłem, ale odpowiedziała mi głucha cisza.
Warknąłem głośno, i sam udałem się w stronę drzwi wejściowych.
"a może to Faye?"pomyślałem, robiąc sobie żmudną nadzieję.
Jakież było moje rozczarowanie, gdy zastałem w pełni skacowaną przyjaciółkę mojej kumpeli od picia,Allison. 
-Macie może coś na kaca?-wyjąkała, a ja spojrzałem na nią zdziwiony,podziwiając jej skąpe ubranie. W szczególności,przypadły mi do gustu jej koronkowe ktrótkie spodenki. 
-A pożyczysz twój strój Faye?-uśmiechnąłem się chytrze,wyobrażając sobie Chamberlain, już w tym stroju. 
-właściwie to one są Faye..moje są w prani, i nawet nie wiem, czemu ci to mówię.-jęczała, na co ja zaśmiałem się tylko. Muszę kiedyś namówić, moją sąsiadkę, na założenie tego stroju.. 
Ruchem ręki wskazałem by, Alisson weszła do środka, po czym sam, udałem się szybko w stronę kuchni, szukając soku pomidorowego,który był wręcz idelanym na skacowane dziewczyny. Nalałem go do jakieś szklanki, i nie wiele myśląc, przez przypadek, dodałem kilka krople wódki. No co? taki sposób był najlepszy uwierzcie.. 
W pełni gotowy, zacząłem szukać Ali, by dać jej zacny trunek, lecz nie mogłem jej znaleźć. 
W końcu znużony, zajrzałem do pokoju Lee,w którym chyba odbywało się jakieś piżama party. Zachichotałem głupio, patrząc z politowaniem na Alison i mojego przyjaciela, w jednym łóżku. Do czego to wszystko doszło…
Westchnąłem teatralnie i dałem im chwile sam na sam. Ciekawe, jaka będzie reakcje Lee, gdy się obudzi. Na samą myśl, parsknąłem śmiechem. Bądźmy szczerzy,mój kumpel zakochał się w naszej przenudnej sąsiadeczce. 
Palant.-pomyślałem, przekręcając oczami. 
"ty nie lepszy,"-odezwał się drugi głos w mojej głowie.
"zamknij się!"nakazałem.
"boisz się prawdy Salvatore" drążył ten wewnętrzny ja. Boże ja wariuję…
-A już myślałem,że tylko w snach znajdziesz się ze mną w jednym łóżku-usłyszałem głos majaczącego Lee. Zaśmiałem się politowanie, jak najszybciej interweniując. 
-Fajny masz stanik-wykrztusił mój przyjaciel,na co ja dostałem ataku śmiechu, 
-Tak wiem,że mam fajne cycki-mruknęła w prost Ali.. Uu, czyli jednak nie jest taka łagodna jak myślałem? może być ciekawie…
Postanowiłem przerwać tą krótką wymianę zdań, szybko interweniując. 
-trzymaj-rzuciłem rozbawiony,spoglądając na nich z przymrużonymi oczami.
-dzięki-powiedziała i wypiła go duszkiem. Parsknąłem cicho śmiechem. Boże taka komedia z rana..-już mi lepiej-skierowała się do mnie, po czym w ludzkim tempie zmyła się z naszego mieszkania.
-Nie mogłeś mi dać jakiegoś znaku, ze Alison jest w moim łóżku ?-spytał Lee rozdrażniony. 
-Stary ona przyszła tutaj seksownie ubrana, po czym wpadła na Twoje własne łóżko, a ty jeszcze narzekasz ?-nie dowierzałem własnym uszom.
Kurwa, ile bym dał, za taką samą sytuację z sąsiadką pani skacowanej-Ja bym nie narzekał,gdyby Faye tak zrobia-wypowiedziałem na głos swoje myśli, robiąc naburmuszoną minę. Czemu te wszystkie dobre rzeczy,zawsze spotykały mojego kumpla?
Nie wiele, myśląc, ulotniłem się z jego pokoju pozostawiając go na pastwę swoich myśli. W sumie,zawsze tak robiłem. Przykłady? Elena, Stefan,Lee, Klaus, i Faye..kurwa, znowu ta mała pojawiła się w mojej głwie.Miałem ochotę do niej w tym momencie pójść i wszystko wyjasnić,lecz moja własna duma, mi na to nie pozwolała. Prcyhnąłem cicho, wsiadając do windy. 
Dzisiaj nie myślę o innych, tylko o sobie. 
Od ponad 4 dni, nie byłem na porządnym polowaniu, ani nie przespałem się z jakąs ładną dziewczyną. No cóż, chyba czas to nadgonić, bo jak to stwierdził kiedyś Lee, gdy się nie pożywię, potrafię jeszcze bardziej  doprowadzać ludzi do szału.
Gdy to wtedy powiedział, uznałem to za komplement. Czy teraz coś się zmieinło? Nie..zupełnie nic. 
Rozmyślając do jakiej kawiarni się udać, nagle drzwi od windy otworzyły się szeroko,a ja z głową w chmurach wysiadłem, po czym ,niespodziewanie zderzyłem się z jakąś dziewczyną. 
-Uważaj jak chodzisz-syknęła podłamanym głosem, a ja od razu ją poznałem. 
-Co, też kac męczy Chemerlain?-spytałem uśmiechając się szarmancko,lecz Faye nawet mi nie odpowiedziała, tylko w szybkim tempie, podnosiła rzeczy,które jej wypadły z torebki.Spojrzałem na nią z dezaprobatą,pochylając się ku ziemi. 
-Proszę-podałem jej telefon, w wampirzym tempie, którego wyrwała, nie zważając na moje słowa.-Cięzka noc?-drążyłem, chcąc nawiązać z nią konwersacje, sam nawet nie wiem czemu. Kolejna cisza. Uniosłem zdziwiony brew.-faye?-pomachałem jej ręką przed oczami, lecz nawet to nic nie dało.
Dziewczyna zachowywała się tak,jakbym dla niej nie istniał. 
-Masz zamiar mnie ignorować?-warknąłem, energicznie wstając. Moja seksowna sąsiadka, spojrzała na mnie wrogo przez ułamek sekundy. Nie był to takie wzork jaki mi zawsze posyłała. Bardziej przypominał, coś typu "nie chcę nic mówic, ale spierdalaj". 
Stanąłem więc wryty,nie wiedząc o co jej chodzi. Robiła sobie ze mnie jaja? Czy może ktoś naprawdę zalazł jej za skórę.Jeżeli okażę się,ze to drugie, chętnie zabiję tego gnoja, chociażby dla rozluźnienia się. Jedyne czego potrzebowałem to jej zgody. A dokładniej jej głosu,lecz ona jak na złośc milczała, jak naszybciej biorąc wszystkie ksiązki jak i torebkę pod pachę,i kierując się już do windy. 
-Czekaj!-krzyknąłem,gdy miała już zniknąć za metalowymi drzwiami. Podbiegłem do niej w nadnaturalnym tempie, łapiąc za ręce i przygniatając do ściany. 
Dalej zero reakcji. Jej serce, biło dalej w swoim wyznaczonym tempie, a oczy nie wyrażały żadnych emocji, jedynie nienawiść.
 Czystą nienawiśc, która chcąc nie chcąc cisła mi się w oczy, niczym sztylet. O co tu kurwa chodziło? 
-Spójrz na mnie-nakazałem szeptem, przybliżając się do niej milimetr po milimetrze. Po chwili nasze oczy spotkały się, a ja kolejny raz zaniemówiłem. Pierwszy raz odkąd ją znam, widzę w jej brazowych tęczówkach łzy. Nie umiałem rozpoznać,czy były one spowodowane złością czy może rozpaczą.-Co się stało?-wykrztusiłem czule patrząc na nią wyczekująco ,chcąc przyciągnąć ją do siebie. Z własnego doświadczenia, wiem,że dziewczyny to lubią. Czuć obecność drugiej osoby i tak dalej..Takie pierdolenie o niczym…Lecz Faye, kolejny raz mnie zaskoczyła, ponieważ odepchnęla mnie od siebie,tak,że prawie nie upadłem, uśmiechając się figlarnie. 
-Po pierwsze, nigdy nie zbliżaj się do mnie na taką odległość. Po drugie, nie jestem już małą dziewczynką, i sama umiem poradzić sobie, z moimi problemami, i po trzecie, jakim kurwa prawem się o to pytasz? Przyznam wczoraj spędziliśmy trochę czasu,ale,to była częśc przysługi i nic więcej. Co ty myślałeś,że będę taka chętna i pójdę z tobą do łóżka?-zachichotała głośno.-Nic o mnie nie wiesz, Salvatore. Nie jestem taka jak ci się zdaje, i nie dam wykorzystać się takiemu sukinsynowi jak ty.-dokończyła, prychając cicho.
-Wczoraj jakoś nie miałaś nic przeciwko temu-uśmiechnąłem się kpiąco również powoli mając dość. W co ta dziewczyna ze mną gra?
-No oczywiście. Teraz będziesz udawał,że wczoraj zaszło coś czego mogłabym żałowac,żebyś ty się uwolnił od wyrzutów sumienia?Dla twojej wiadomości, nie chcę i nawet nie mogę sobie pomyśleć,że to co miało miejsce wczoraj może się powtórzyć,zrozumiano?-powiedziała słodkim głosikiem. Ja natomiast buchałem w środku. Czy ona, nie widzi,że ja niczego z wczoraj nie pamiętam?!
-Jesteś popierdolona.-warknąłem w jej kierunku. NIe dość,że nie wiedziałem o co jej chodzi, to jeszcze próbowała wszystko zwalić na mnie. Suka… 
-Nawzajem.-odparła niczym nie wzruszona, czekając na następną windę.-A tak a pro po, to całujesz do dupy-parknęła śmiechem, po czym zniknęła.
-Że co?-krzyknąlem bardziej do siebie niż do niej. Po raz kolejny w tym dniu, byłem zdziwiony. Boże do czego to już dochodzi.. 
"także podsumując, chyba masz już odpowiedź Salvatore, co się działo wczoraj na wieżowcu"-powiedział mój wewntętrzy głos. 
-kurwa-jęknąlem do siebie, po czym wyłączając emocje wyszedłem nie źle zaszaleć,lecz pewien widok mi w tym na chwile przeszkodził. 
~~Alison~~

Obudziłam się całkowicie skacowana. Wstałam leniwie z łóżka, podchodząc do lodówki, w celu znalezienia czegokolwiek co sprawiłoby iż mój ogromny ból głowy by minął. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, które przedstawiało moją skromną osobę, odzianą jedynie w króciutkie, koronkowe spodenki i stanik. Kiedy wreszcie dotarłam do lodówki spostrzegłam się iż nie ma tam niczego co pomogłoby z moim kacu.
W tym momencie doszłam do genialnego wniosku iż pójdę do naszych sąsiadów spytać ich czy może nią mają czegoś co mogłoby mi pomóc. Miałam w dupie fakt, iż uprzedniego dnia wydarłam się na przystojniejszego z naszych sąsiadów, gdyż głowa prawie mi już eksplodowała. Zapukałam więc w ich drzwi i po chwili pojawił się w nich Damon, który niezwykle zdziwiony spojrzał na moją roznegliżowaną postać. 
-Macie może coś na kaca?- spytałam, poprawiając niesforne kosmyki włosów
-A pożyczysz twój strój Faye?- zawtórował mi pytaniem Salvatore, posyłając mi ten swój seksowny uśmieszek
-One są właściwie Faye, ja mam czarne, ale one są w praniu i właściwie nie wiem po co Ci to mówię.- ziewnęłam , trąc oczy- Masz coś na kaca śliczny sąsiedzie ?- spytałam po chwili, zmuszając się do uśmiechu
-Wejdź, spróbuję coś znaleźć.- Salvatore przewrócił oczami. Damon zniknął, a mi się zachciało jeszcze bardziej spać, tak więc podbiegłam do pierwszego, lepszego łóżka i runęłam na nim. Chwilę później otworzyłam powtórnie powieki, czując iż zmęczenie i ból powoli począł mijać. Mój wzrok powędrował w bok, gdzie ujrzałam całkiem nagiego Lee, który zdziwiony również otworzył oczy.
-A myślałem, ze tylko w śnie znajdziesz się w moim łóżku.- wydukał Lee
-Przyszłam po sok, ale…- nie dokończyłam gdyż do sypialni wszedł Salvatore z upragnionym dla mnie napojem- Dzięki.- wypiłam go duszkiem, odkładając brudne naczynie na szafkę. Potrząsnęłam głową, wstając z łóżka
-Ładny stanik.- wydukał zachwycony moim prawie nagim  wyglądem Lee
-Tak wiem, ze mam ładne cycki, czy tak trudno mówić bezpośrednio o czym się myśli ?- wyrzuciłam z siebie wszystkie rozmyślenia, które bombardowały mnie- Dzięki za sok, już czuję się lepiej.- powiedziałam w stronę Damona, po czym zerkając powtórnie na Lee wyszłam z ich domu, kierując się do własnego.

~~Lee~~


Spałem sobie smacznie, aż do momentu, kigfy poczułem jak czyjś cudowny, fiołkowy zapach przedziera się do mnie w mym  łóżku. Kiedy tylko otworzyłem szeroko powieki spostrzegłem się, ze obok mnie leży smacznie śpiąca Alison. Mój wzrok spoczął na jej dużym biuście, który idealnie wyglądał odziany w koronkowym staniku. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Po chwili dziewczyna się jednak zbudziła, a ja automatycznie spojrzałem w sufit.
-A myślałem, ze tylko w śnie znajdziesz się w moim łóżku.- wydukałem jak jakiś palant
-Przyszłam po sok, ale..- nie dokończyła, gdyż nagle do mojego pokoju wszedł Damon z diabolicznym uśmieszkiem, podający jej czerwony napój- Dzięki.- wypiła go duszkiem, odkładając na szafkę, moją szafkę !
-Ładny stanik.- odparłem podziwiając oczywiście jego zawartość
- Wiem, ze mam ładne cycki, czy tak trudno mówić bezpośrednio o czym się myśli ?- spytała sfrustrowana, wyczuła mnie na wylot- Dzięki za sok, już czuję się lepiej.— dorzuciła w stronę Salvatore, wychodząc
-Nie mogłeś mi dać jakiegoś znaku, ze Alison jest w moim łóżku ?- spytałem sfrustrowany kumpla 
-Stary ona przyszła tutaj seksownie ubrana, po czym wpadła na Twoje własne łóżko, a ty jeszcze narzekasz ?- spytał zdziwiony Damon- Ja bym nie narzekał, gdyby Faye tak zrobiła.- dodał z tą swoją upierdliwa miną, wychodząc z pokoju
Może miał rację, może po prostu zbyt często narzekam ?! Miałem gdzieś moje głębokie rozmyślenia, więc po prostu powtórnie rzuciłem się na łóżko i zasnąłem.

~~Alison~~

Kiedy tylko znalazłam się powtórnie w domu, pobiegłam automatycznie do pokoju gdzie zamknęłam się na kluczyk w łazience w celu powrotu do żywych jak to miała za zwyczaj mawiać po grubszej imprezie Faye.
 Po dwóch godzinach żmudnej pracy, która miała za zadanie sprawić iż będę wyglądać jak człowiek wyszłam z pomieszczenia zwanego łazienką, po czym poszłam do kuchni i zrobiłam sobie musli z jogurtem.  Kiedy tylko skończyłam je jeść do pokoju wpadła Faye, wyglądająca dokładnie tak, jakby uprzedniej nocy mocno zabalowała. Spojrzała na nią życzliwie, szukając w jej oczach aprobaty, brakowało mi jej przyjacielskiej rozmowy, przytulenia i opieprzu. Podbiegłam do niej i bez słowa do siebie przytuliłam.
-Kocham cię, wiesz ?- spytałam przyjaciółki
-Ja ciebie też, ale jakby ktoś pytał to nigdy tego nie mówiłam.- powiedziała czarownica, uśmiechając się diabolicznie
-Oczywiście.- powiedziałam z uśmiechem, wychodząc na zewnątrz
Kiedy tylko się już tam znalazłam wpadłam na moje nieszczęście na Scotta, trzymającego w lewej dłoni bukiet czerwonych róż. Spojrzałam na niego posępnym wzrokiem, cały czas będąc obrażoną.
-Po co tu przyszedłeś ?- spytałam chłodno.
-Chciałem przeprosić, zależy mi Na Tobie Alison i czuje się okropnie w związku z tym co wczoraj się stało …- ciągnął mężczyzna, szukając we mnie aprobaty
-Scott przecież wiesz, ze ja cie kocham, ale po prostu ostatnimi czasy doszłam do wniosku, ze o wiele więcej nas dzieli aniżeli łączy.- wzruszyłam ramionami.
-Alison kocham cię i jedynym sposobem, żebyś mi wybaczyła jest to.- chłopak klęknął przede mną na kolano, po czym wyszukał zręcznie w kieszeni spodni pudełeczko- Alison Argent czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną ?- spytał mnie mężczyzna
-Pod jednym warunkiem.- pogroziłam mu
-Dla ciebie wszystko.- powiedział chłopak
-Zaprosisz mnie na kawę.- uśmiechnęłam się wpijając prosto w jego namiętne usta. Pierścionek, który mi nałożył na palec był cudowny, zjawiskowy.<klick>
~~Lee~~


Siedziałem sobie spokojnie w kuchni pijąc krew 0 RH+, aż nagle do pomieszczenia wpadł Damon. Spojrzałem  na niego zdziwiony, podnosząc wysoko brew.
-Nie uwierzysz co usłyszałem !- krzyknął podniecony Salvatore
-Pewnie nie możesz się doczekać opowiedzenia mi tej jakże fascynującej historii.- powiedziałem  ironicznie, za co zostałem skarcony przez Damona wzrokiem 
-Alison jest zaręczona ze Scottem.- kiedy tylko usłyszałem te słowa cała krew znajdująca się w mojej buzi wylądowała na podłodze- Ty to umyjesz.- dodał, obserwując zdziwienie na mojej twarzy
-Do kurwy nędzy co ?!- krzyknąłem, otwierając szerzej oczy
-Byłem sobie na dworze i nagle słyszę jak ten jej się oświadcza i ona tak na niego spojrzała i się zgodziła, zgodziła się.- powiedział Salvatore z uśmieszkiem
-I co się cieszysz stary zgredzie ?- spytałem wściekły
-Nic, nic.- powiedział Salvatore, kończąc mój posiłek- Widać, ze ci się podoba stary, wpadłeś.- stwierdził wampir, po czym zostawił mnie samego z głowa pełna miliona myśli i spostrzeżeń.
~~Alison~~

Nie wiem w sumie czemu zgodziłam się zostać jego żoną… Oczywiście kocham Scotta i tego nie da się ukryć, ale nie jestem pewna, czy chcę spędzić z nim całe życie. Przekręciłam znacząco oczami, po czym razem z moim narzeczonym, jak to cholernie dziwnie brzmi podążyłam do mojego domu. Wpadliśmy podnieceni na nic nie bacząc do mojej sypialni. 
Zerknęłam z pożądaniem na Scotta, po czym podbiegłam w jego stronę i wpiłam się prosto w jego cudowne, namiętne usta. Mężczyzna począł mnie namiętnie całować, zdejmując przy tym samym moją bieliznę. Po chwili byłam całkiem naga. Mężczyzna zasłonił mnie swą masywna sylwetką przez co widać mi było w oknie samą głowę. Scott cały czas mnie całował. Po chwili spostrzegłam się, ze za szybą mieszkania naprzeciwko w oknie siedzi Lee ze szklanką pełną Burbonu. Kiedy tylko mnie zauważył uśmiechnął się oschle, podnosząc swój trunek ku górze. Odpowiedziałam mu tym samym  po czym wróciłam do namiętnych pieszczot, jakimi mnie obdarzał Scott. 
Pomimo, że sex z moim narzeczonym dawał mi wiele przyjemności ciągle nie mogłam wyprzeć z głowy twarzy Lee. Czy to możliwe, ze zauroczyłam się we własnym sąsiedzie, którego trzymałam na dystans, nie licząc jednego pocałunku ? Właśnie ten pocałunek był najmilszą rzeczą, jakiej doświadczyłam ostatnimi czasy. Co ja gadam ? Przecież kilka godzin temu oświadczył mi się mój najukochańszy chłopak, czego chcieć więcej nieprawdaż ? Jednak ja w tym wszystkim ciągle myślałam tylko o Lee i jego pięknych, zielonych oczach.
Faye.

Do dupy. W tych dwóch słowa można opisać wszystko co się we mnie dzieje. No może jeszcze. O kurwa.Dwie możliwości.. W sumie niby nie miałam co się martwić,ale co poradzę,że ten nieznośny wampir, działał mi tak na nerwy. Nie dość,że wczoraj przesadził, to jeszcze dzisiaj myśli,że będę dalej dla niego taka miła? Przepraszam bardzo, ale chyba mu się coś nie źle pomieszało w tej główce. 
Owszem wczorajszy wieczór zaliczał się do udanych, lecz jak to w życiu bywa, coś zawsze musi się spierdolić. W tym przypadku szanowny Damon Salvatore, pocałował mnie, myśląc tym samym,że będe skakać z radości,a było wręcz przeciwnie. Niby jak to wczoaj powiedziałam "wykorzystuję" facetów, ale w jego przypadku nie mogłam. Czułam,że gdy się z nim prześpię, przysporzy to mase kłopotów, a po za tym mój wewnętrzy insyntk kazał mi się wtedy od niego oddalić, i urwać wszystkie konatkty. 
Czemu? Sama nie wiem,co było dość dziwne. 
Z resztą, nie będe teraz gdybać nad tym, co mi leży na sercu. to nie jest za bardzo popularne  w mojej naturze..
Lecz w sumie, rzadko czytam książki, a teraz przed sobą mam cały stos, starych i szorstkich kartek,które mam zamiar przeczytać. 
Po tym, czego się wczoraj dowiedziałam, okazuje się,że w Portland mieszka znacznie więcej magicznych istot niż się spodziewałam,więc, wypadałoby trochę poćwiczyć kilka zakleć. Na dodatek, za kilka miesięcy, znowu wydarzy się spotkanie w Salem,które beze mnie się nie obejdzie. Na samą myśl, mały uśmieszek, zawitał na mojej twarzy. 
Uwielbiałam tą robotę. Ale tak dla przypomnienia.
 Owszem, na tą chwilą współpracuję z Alisson, i spełniam się jako pomocnik, lecz każdy wie,że to nie jest spełnienie moich marzeń. Moja rodzina, wywodzi się z rodu pierwszych czarownic na świecie. Nazwisko Chamberlain, pojawiło się, na liście czarownic, spalonych w Salem, jako najbardziej kłopotliwe. 
Moi rodzice, iż cholernie podziwiali tradycje corocznego spotkania najpotężniejszych wiedźm, chcieli kontynuować nasze powołanie z czasem wtajemniczając w nie również mnie.
 A jako,że byli na tyle uroczy, by zostawić mnie na pastwę losu, sama zaczęłam zgłębiać, magię, by po czasie dołączyć do kręgu.
 Cassie nagadała mi,że to było moje przeznaczenie i tak dalej..gówno prawda. Doszłam do wniosku,że ich nie potrzebuje, i już tak dobre 6 lat, uczestniczę w obchodach, Salem. Na początku każdy patrzył na mnie krzywym okiem, lecz z czasem, przywykli,że jestem potężna, jak i moze niepokonana. rada zaczęła zwracać się do mnie z szacunkiem i odpuściła wszystkie testy, która normlana czarownica musi przejść,gdy pierwszy raz znajduje się w Salem. Ba! Oni wręcz chcieli, bym pomagała im sprawdzać nowicjuszy, na co oczywiście przystałam,tylko ze względu na to,że wtedy miałam okazje się nie źle pośmiać. Przepraszam bardzo,ale widok, 14 letniego chłopca,który próbuje wykonać trudne zaklęcie, a na końcu spala swoje bujne włosy, umie doprowadzić do łez. 
zachichotałam głupio. Oczywiście, to była ta lepsza część. Była jeszcze ta nudna, bardziej oficjalna, jak i powazna. 
Najpotężniejsi spotykali się po zmorku na wzgórzu, by omówić, sprawy bezpieczeństwa i stoczyc kilka pojedynków, dla zabawy. Wszystko było by okey,gdybym nie musiała widzieć moich niedoszłych przyjaciół, z Chance Harber,którzy chcieli za wszelką cenę wiedzieć,czemu ich opuściłam.
Także podsumowując, im prędzej zacznę ćwiczyć, jakieś stare, bardzo skomplikowane zaklęcia tym lepiej dla mnie. 
W tamtym roku na przykład przydało mi się to niezmiernie, ponieważ postanowiłam zabrać ze sobą Alisson. jeden ze strażników, jednak, nie wyraził zgody,jako,że w pewnym sensie Ali była człowiekiem. 
Wkurwiłam się wtedy i go zabiłam, przy użyciu, kilku słów.Niestety, nawet to nie pomogło a moja przyjaciółka, musiała czekać na mnie całe 3 tygodnie w podrzędnym hotelu. 
Gdy doszłam już  do mojego pokoju, rzuciłam ciężkie księgi na łóżko, po czym szybko pobiegłam do kuchni, z zamiarem wypicia, jakiegoś soku. 
Jednak Salvatore miał rację. Kac dopadał nawet mnie. 
Nagle przed moimi oczami, pojawiła się wyszykowana Alisson, która najwidoczniej była w wyśmienitym humorze. Spojrzałam na nią z dezaprobatą. Widać pobyt, tu naprawdę jej służył.. I dobrze. Właśnie chyba o to nam chodziło. by zapomnieć o rzeczywistości,która niestety mnie i tak dopadła. Ach pierdolić to. 
-kocham cię wiesz?-powiedziała, tuląc mnie do siebie. 
-Ja ciebie też,ale jakby ktoś pytał,to nigdy tego nie mówiłam.-przekręciłam wymownie oczami, na co ta tylko się zaśmiała, i zniknęła. 
Westchnęłam teatralnie, ponownie, sięgając po sok pomarańczowy,który kusił swoim widokiem. Po chwili, mój lek na kaca, znalazł się w moim gardle,powodując ulgę. O tak.. dzisiaj nie piję-postanwoiłam uśmiechając się do siebie głupoowato. 
Dla odprężenia, zaparzyłam sobie kawę, i włączyłam telewizor, by w spokoju, oglądnąć jakiś marny film, który zwał się "i że cię nie opuszczę"
Nie cierpiałam romantycznych komedii, ale dzisiaj jakoś naszła mnie na nie ochota. Tak więc rozsiadłam się wygodnie, popijąc gorący napój i śmiejąc się z głównych bohaterów. 
Gdzieś tak w połowie, usłyszałam, jak ktoś dobija się do drzwi wejściowych.
-czego?!-krzyknęłam, święcie przekonana,że za drzwiami stoi, Damon, który, kolejny raz,chciał mnie wkurwić. 
Gdy poukanie, nie ustawało, w nadnaturalnym tempie, podbiegłam do przedpokoju, otwierając drzwi na oścież. 
-Co do kurwy nędzy?-wydarłam się nie panując nad sobą ,przez co, nagle w moim pokoju właczyła się wierza. Oby tak dalej Faye-zakpiłam sama z siebie,wyobrażając już sobie swoją minę. 
-Eeee przeszkadzam?-usłyszałam głos, mojego drugiego przystojengo sąsiada Lee.
-Ach to ty.-westchnęłam.-Czego chcesz?-spytałam od razu, go przechytrzając. 
-Jest Alisson?-a więc to tak…To,że mój ssąsiadek, podkochiwał się w mojej przyjaciółce, wiedziałam od początku.. 
-Może…?-drązyłam, uśmiechając się złośliwie. 
-A może nie?-na jego twarzy również zagościł uśmiech. zaśmiałam się cicho, dając za wygranę. 
-Nie ma jej.-odparłam udając rozpacz.-przekazać coś?-spytałam słodkim głosikiem.
-Ach nie ważne.-machnął ręką zawiedziony. Widać coś mu leżało na sercu. 
-A co, panie królewiczu, miałeś zamiar wyznać Alisson swoje uczucia?-zakpiłam, a Lee spojrzał na mnie z niedowierzeniem .
-Skąd ty…?-zaczął.
-Oj proszę cię, przecież to widać na odległość.-prychnęłam, parząc na niego wymownie.
-No tak…-mruknął drapiąc się po głowie.-Właściwie przekaż jej,że tu byłem. 
-I tak tego nie zrobię-wetschnęłam, podziwiając swoje paznokcie. 
-To po się pytasz?-spytal sfrustrowany. 
-Sama nie wiem-wzruszyłam ramionami. Mój sąsiad w odpowiedzi zaśmiał sie krótko.
-Damon miał rację, jesteś naprawdę dziwna.-stwierdził. 
-Mówi to  chłopak, który, jest hybrydą i buja się dziewczynie, która ma chłopaka?-spytałam retorycznie, na co ten zakrztusił się własną śliną. -A teraz nastąpi pytanie "skąd wiesz?"-zgadłam, śmiejąc się w najlepsze. 
-Nawet nie pytam.-poddał się, wchodząc do środka. Uniosłam jedną brew ku górze.-Możemy przecież założyć,że gościnna Faye zaprosiła mnie do środka prawda?-powiedział, uśmiechając się szczerze. W odpowiedzi, ukłoniłam się lekko, mówiąc.
-Zapraszam, zapraszam!-wskazałam ręką salon, w którym dalej leciał tej popieprzony film. 
-Nie mów,że takie filmy oglądasz.-rzucił oskarzycielsko. 
-Przepraszam,miałam akurat przypływ uczuć, co prawie nie skończyło się wymiotami.-Lee zaśmiał się z mojej wypowiedzi, po czym usiadł wygodnie, na naszej kanapie. 
-Nie za wygodnie?-spytałam sarkastycznie. 
-Och daj spokój. Właśnie dowiedziałem się,że dziewczyna, którą jak sama stwierdziłaś mi się podoba, zaręczyła się w tym pieprzonym palantem, mój natretny przyjaciel, zostawił mnie na pastwę losu, by zapewne przelecieć jakąś dziewczynę, to do tego,moja sąsiadka, odkryła,że jestem hyrydą, po niecałym tygodniu znajomości. Odpuściłabyś.-skończył.
-Allisson wychodzi za mąż za tego gnoja?!-ryknęłam, chodzac w tą i we wtą. 
-Widzę,że tez go nie lubisz.-stwierdził mój sąsiad. 
-To mało powiedziane.-mruknęłam, kopiąc, najbliższą rzecz-Co jak co,ale ja ich druhną nie będę-burknęłam.
-Liczyłem bardziej na świadka, ale wiesz, to by było dość dziwne-kontynuował Lee, rozumiejąc zasady mojej gry. 
-Może jak nam szczęście dopisze, to zostaniemy zatrudnieni, jako obsługa? Wtedy bez problemu możemy otruć tego całego Scotta.-zaproponowałam. Chłopak, energicznie, pokiwał głową. 
-Czytasz mi w myślach.-powiedział, uśmiechając się ironicznie,po czym wybuchnęliśmy równocześnie szczerym śmiechem. 
-Nie jesteś taka zła, jak mówił Damon.-odparł mój drugi sąsiad, gdy się już uspokoiliśmy. 
-Widzę,że Salvatore, dużo ci o mnie mówił.-zauważyłam, puszczając w jego kierunku oko. 
-Podobasz mu się.-mruknął niczego nie świadomy. 
-No tak..mam być jego kolejną dziewczynką na jedną noc?-zażartowałam sakrastycznie. 
-Na poczatku tak myślałem,ale teraz to chuj wie, co on od ciebie chce.-dodał mój nowy kumpel.
-Ach,pierdolić to.-machnęłam ręką, wyłączając ten beznadziejny film. 
-Ej!-krzyknął oburzony Lee.-wczułem się!
-Oczywiście-zachichotałam. 
-Wiesz co, masz rację. 
-Jak zawsze.-wzurszyłam ramionami 
-Och nie o tym mówię,-jęknął, wstając.
-Oświecisz pannę Chamberlain?-posłałam mu błagające spojrzenie. 
-"Pierdolić związki!"-zaacytował mnie,po czym dodał.-Odpuszczę sobie, dla jej dobra.jeżeli chce spędzić swoje życie z takim nudziarzem, to nic nie mogę na to poradzić.-zakończył lekko zasmucony. 
-Wiesz, moim zdaniem, byłbyś idealnym chłopakiem, dla Alisson-pocieszyłam go, dając mu sójkę w bok. 
-Dzięki,a ty idealną dziewczyną dla Damona-odgrzył się, a mi mina zżedła. 
-Kak mówiłam, nie mam zamiaru, się dać nabrać na takie pojebaństwo-warknęłam tylko. 
-WIęc jesteśmy skazani na spędzenie, wieczności, w samotności?-załkał. 
-Nie koniecznie..-mruknęłam, patrząc na niego.-Mamy przecież siebie.-puściłam mu oko. 
-Masz rację! Po co komu coś więcej,prawda? 
-Wystraczy dobrane towarzystwo-pisnęłam skacząc po kanapię, jak mała dziewczynka. 
-Chodź do mnie moja ty pojebana sąsiadko.-gdy to mówił, otworzył szeroko ramiona a ja po chwili wpadłam w nie,śmiejąc się, z naszego zachowania. 
Lee wydawał się być naprawdę zajebisty, a co najważniejsze, nie oczekiwał ode mnie, że zmienię swoje nastawienie do życia, czy zacznę się mu spowiadać ze wszystkiego. Coś czuję,że może nawet zaliczyć się do moich dobrych przyjaciół,gdy wypije ze mną trochę wódki. Ale to nie dziś.
-Lubię cię-wyznaliiśmy jednocześnie, cali czas przytuleni do siebie,gdy nagle zachichotaliśmy. 
-ty naprawde czytasz mi w myślach-jęknęłam,
-Nie pierdol, po prostu cię rozumiem.-powiedział odsuwając mnie od siebie,by spojrzec mi w oczy.
-Zero zobowiązań.-zaczęłam,
-Zero uczuć.-kontynuował. 
-Po prostu zajebiści przyjaciele.-zakończyłam przybijając z nim piątkę. 
-Może za to wypijemy?-kusił mnie. 
-W sumie…czemu nie!-powiedziałam, wyczarowując w powietrzu dwie szklanki. 
-Czarownica?-uniósł jedną brew ku górze. 
-Gratulacje za spostrzegawczość.-poklepałam go po plecach, tym samym podając mu naczynie.-Ale Lee?-zagroziłam. 
-Słucham cię, ma pani?
-To będzie taka nasza mała tajemnica, dobrze?-wyszeptałam seksownie. 
-Nie ma sprawy-zawtórował mi, po czym pociągnął w stronę swojego mieszkania. Widząc moje zdziwienie, przekręcił oczami.-Damona nie ma,a tutaj w każdej chwili może wrócić zakochana para, pragnąca spędzić romantyczne chwile-udał, zachwyconego. 
-Spieprzamy!-nakazałam, śmiejąc się. 
Kilka minut później, byliśmy już w mieszkaniu moich sąsiadów, i szczerze pwoeidziawszy roznosiliśmy wszystko co możliwe. Zaczęliśmy od sypialni, mojego przyjaciela, potem kuchnia,gdzie przemieniłam sobie wytworną krew w zwykłą wódkę,pokój Damona(tu akurat nie oszczędziłam sobie, przeszukania wszystkich jego rzeczy i zrobienia, lekkiego tornada) by na końcu trafić do salonu, z którego Salvatore jak i Lee, mieli znakomity widok, na pokój Alisson. 
Śmiejąc się, obydowje spojrzeliśmy w tamtym kierunku,lecz to co tam ujrzeliśmy przysporzyło Lee o grymas na twrazy. Otóż, moja kochaniutka Ali, właśnie całowała się  ze Scottem,który na moje oko, był nie źle napalony. Przekręciłam oczami, widząc ubolewającego Lee. 
-Pokaż im,kto ma tu władze-wymruczałam mu do ucha, nakazując by podszedł bliżej do okna, i uniósł swój kieliszek z burbonem do góry. Ja schowałam się za jego plecami, czekając na reakcję Alisson.
W końcu gdy zauważyła mojego towarzysza, oblała się szkarłatnym rumieńcem, powoli się uśmiechając, lecz nie przerywając swoich czynności, by po chwili zasłonić okno, roletami. 
-Darmowy burdel.-warknął Labeque, na co ja szturchnęłam go w ramię. 
-masz jeszcze u niej szansę-odparłam zgodnie z prawdą. 
-Czemu tak myślisz?-spytał bawiąc się moimi włosami 
-zarumieniła się.-powiedziałam niczym nie wzruszona.
-A to znaczy..?-drążył. Przekręciłam rozdrażniona oczami. 
-To znaczy,że jej zależy.-jęknęłam.-Uwierz, znam ją nie od wczoraj, i jej nie da się tak szybko speszyć.-zakończyłam temat, kładąc mu głowę na kolanach. 
-Damon tak szybko nie odpuści.-rzucił Lee, pewny swoich racji.
-Nie obchodzi mnie to-syknęłam. 
-Oj Faye, nie udawaj.-uśmiechnął się w moim kierunku.-Co jak co, ale wy dwoje naprawde do siebie pasujecie, a Salvatore, zasłużył, na trochę szczęscia. Ale jak tylko spróbuje cię wykorzystać to go zabiję-warknął groźnie. 
-Już to widzę-zaśmiałam się,popijając whisky, z kieliszka Lee.-Wiesz,że on właściwie już nie żyje?-spytałam,łapiąc aluzję. 
-Wiem.-odparł wzruszając ramionami.-Właścnie dlatego, nie zaszkodzi mu zginąc jeszcze raz.


Kolejny rozdział, za nami. Jak wam się podoba? Mi w sumie nawet bardzo, ponieważ akcja, zaczyna się powoli rozkręcać. Nie liczcie,że wszystkie rozdziały będą takie romantyczne i wgl ;) Na razie, wszystko jeszcze się rozkręca ^^ 
Rozdział trochę później dodany,ponieważ, Lary, nie ma, a ja ledwo co wydalam z 4 blogami,które prowadzę. Także jak to przeczytasz Olu(Lara) to zapraszam serdecznie na skype ;* 
W takim razie do nn ;* Skyler;*